Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Staram się myśleć pozytywnie... zazwyczaj na myśleniu poprzestaje ;P

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4657
Komentarzy: 34
Założony: 11 lipca 2013
Ostatni wpis: 21 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
crybabyy

kobieta, 32 lat, kraków

167 cm, 57.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

21 września 2014 , Komentarze (5)

Moja mama znów się popisała wsparciem dla swojej nieidealnej córki. Przez ostatnie dni miałam naprawdę fatalny nastrój odnośnie swojego wyglądu. Wszystko mi w sobie przeszkadza. Uda, brzuch, to że nie jestem drobna jak inne dziewczyny. I sytuacja z dzisiaj przelała czarę goryczy. Powiedziałam przy mamie, że idę jeszcze pobiegać. Na co ona, żebym nie biegała tyle bo mi się strasznie uda rozbudowały i nie miałam wcześniej takich. A ja jej mówię, że zawsze miałam taką budowę tylko wcześniej miałam galaretowate uda, a teraz mam mięśnie. A ona dalej przy swoim i że w ogóle robię się potężna. No po prostu mi ręce opadły. Poszłam do pokoju i poszłam ryczeć. Mam jej dość. Nie mogę założyć spódnicy, bo wyglądam potężnie, bo mam grube nogi, bo ona chce żebym wyglądała dobrze i mi mówi jak mam dobrze wyglądać a nie sprawia mi przykrości przecież. Jestem okropna, nienawidzę siebie, nigdy nie będę taką jaką chce być.

4 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Zabawne, że piszę tu tylko gdy jest źle. To chyba oznacza, że nie mam komu się wygadać. Wszystko mi się posypało...I to wszystko przeze mnie. Nie potrafię być asertywna. Nie potrafię myśleć racjonalnie. Niedawno zerwałam z chłopakiem po prawie dwuletnim związku. Nie udźwignęłam jego stanów emocjonalnych. Zazdrości. Awantur. Płaczu, histerii. Bo miałam znajomych, bo miałam kolegów. Jego nienawidzenie świata, życia i każdego, komu się spodobałam. Jego grożenie, że sobie coś zrobi. Nie pozwala mi odejść...wczoraj na tej cholernej imprezie, której tak bardzo teraz żałuje, zrobił mi przy wszystkich sceny zazdrości...przy nowych osobach, z którymi chodzimy do grupy. Najgorsze, że jesteśmy razem w tej cholernej grupie. Ludzie próbowali jakoś reagować, ale to nic nie dało. Całą drogę do domu wbijał mi do głowy, jaka jestem podła, jak liczą się tylko dla mnie koledzy, a nie on, jaką jestem cholerną egoistką, jaka jestem nienormalna i jak bardzo mnie nienawidzi! całą godzinę, bez przerwy, non stop: "podła", "zła", "najgorsza na świecie", "egoistka".. i jeszcze w tej całej historii chłopak, którego poznałam w tej nowej grupie. Teraz już chyba nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Zresztą wcale się nie dziwię po wczorajszym...jak ja się pokażę na zajęciach...nie wiem co mam robić..całe szczęście, że chociaż mama mnie w tym wspiera. Opisałam jej każdą sytuację z naszego związku. Myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że przecież on chce mi nieba przychylić. A ja jestem niewdzięczna i nie potrafię go pokochać, tak jak on mnie. Bo on przecież nie miał nikogo prócz mnie…uzależniał wszystko ode mnie. Dni, w których się nie widzieliśmy były dla niego beznadziejne, a w których się widzieliśmy, najwspanialsze. Każdy swój nastrój uzależniał ode mnie… myślałam, że okazuję mu miłość na swój sposób. Przecież dzień w dzień bywał u mnie. Robiłam mu obiady, kolacje, piekłam tylko dla niego. Jak miał problem z jakimiś cholernymi projektami, notatkami, to odwalałam to za niego. Ale wczoraj się dowiedziałam, że to nic, że ja nigdy nic dla niego nie robiłam. Chciał, żeby wszyscy się o nas dowiedzieli i nastał dzień, że się dowiedzieli. Ale jemu było mało, chciał żebym im o nim mówiła, że teraz wychodzę z nim, że jest u mnie… I teraz ciągłe smsy i dzwonienie…wczoraj do rana...co ja mam robić… wszyscy po kolei się odwracają… ja już chyba nawet jestem gotowa przejść na zaoczne studia, bo tego nie wytrzymam teraz…

