Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Choruję na Hashimoto, IO, niedokrwistość z niedoboru b12 i od lat staramy się o dziecko. Otyłość mam kilka lat, -bezskutecznie jak dotąd - walczę. Waga i choroby skutkują niskim poczuciem własnej wartości i ogólnym zniechęceniem. Kolejną walką podejmuję i liczę na powrót do zdrowszej mnie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5380
Komentarzy: 83
Założony: 13 lipca 2018
Ostatni wpis: 14 września 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
CzesiaPe

kobieta, 41 lat, oświęcim

168 cm, 113.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

14 września 2018 , Komentarze (4)

Na wstępie dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem...


W środę jakoś tak mi się ulało i musiałam przelać w pisane słowa to co jest w głowie. Myślę, że z racji tego, że akurat spotkała mnie przykrość to jeszcze dodało czerni a może było punktem zapalnym.


Nieważne. Ważne, że samo wypisanie się, plus spojrzenie na to co napisałam - niejako Waszymi oczami - bardzo dużo mi dało. 

Uświadomiłam sobie, że nie bardzo jest na co czekać, że jak dalej będę odwlekać schudnięcie (podświadomie) to już na pewno nie spełni się moje największe marzenie.


Nie chcę robić rewolucji, bo to się skończy jej upadkiem. Na teraz - małe kroki, takie żeby mi w nawyk powchodziły, a potem kolejne zmiany.



Od środy:

- nie tknęłam słodyczy, słonych przekąsek ani gazowanych napojów

- patrzę na to co jem, może nie jest idealnie ale zdecydowanie lepiej

- oglądam na yt różne filmiki z gatunku fit, "doładowuję się" pozytywnie

- na zakupach kupiłam tylko to, co odżywcze.


Może dla kogoś to śmieszne kroki, ale dla mnie małe cegiełki, z których mam zbudować siebie na nowo.


I tak zrobię.

.

12 września 2018 , Komentarze (24)

zaliczam właśnie dół psychiczny jeden z tych "zostawcie mnie na dnie"... 

nic mi w życiu ostatnio nie wychodzi, psychika w końcu musiała zareagować. Ryczałabym na każdym kroku, albo z wściekłości zaćwiczyła się do upadłego. Ale najczęściej jest to schowanie emocji do środka - bo akurat jestem w pracy, sklepie, u teściów. 

I tak w środku wrze a na zewnątrz nic nie widać. Ale to wychodzi - napięciem mięśni, koszmarami w nocy, pobudką z bolącymi mięśniami... przesadnymi reakcjami na pierdoły... 

dieta leży i kwiczy, zupełnie, jakbym chciała sobie jeszcze dowalić. Nie zasługuję na dobre, to ciało też niech ma źle... Ehhh...

Po raz pierwszy od 5lat poważnie rozważam ponowną wizytę u psychiatry... nawet po ostatnim poronieniu nie byłam aż tak blisko wykręcenia numeru do niej... choć szukanie go w komórce i wcisnięcie zielonej słuchawki a potem zaraz czerwonej - to raczej mnie do niej nie zaprowadzi skutecznie... 

z dnia na dzień jest coraz gorzej...

owszem pojawiają się przebłyski "ratowania się"... ale wtedy jest "wszystko albo nic"... z reguły "wszystko" trwa do pierwszej porażki, a potem jest "nic" "nic" wielkie NIC! jedyne czego nie odpuszczam to jest szczątkowe dbanie o siebie - balsam, szczotka. I te aktywności by nieco napięciu ulżyć.



czytam tu tyle różnych pamiętników - wiele z Was ma różne perypetie, ale jak sobie z tym wszytskim poradzić? 

- jak nie przejmować się pracą i napięciami w niej?

- jak trzymać się diety i nie nagradzać się/karać jedzeniem?

- jak ćwiczyć dla przyjemności?

