Ostatnio dodane zdjęcia

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1626
Komentarzy: 14
Założony: 5 kwietnia 2015
Ostatni wpis: 25 czerwca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Chmurna

kobieta, 34 lat, Wyspy Szczęśliwe

160 cm, 86.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: zmieniać swoje życie na lepsze! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 czerwca 2015 , Komentarze (4)

Od półtora tygodnia zastój. Przypuszczam, że ma to związek z weekendem u rodziny i paroma dniami luzu... Ale wróciłam już na dobre tory :-) Myślę, że do października zrzucę jeszcze jakieś 10 kg.

Za miesiąc jadę do krawcowej, by zdjąć drugi raz miarę (ze względu na chudnięcie), a 8 sierpnia pierwsza przymiarka sukni. Nie mogę się już doczekać! A najbardziej niesamowite jest to, że niezależnie od tego, czy schudnę, czy nie, będę wyglądać pięknie - krój wybrałyśmy tak dobry, że jest super. Lejąca spódnica chowa szeroki tyłek, gorset trzyma brzuszek, biust pięknie się układa, a koronka cudnie robi dekolt i ramiona. No i welon - robi efekt piorunujący! Moja mama trzymała się dzielnie, ale jak krawcowa wpięła mi welon, to obie się popłakałyśmy :-)

Od dziś równe 100 dni do ślubu! Niemożliwie szybko to leci... :-)

18 czerwca 2015 , Skomentuj

Lubię takie dni jak wczorajszy. Spokojna praca w domu, a wieczorem kurs tańca - 1,5 godziny przyjemnego, nieforsującego ruchu to naprawdę fajna sprawa, a zabawy przy tym co niemiara, zwłaszcza że uczyliśmy się piruetów. Było też tango, które dla mnie jest niesamowicie zmysłowe i seksowne. I mimo, że w lustrze odbijały się moje gigantyczne biodra, nie miałam absolutnie ochoty się tym przejmować - wystarczyło mi spojrzeć w oczy A., by wiedzieć, że to nie jest ważne. 

A potem planszówki w ulubionym pubie, smakowity cydr i spacer przez ciche miasto na nocny autobus. 

Na wadze dziś piękny wynik - po raz pierwszy zeszłam poniżej 87 kilo. Aż się boję pomyśleć, jak wyglądałam jeszcze 2 miesiące temu. Perfekcyjnie unikam luster i aparatów. Ale robię co parę kilo fotki porównawcze - może na koniec starczy mi odwagi i się pochwalę ;-) Ważne jest to, że COŚ już widać. -7 cm w pasie to nie przelewki!

Aż chce się iść do przodu. I choć początkowo planowałam zejść do 67 kg, to wiem, że do października nie zdążę. Czuję się o wiele lepiej, chudnąc wolniej - nawet jeśli odbywa się to kosztem rozmiaru sukni ślubnej. Siódemka z przodu to już będzie olbrzymi sukces, bo uda mi się cofnąć destrukcyjne dla mojej sylwetki 5 lat studiów. 

Docelowo chcę zejść poniżej 60 kg i ją ustabilizować, by mieć wagę w normie, odzyskać sprawność i dobrą kondycję. 50 to marzenie, ale to chyba odłożę na nieco dalszą przyszłość. Z prostego powodu - odchudzam się przede wszystkim dlatego, byśmy mogli zacząć starać się o pierwsze dziecko. 
To jest w ogóle szaleństwo, parę lat temu dzieci doprowadzały mnie do obłędu, a dziś zamieniają mnie w lepką, ciepłą kluchę i liczę na co najmniej trójkę własnych. Nie tylko zresztą mnie, mojego ukochanego też - to jest coś niesamowitego! Nie chcę z tym czekać - czuję, że właśnie teraz jest na to najlepszy czas ;-)

17 czerwca 2015 , Komentarze (1)

Tak sobie myślę, że to nie jest tak, że nasz sukces, nasza silna wola i tak dalej zależą tylko od nas. Przeogromne znaczenie ma wsparcie od ukochanej osoby. I nie chodzi mi tylko o kibicowanie w diecie. Także o to, że ten ktoś umie powiedzieć: nie jedz więcej, to ci szkodzi. Że ten ktoś wyciągnie na spacer, na rower, zaciągnie na lekcje tańca. Zrobi zdrową sałatkę do pracy. Że ten ktoś będzie mówić, że piękniejesz, że jesteś wspaniała, świetnie sobie radzisz i że wie, że dopniesz swego. Że ten ktoś będzie dbać o to, by w twojej szklance zawsze była woda, bo trzeba dużo pić.
Każdemu życzę takiego kogoś.

14 czerwca 2015 , Komentarze (2)

Poprzedni wpis był efektem głębokich przemyśleń i dosłownie wylał się ze mnie, dlatego uznałam, że warto go tu umieścić - i dla siebie, i dla Was. 