26 listopada 2013 , Komentarze (3)

Dawno nie pisałam w pamiętniku - to fakt. Aczkolwiek od ostatniego razu, trochę się u mnie zmieniło. Pozbyłam się praktycznie napadów jedzenia, powoli eliminuję słodycze z diety..i od paru tygodni naprawdę wydawało mi się, że jest w porządku! Codziennie ćwiczenia, zdrowe odżywianie się. Dziś - jakby mało było mi przykrych wydarzeń - weszłam na wagę, a co mi tam! I co?! 1,5kg więcej od wakacji! Czyli żadnych spadków, żadnej stabilizacji, lecz wzrost! Jestem załamana, już nie wiem co robię źle...przecież jak widzę tę gruchę w lustrze, to załamuję ręce. Chcę w końcu wejść w fajne spodnie i czuć się w nich dobrze! A nie jak serdel... co ja robię źle ;(

10 września 2013 , Komentarze (4)

No dobrze, dobrze, nie było ostatnimi czasy najlepiej, ale się staram. 
Póki walczysz, jesteś zwycięzcą, czyż nie?
Teraz mam trochę stresów związanych z sesją, przeklinam więcej - choć staram się tylko w myślach, w swoim skromnym towarzystwie i absolutny brak warunków do nauki. Jednym słowem dostaję ciężkiej cholery w tym moim popapranym domu. Jestem z tych "studętów", które niestety/stety mieszkają z rodzicami. Żeby tylko z nimi. Do tego dorosły brat i siostra z rodziną obok = mieszanka wybuchowa! Dlatego zamiast się uczyć zajmuję się milionem innych spraw - a bo dzieci płaczą, a bo musi je ktoś przypilnować, a bo musi ktoś posprzątać. A i oczywiście nikt inny nie może, tylko kruca jasna JA, bo przecież mam egzaminy poprawkowe i mnóstwo wolnego czasu, nie?! (zwłaszcza, że teraz dodaję dość długi wpis) Jaścieeż. Żeby to chociaż była kwestia tych 3h nad książką...ale nie, oczywiście musiałam sobie wybrać cudny kierunek. Się porwała blondynka z motyką na słońce ;( btw, znacie sposób na opanowanie dużej ilości materiału w 1,5 dnia?

A teraz..mam w planach zakup takich pięknych bucików do ćwiczeń (w końcu pracowałam te 2 miesiący, to chociaż się wyżyję zakupowo). Podzieliłam się z moją maminą, myślą o wykupieniu karnetu na fitness. Czytałam o tym to i owo i pełna radości w duchu i umyśle. Pobiegłam niczym na skrzydłach pochwalić się swoim przełomowym odkryciem. Tak jak się gasi zapałkę, tak moja ukochana rodzicielka zgasiła mój zapał... "a po co Ci to, tylko kasę ciągną z ludzi, nie lepiej pobiegać na podwórku? zaraz będzie zima, przeziebisz sie, uczelnia, nie bedziesz miec czasu, bez sensu blabla bla" NOSZ...znacie chyba to uczucie, uważacie coś za świetny pomysł, chcecie się pochwalić, a ktoś wyższy stanowiskiem/mądrością życiową dosłownie Was miażdży? No niby powinnam się przyzwyczaić, że każdy choć raz w każdym z okresów życiowych sprowadza mnie notorycznie do parteru, a mi pozostaje tylko klepać w matę...ale to jakoś zawszę trochę boli. No cóż, mimo wszystko chcę spróbować, bo akurat oferta tego klubu jest szeroka i ciekawa. Umiesz liczyć, licz na siebie, cholera chyba tak zacznę. Zresztą wydaję mi się, że już dawno zaczęłam polegać tylko na sobie... grr!

Jedyną pozytywną informacją tego dnia, że moja pracodawczyni nie może się czekać mojego powrotu - chyba gadzina mnie polubiła, zresztą ja ją też, choć jest lekki wyzysk.

