Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przyjemna środa i instynkt macierzyński


Lubię takie dni jak wczorajszy. Spokojna praca w domu, a wieczorem kurs tańca - 1,5 godziny przyjemnego, nieforsującego ruchu to naprawdę fajna sprawa, a zabawy przy tym co niemiara, zwłaszcza że uczyliśmy się piruetów. Było też tango, które dla mnie jest niesamowicie zmysłowe i seksowne. I mimo, że w lustrze odbijały się moje gigantyczne biodra, nie miałam absolutnie ochoty się tym przejmować - wystarczyło mi spojrzeć w oczy A., by wiedzieć, że to nie jest ważne. 

A potem planszówki w ulubionym pubie, smakowity cydr i spacer przez ciche miasto na nocny autobus. 

Na wadze dziś piękny wynik - po raz pierwszy zeszłam poniżej 87 kilo. Aż się boję pomyśleć, jak wyglądałam jeszcze 2 miesiące temu. Perfekcyjnie unikam luster i aparatów. Ale robię co parę kilo fotki porównawcze - może na koniec starczy mi odwagi i się pochwalę ;-) Ważne jest to, że COŚ już widać. -7 cm w pasie to nie przelewki!

Aż chce się iść do przodu. I choć początkowo planowałam zejść do 67 kg, to wiem, że do października nie zdążę. Czuję się o wiele lepiej, chudnąc wolniej - nawet jeśli odbywa się to kosztem rozmiaru sukni ślubnej. Siódemka z przodu to już będzie olbrzymi sukces, bo uda mi się cofnąć destrukcyjne dla mojej sylwetki 5 lat studiów. 

Docelowo chcę zejść poniżej 60 kg i ją ustabilizować, by mieć wagę w normie, odzyskać sprawność i dobrą kondycję. 50 to marzenie, ale to chyba odłożę na nieco dalszą przyszłość. Z prostego powodu - odchudzam się przede wszystkim dlatego, byśmy mogli zacząć starać się o pierwsze dziecko. 
To jest w ogóle szaleństwo, parę lat temu dzieci doprowadzały mnie do obłędu, a dziś zamieniają mnie w lepką, ciepłą kluchę i liczę na co najmniej trójkę własnych. Nie tylko zresztą mnie, mojego ukochanego też - to jest coś niesamowitego! Nie chcę z tym czekać - czuję, że właśnie teraz jest na to najlepszy czas ;-)