Powoli wracam do zdrowia, bo mam ochotę na coraz więcej. Dziś pokonałam ponad 6 km, wykonując ponad 11.000 kroków. Nie zmęczyłam się, jak jeszcze wczoraj było. Dziś miałam już ochotę na zakupy urodowe, kupiłam maseczki do twarzy, a wczoraj wieczorem nałożyłam na twarz maskę z otworami. Moja skóra piła jak spragniony maratończyk. Na II śniadanie podałam awokado z anchois i galaretkę drobiową. Do tego kawa z kawiarki włoskiej i mąż oblizywał się . Na obiad nie gorzej, bo naleśniki ze szpinakiem + kiszona kapusta. Było zatem zielono i smacznie. Dzwoniono z Fundacji z informacja o zbiórce w dniu wyjazdu do Łodzi. To już za tydzień, oby pogoda się utrzymała. Dziś na bulwarze zatrzęsienie wózków z małymi dziećmi , ale i starszych osób. Taka wymiana pokoleń. Chwilkę siedzieliśmy na ławce, chłonąć widok morza, które nas urzeka bezustannie. Moje pelargonie na balkonie nadal pięknie kwitną, chyba nie chcą się pogodzić z porą roku. Na wzmocnienie zrobiliśmy dziś sok warzywno - owocowy, z buraków, marchwi i jabłek. Trochę było z tym zamieszania, bo sokowirówka "schowała się " przed nami i zaczęliśmy myśleć, że pozbyliśmy się jej przed remontem. Nic prawdy w tym nie było, teraz mam zamiar napić się soku, na zdrowie!
marrtynna
13 października 2018, 07:17Soki, zielone dania, zdrowo i smacznie:). Tez uwielbiam nasze morze, gdyńska plażę odwiedziłam raz, zimą, urok niesamowity:)
Marynia1958
11 października 2018, 18:32na zdrowie...