Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
6-7/171 wreszcie słoneczko!


Mimo, iż się piątek jeszcze nie skończył, tak robię posumowanie, bo po weekendzie dodawanie wpisu o 4 dniach to by było wyzwanie...

Trzymam się dalej warzyw, jak to kolega w pracowniczej kuchni stwierdził "pół warzywniaka na talerzu". I ćwiczę co drugi dzień. Ciało jakby bardziej zbite. Twarz mniej opuchnięta. Choć @ w natarciu...

I najważniejsze: WRESZCIE WYSZŁO SŁOŃCE!!!!!!!!!!!!!! w warzywniaku (tym na działce, nie w sklepie) tak mokro że się chodzić nie da... gumiaki trzeba wyciągnąć bo jest smak na botwinkę :) ale nie zupę tylko może z makaronem???? tak jak spagetti?

19.07.2018 czwartek

Śniadanie (w pracy): warzywa, chleb żytni, serek
Lunch (w pracy): zupa krem z bielonego groszku (B)+2 jajka
Obiad: zupa kalafiorowa jak wczoraj, kiełbasa z cebulką, kromka żytniego z serem ż
Kolacja: chleb żytni, serek typu włoskiego, warzywa, borówki

ćwiczenia: orbi 40 min

20.07.2018 piątek (do edycji)

Śniadanie (w pracy): warzywa, chleb żytni, serek
Lunch (w pracy): warzywa, borówki, migdały
Obiad: makaron z warzywami i ciecierzycą
Kolacja: brak, bo późno wróciliśmy z zakupów



Podsumowanie:

1) coś za dużo chleba mi się wkrada :(
2) koniecznie muszę mieć bardziej przemyślane drugie posiłki w pracy, ileż można improwizować...
3) złapałam bakcyla ćwiczeniowego, na razie co drugi dzień, nie chcę przesadzać żeby kortyzol nie szalał, ale power jest!

i do poczytania po weekendzie...