Przyzwyczajenie do otaczającego nas miasta nie pozwala zauważać jego odgłosów. Dziś mocno wieje, co chwilę słychać syreny różnych służb jadących z pomocą. Klaksony aut, świateł na przejściach, turkot kolek od walizek, zapowiedzi z dworca, które słychać, gdy powietrze jest przezroczyste. Mewy gniazdujące na dachach, hamujące pociągi, helikopter ładujący na dachu szpitala, szum jadących trolejbusów. To dźwięki , które nam nie przeszkadzają, bo wtopiły się w codzienność. Nasi goście w piątek co chwilę byli podekscytowani jakimś dźwiękiem, pytając, co to się dzieje. Tak już jest, że życie wśród ciszy małej dziury nadmorskiej uczula na inne odgłosy, szczególnie te niosące ze sobą obawę jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia. Lubię ciszę przyrody, spokój i lenistwo poza miastem. Jednak życie tu , w mieście pozwala, na zachowanie anonimowości , co mi absolutnie pasuje. Przed laty, może już 30 minęło, szukaliśmy z mężem swojego miejsca gdzieś w Polsce. To było zachodniopomorskie, suwalskie, Kaszuby, nawet blisko Bieszczad. Dziś, gdy częściej potrzebuje wizyty u lekarza, gdy zakupy w sklepach robię w pół godziny a do kina mogę iść w każdej chwili, cenię miasto,bliskość potrzebnyvh instytucji i łatwość życia. Może, a raczej z pewnością, jest drożej, ale wygodniej. Dziś Bałtyk ma kolor stalowy, groźny. Nadal widoczność znakomita. Pomimo chłodu wiejącego silnie wiatru, sporo ludzi spaceruje, wdychając jod. Po spacerze wracaliśmy zadowoleni, że chciało się nam wyjść, bo to zdrowe dla organizmu. Mąż cierpi z powodu kolana, ja z powodu biodra, ale codziennie właściwie o tej samej porze idziemy na spacer. Trwa to ok1,5 godziny i ta dawka ruchu pozwala nam zachować zdrowie. Oby jak najdłużej.