Eh..potrzeba mi siły. Nie tyle co fizycznej, lecz psychicznej. Chciałabym się pewnymi rzeczami po prostu nie przejmować, czasem się staram, jednak wszystko i tak tłamszę w sobie i tylko się denerwuję. Koniec tych wypocin, chyba pójdę spać...i to będzie najbardziej pożyteczna rzecz od paru dni..

28 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

Nażarta i nieszczęśliwa. Tak mogę dziś siebie nazwać...Przez ostatnie parę dni, trzymałam się diety i ćwiczeń, żeby dziś to wszystko zniweczyć. Jestem taka zła na siebie.. tak, mam problem z emocjonalnym jedzeniem! 
Do obiadu było wszystko w porządku:
ś: kromka razowca, twarożek z pomidorem, szklanka mleka z kakao
IIś: jogurt pitny 0%
obiad: sałatka z tuńczykiem i jajkiem
deser: owoceee
I w sumie się zaczęło...2 kostki czekolady, jedna fantazja, lody, ciastko i wieczorem mama upiekła proziaki i moskole, więc oczywiście musiałam pojawić się w kuchni!
Przynajmniej teraz widzę, ile tego jest, choć samo wypisanie i tak nie oddaje ilości pochłoniętego jedzenia :(
Najgorsze, że zaczęłam myśleć. O wszystkim, co mnie martwi, przeraża i niepokoi. O problemach, których nie potrafię rozwiązać na dzień dzisiejszy. I to mnie przerasta. Jeśli już wpadnę w tę paranoję, to koniec...nie chcę, by całe moje życie kręciło się wokół jedzenia. A mam wrażenie, że jestem totalnie słaba. Znów zmarnowałam dzień, znów zaprzepaściłam przez swoje słabości..nienawidzę TAKICH dni. Nienawidzę być bezsilną. I złą na siebie! A najgorsze jest to, że albo to ja zaczynam mieć obsesję, albo ludzie wokół mnie. Nagle wszyscy zaczęli mówić tylko o odchudzaniu, dietach, tyciu, chudnięciu itd. Tak, jakby to, kto ile schudł, przytył, czy jak wygląda, świadczyło o jego wartości..wiem, że sama przecież staram się schudnąć, a przede wszystkim zmienić styl żywienia - pozbyć się napadów, takich dni jak dziś. Ale do cholery nienawidzę oceniania kogoś przez pryzmat jego wyglądu, a ostatnio coraz więcej o tym słyszę od osób bardzo mi bliskich. Czy to ja zwariowałam?

13 sierpnia 2013 , Skomentuj

-Popatrz na mnie. Poczekaj, poczekaj, nie uciekaj.. - powiedział, patrząc prosto w oczy. Masz różne od siebie oczy. W jednym widzę nasze odbicie, gdzieś daleko w górach. Siedzimy na ławeczce, przed drewnianą chatką. Obok nas goni nasz pies - beżowy labrador, albo ten taki owczarek brązowo-czarno-biały, Twój ulubiony. Uśmiechasz się cały czas, tak pięknie jak tylko Ty potrafisz.. W drugim oczku widzę nas - goniących się na plaży, na lazurowym wybrzeżu. Słońce świeci wysoko, odbija się w błękitnych, delikatnych falach morskich..Dlatego to oczko tak ciągle Ci łzawi - to od tej morskiej, słonej wody.. widzisz? mówiłem, że masz dwa różne oczka.. 
 Ehhh, K. !!! :*


24 lipca 2013 , Komentarze (4)

Powoli popadam w obsesję. 
Gdyby tylko chociaż to miało jakieś odzwierciedlenie w tym, że staram się coś robić, żeby było lepiej. Ale nie. Z tego stresu i beznadziejności właśnie jem więcej! patrzę na siebie i widzę, że już nigdy nie będę filigranowa..gdybym chociaż trochę schudła, a tak to jestem przysadzista. 
Jeszcze mam wrażenie, że zrobiłam sobie krzywdę tym cholernym orbitrekiem. Dziś koleżanka mi powiedziała, że powinnam ćwiczyć bez obciążenia, tzn na najniższym poziomie, ale ja mam wrażenie, że wtedy nic nie spalam. A od paru dni po prostu nie mogę na siebie patrzeć..jeszcze ta praca mnie dobija, tam też się nadźwigam i mam już ramiona jak facet! Nie dość, że nogi mam jak parówki, to teraz ręce - gdzie zawsze uważałam się za szczupłą- rozrosły się! jeszcze nigdy nie czułam się tak źle w swoim ciele :( oznajmiłam swojemu K., że się już tknąć mu nie dam :( i dzień w dzień jest tak samo - nażeram się. Nie potrafię zjeść normalnie, zawsze zjem coś kalorycznego w napadzie głodu..wczoraj popadłam w jakiś letarg, nawet z łóżka nie wyszłam. Co ja mam ze sobą począć? ktoś powinien mi solidnie przetrzepać łepetynę...

