Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I oto nadszedł czas


zimowej herbaty, takiej  mocnej , z sokiem malinowym. Wczoraj raczyliśmy się taką  po powrocie z urodzinowego obiadu. Dziś taki napój jeszcze bardziej wskazany, bo za oknem jest -6 stopni i wieje chłodny wiatr. Zima przypomniała nam o jej mroźnej twarzy.  Całe szczęście, że mam w domu jakieś zapasy, bo dziś nie wychodzę. Patrzę na uwijające się ptactwo, jedzące powieszone smakołyki. Dla nas też będą, bo dziś ogórkowa, jedna z ulubionych zup Polaków, a poza tym dojemy perliczkę.  A urodzinowy dzień wypadł  smacznie i miło.  Najpierw był spacer nad morzem, chociaż duło  zimnem , aż miło.  W drodze powrotnej weszliśmy do knajpki przy bulwarze, ogrzaliśmy się ciepłym napojem, kubki smakowe uraczyliśmy sernikiem. Odebraliśmy prezent urodzinowy dla męża z Yves Rocher, przy okazji nabywając dla jubilata serię kosmetyków. Dbam o mojego mena, dlatego też nigdy nie dają mu tyle lat , ile ma. Na obiad poszliśmy do włoskiej restauracji, bo oboje lubimy. Focaccia  z rozmarynem, karafka wina, tagliatelle con verde ( ja) , karkówka grilowana na kamieniu ( mąż)  W  restauracji pusto, niestety, żal mi osób prowadzących własne interesy.  Po południu ciasto w domu, lektura ulubionej książki, słuchanie muzyki, rozmowy z osobami składającymi życzenia.  Tak minął dzień urodzin mężowi. A rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie, przypominając sobie najsmutniejsze  oraz najcudowniejsze chwile z naszego dzieciństwa.  Oboje niestety wspominamy  choroby i pobyty w szpitalach, kiedy mieliśmy po kilkanaście lat. Tak się złożyło. A chwile radosne, to zawsze jakieś wakacje, pierwszy rower, wyjazd na upragnioną wycieczkę, jak to u dzieci.  W nocy zimno było, ale nie daliśmy rady spać przy zamkniętym oknie, dlatego rano w sypialni byłą lodówka.  Ale spało się znakomicie!  Tylko kwiaty zabezpieczyłam przed zimnem.  Pora zabrać się za wypisywanie kartek świątecznych, za pakowanie prezentów już zakupionych. To też forma wyczekiwania  na święta, przybliżanie ich. Znów muszę przygotować białą porcelanę Rosenthala, używaną dwa razy w roku. Ona  dodaje takiego uroku, takiej podniosłości każdej uroczystości. I już czekam na tę chwilę, gdy zapalę świece wigilijne, gdy ich blask odbije się w srebrach stołowych, w kryształowych kieliszkach, gdy zapach jedliny podniesie nasz nastrój świąteczny. Ach, kocham Boże Narodzenie i tyle. Nawet piosenki  okazjonalne mi nie przeszkadzają, chociaż mąż ucieka, gdy słyszy. Ja kocham to świąteczne badziewie  i tyle.