Od godziny 8: 30 byłam w ruchu, aktywna. Usiadłam o 14:15, do obiadu. A było tak: z rana do Lidla po rybę i drobiazgi różne. W drodze powrotnej do piekarni zamówić chleb, potem warzywniak, mięsny , powrót do domu. Wczoraj zamarynowałam pokrojoną 1/2 piersi w sosie sojowym i occie ryżowym, dziś trzeba z tego zrobić obiad. Pokroiłam czerwona cebulę drobno, czosnek i papryczkę chilli, wrzuciłam na patelnie. W tym czasie smażyłam wczoraj przygotowane mięso. Do cebuli dodałam czerwona paprykę, cukinie, pomidory suszone, imbir, pomidory malinowe, kapary, poddusiłam, dodałam mięso, później zielona pietruszkę i przyprawy inne. W tzw. międzyczasie usmażyłam 40dkg pieczarek, udusiłam kapustę kiszona. Kolejny krok to smażenie naleśników, potem kapustę dodałam do pieczarek. Faszerowalam naleśniki i zawijałam. Wyszło 8 szt. Zmywanie garów gabarytowych, przecedzenie rosołu, obranie mięsa z kości, nastawienie zmywarki,wycieranie blatów co chwila, zamiatanie co chwila. Wizyta kominiarza badającego kratki wentylacyjne, rozmowa na temat czujnika. Podobno każdy jest dobry, byle by był akumulatorowy. Lub na prąd. Mąż w tym czasie był po pozostałe zakupy, te cięższe, po powrocie prasował wczorajsze pranie, ukladal je w szafie. Szukał także swojej czapki, co zdarza się często. Była w samochodzie. Tuż przed podaniem obiadu zrobiłam vinegret do sałaty. Po obiedzie znów zmywarka/ zmywanie, mycie płyty, blatów i wreszcie można usiąść. W ten oto sposób mam na jutro obiad, na następne dni także zaplanowany, a gdy przyjdzie weekend, będę naprawdę odpoczywać. No i gimnastyka dziś była niezła. Jutro odbiorę wyniki badań, ale wpierw fryzjer. Potem pojedziemy może do Rewy, może do Orłowa. Zależy od pogody. Wczoraj długa rozmowa telefoniczna z koleżanką m.im.in na temat wyborów w USA. Niestety, wybór Trampa to moim zdaniem porażka bardziej światłej Ameryki. Faktycznie trzeba się przygotować na nieciekawe czasy.