21 lipca 2013 , Komentarze (3)

Wszystkie słodycze świata- gińcie! 
Przeklinam dzień, w którym ktoś wymyślił czekoladę. Ten dzień zdecydowanie nie był dobry. Zresztą cały ten weekend nie wyglądał najlepiej pod względem jedzeniowym :p Moje "menu" i relacja na dziś:
-3 kromki ciemnego chleba: 1 z szynką drobiową, 2 z jogurtem greckim i powidłem, trochę malin i jagód, 1 herbatnik
-kawałek tortu bezowo-kajmakowego..wiedziałam, że to się tak skończy, bo po kościele wstąpiłam do sklepu (i tak się opamiętalam, nie kupując innych produktów)
-pół jogurtu naturalnego z reszta malin i jagód
-potem rower..nie liczyłam czasu, ale pewnie było z 1,5h, może więcej?
-2 duże wafle ryżowe, wcześniej kilka małych - z polewa jogurtowa
-trochę ciasta upieczonego przez mamę..też nie wiem ile, bo jak zwykle dziubałam tym swoim nożykiem, co kompletnie nie ma sensu, bo i tak zjem taką samą albo nawet większą porcję, niż gdybym nałożyła sobie na talerzyk.

Wiem, że mnóstwo cukru, tłuszczu, niepotrzebnych kalorii i w ogole, w ogole fatalnie! jestem niepocieszona tym faktem, przyznaję się do winy. Dziś zauważyłam, że mój brzuch jest daleki od tego, jaki chciałabym mieć. I to wszystko przez te cholerne słodycze. Najgorsze, że CODZIENNIE obiecuję sobie, że zaczynam jeść racjonalnie i nic z tego nie wychodzi. Bo przecież nie zjadłam nic konkretnego, a namnożyło się tyle kalorii! Mam jeszcze w planach jakiś orbirtrek, skakankę czy cuś..mam nadzieję, że nie wymięknę. Eh, dobrze, że jest takie miejsce, gdzie mogę sobie ponarzekać, bo nikt by nie wytrzymał mojego gadania o tych sprawach heh.

19 lipca 2013 , Komentarze (4)

Znów to samo. Wpadłam wygłodzona z pracy do domu i pochłonęłam za dużą ilość węglowodanów :( nie wiem sama, czy to tylko przez głód i zmęczenie, czy może też przez piętrzące się problemy. Zawsze zajadałam stres. Ale w wakacje chciałabym jakoś bardziej wziąć się za siebie..płaski brzuch, smuklejsze uda, mam wrażenie że to genetycznie u mnie jest uniemożliwione! a może to tylko moja za wysoko postawiona poprzeczka? 

12 lipca 2013 , Komentarze (2)

Kurczę, nie mogę zacząć takiego prawdziwego przejścia na zdrowszy tryb żywienia. Od końca sesji zaczęłam pracę i to w cukierni (!) grr :( nie dość, że ciężko, to jeszcze za małe pieniądze, które na dodatek wydam na warunek. Jestem strasznie zła z tego powodu- zero motywacji do pracy. Rano jem tylko śniadanie, potem biegam cały dzień, przychodzę do domu i wsuwam to, co widzę..bo np. nie chce mi się czekać, aż dogotuje się brokuł czy cuś innego-zdrowszego. I jestem świadoma, że przy mojej aktywności i eliminacji przede wszystkim słodyczy, jestem w stanie osiągnąć swój cel. Niestety nie potrafię sobie odmówić cukru, chyba się uzależniłam od tej dopaminy :/ i co tu robić...? naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że nie aż tak dużo mi trzeba, ale mam wrażenie że nigdy tego nie osiągnę.. aa, w ogóle to zły, bardzo zły okres!