Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wieczór nie tak piękny...


 

Jak zwykle po powrocie do domu rzuciłam się na jedzenie. Trochę sałatki, i bułeczki, zupa pomidorowa z makaronem (dużo makaronu, o śmietanie nei wspomnę), kieliszek wina, bo zostało, chyba z dziesięć sucharków z czego osiem z dżemem truskawkowym (takim wysokosłodzonym ma się rozumieć...)

No chyba od takich kolacji się nie chudnie?

Jutro do pracy jadę samochodem, bo zapowiadają deszcz, a jeszcze takim hardcorem nie jestem.

I jeszcze obserwacja społeczna: dziś byłam u koleżanki, żeby się zważyć - sama w domu wagi nie mam - a ona mi uporczwie powtarzała, że ważyć sie należy rano, na czczo. Wtedy będę ważyla o 2 kilogramy mniej... A ja pytam, co to za różnica? I po co się oszukiwać? Chyba widzę się w lustrze (a szczególnie na zdjęciach) i wiem, dlaczego mi sie ten stan nie podoba. Jaką różnicę robią głupie dwa kilogramy (w które zresztą nie wierzę) na papierze czy w wyobraźni?

 

 

  • KLUSIA1954

    KLUSIA1954

    21 kwietnia 2010, 21:53

    i po sikaniu! wtedy ta waga motywuje do utrzymania przez cały dzień. I NIE MA ŻADNEGO OSZUKIWANIA!!! Pozdrawiam

  • hitu1212

    hitu1212

    21 kwietnia 2010, 21:50

    ...z tym rannym ważeniem to prawda...wtedy się jest na czczo...i waga pokazuję całkiem inaczej niż z wieczora...i jeszcze dodatkowa motywacja,że jednak jest mniej do zrzucenia....