Jestem internetową ekshibicjonistką i wiecznie coś gdzieś piszę, dlatego pomyślałam, że częste pisanie tutaj pomoże mi utrzymać moją motywację i odchudzanie w ryzach. A zaczęło się nieco sypać, dlatego myślę, że na takim skrobaniu tylko skorzystam. 

Dwa miesiące odchudzania za mną. Wynik: -7,6 kg. eraz 
Teoretycznie jestem na diecie Vitalii, ale wytrwałam pierwszy miesiąc w miarę ściśle jej przestrzegając, drugi zaś, cóż... Powiedzmy, że co tydzień wpisywałam pomiar i tyle. I zauważyłam, że bez jadłospisu to chudnięcie idzie jak krew z nosa. 

No więc wracam, spokorniałam, biorę się dalej do roboty, bo figura do sukni ślubnej sama się nie zrobi ;-) Mam 3,5 miesiąca, pierwsza przymiarka kiecki w sierpniu, także do tego czasu z pewnością zdążę co nieco jeszcze zdziałać. Dopiero teraz zaczynam włączać ruch, bo wcześniej byłam zbyt ciężka i słaba. Zaczęliśmy z moim prawie-już-mężem kurs tańca, kupiliśmy rowery i teraz tego ruchu się nieco zrobiło ;-) 

Dziś przejechałam jakieś 13 km, głównie po lesie. Odkryłam całe pole maków!

25 kwietnia 2015 , Komentarze (7)

Odchudzam się od dobrych dwunastu lat, czyli od kiedy odkryłam, że ciało to coś więcej niż tylko pojemnik na mózg. Nagle okazało się, że kształt i rozmiar mają znaczenie dla innych, a mój kształt - byłam dość pulchna od wieloletniego brania rozmaitych lekarstw na astmę, alergie i inne przyjemności, ale nie gruba, przy 55 kg na 160 cm wzrostu - w połączeniu z zadartym nosem i blond włosami generował nieprzychylne przezwiska. Za tym poszły kompleksy, utrata pewności siebie i niechęć wobec własnego ciała. 

Jedzenie stało się pocieszycielem. Było łatwe, przyjemne, a w samotności nie wywoływało wyrzutów i uwag ze strony rodziny.

Sytuacja rodzinna, rozmaite zmiany w życiu, liceum, wreszcie wyrwanie się na wolność i wyjazd na studia do innego miasta - spożywcze rozpasanie, częste wizyty w KFC i przemieszczanie się wszędzie tramwajem - w dniu rozpoczęcia studiów ważyłam już 75 kg, miałam więcej kompleksów niż włosów na głowie i... w efekcie po 5 latach było już 95 kg. W międzyczasie studia skończyłam, zaręczyłam się i zamieszkałam z lubym. Ten stan utrzymywał się aż do tej Wielkanocy. Było kilka prób odchudzania, ale bez przekonania - on mnie kocha, wielbi, waga nie ma znaczenia... Wiecie, to strasznie miłe, ale niesamowicie rozleniwia.

W lutym ogłosiliśmy światu, że się w końcu (po 7 latach!) pobieramy. I właściwie dopiero 6 miesięcy przed ślubem dotarło do mnie, że przecież muszę się wbić w jakąś kieckę, by nie zostać efektownym bezowym torcikiem. Dodam tylko, że zwlekaliśmy między innymi dlatego, że chciałam schudnąć do sukienki... Aż w końcu nadszedł ten moment, że życie na kocią łapę przestało wystarczać.

I w momencie, gdy zaczynałam dietę z Vitalią nieco ponad 2 tygodnie temu, myślałam, że ta kiecka jest najważniejsza. Że muszę koniecznie zrzucić te 40 kilo w pół roku, bo jeśli tego nie zrobię, będę potwornie nieszczęśliwa na własnym weselu.

Po tygodniu diety, gdy zaczęły być widoczne pierwsze efekty, a ja widziałam radość, miłość i podziw w oczach ukochanego, zrozumiałam, że to tak naprawdę nie ma znaczenia. Zupełnie nie jest ważne to, czy schudnę określoną liczbę kilogramów do ślubu, czy kiecka będzie w rozmiarze 38 czy 46. Że ten jeden dzień nie może być celem. 

Tak naprawdę ważne jest to, by żyć pełnią. Bez ograniczeń, które narzuca własne zaniedbane ciało. Żyć pełnią z tą osobą, którą się kocha, w zdrowiu, by to wspólne szczęście trwało wiele lat. By ta ukochana osoba nie musiała wiecznie bać się, że moja otyłość będzie miała bardzo poważne konsekwencje i że straci mnie zbyt szybko.

By mieć siły i zdrowie do kroczenia razem przez życie. Do wychowywania dzieci, o których marzymy. Do zbudowania domu z naszych snów i pielęgnowania upragnionego ogrodu. Do naszych wędrówek po górach, plażach, nieznanych zakątkach. Do nocnych rozmów, wspólnego czytania, spełniania marzeń, realizowania swoich pasji. 

Do tego, by móc dawać z siebie wszystko dla tego drugiego, bo na tym właśnie polega miłość.