- jak przestać się zadręczać tym, że od tylu lat nie możemy się doczekać ziemskiego dziecka?

- jak się nauczyć pozytywnie myśleć o życiu?

- jak się na dobre wziąć za siebie, swoje prawie 120 kg galaretowatego ciała?

- jak odzyskać kobiecość, seksapil i poczucie własnej wartości?

- co zrobić żeby kolejne próby nie było to "wszystko przez 5 dni a potem NIC"

ku.wa ja nie pamiętam kiedy ostatni raz się serdecznie śmiałam... 

20 sierpnia 2018 , Komentarze (12)

Brakuje mi systematyczności i liczenie bierze w łeb... Zbliża się też @ i nosi mnie na wszystko co słodkie słone i nawet przy tych upałach na piwo, co jest dziwne bo mnie nigdy nie ruszało...

dołączyłam do ZRP i zobaczymy na ile będę w stanie gromadzić punkty w tej rywalizacji. Trochę się dygam, bo sporo uczestniczek waży dwa razy mniej niż ja. Jednak w wadze ciężkiej to wszystko jest cięższe. 

Dziś mam ambitny plan poćwiczyć i przyszykować sobie jadło na jutro do pracy. 

trzymajcie kciuki by się udało :) i żeby mnie pms nie złamał :)

9 sierpnia 2018 , Komentarze (6)

ja już nie daje rady :( kleję się do biurka, do dokumentów, fotela już nie mówiąc o ciuchach :( 

gotować mi się w taki ukrop nie chce, chętnie sięgam po tzw byle co. 

zamrażalnik obrasta lodem, bo copochwila ktoś go otwiera i wyciąga lód do napojów... 

pomieszczenia w pracy i w domu nie mają się szans schłodzić przez noc, więc z dnia na dzień jest tylko gorzej.

Upały, A-Kysz!!!!!!

ps. burze też A-Kysz! niech się spokojnie ochłodzi...

6 sierpnia 2018 , Komentarze (5)

Niestety trochę jest mnie więcej. Upały to puchnę, plus wyżera na weselu... Gubić to będę kolejne 2 tyg... ale obkupiłam się w spodenki do ćwiczeń na orbitku, staniki sportowe - więc jak upały odpuszczą to wracam do regularnych ćwiczeń. 

Zapał jest, ale falami niestety... trzeba spinać poślady i choć do diety wrócić...

pomocy! potrzebuje wsparcia!

30 lipca 2018 , Komentarze (2)

Po wczorajszym +33st w cieniu i nawałnicy - jest w miarę przyjemnie, <25st. Nie lubię upałów bo o odparzenia nietrudno, człowiek może wiele nie robić i a a i tak cały mokry jest. Podczas ćwiczeń to jest jeszcze gorzej - orbi stoi w pokoju na poddaszu...

Nie wiem jak to wyszło - że będzie bez zdjęć. Jakoś zanim człowiek foto zrobił to już talerz był pusty. Waga constans, co po takim tygodniu uważam za sukces. No tak po prawdzie jest 0,2kg do przodu, ale to już nie jest te 3 kg co było 2 tyg temu. 

Teraz jeszcze ruszyć zadek do ćwiczeń i mniej tolerować jedzeniowych wpadek. W sobotę idziemy na wesele, mój chłop z tych nietanecznych, więc słabo widzę kwestię wytańczenia tego co zjedzone. No ale nie będę się na przyszłość zadręczać. Wezmę sandały, to sobie za dziećmi szwagra trochę pobiegam.

Waga z 28.07.2018 113,4kg, paska nie zmieniam, zamierzam go gonić.

I niech moc będzie z nami - na cały nowy tydzień!!!!

27 lipca 2018 , Komentarze (1)

W tym tygodniu była kumulacja wszystkiego - rocznicy, niezwykle bolesnej @ i świętowania podwójnych imienin w rodzinie i pracy. Bez pierwszych dwóch elementów to pewnie imieniny by mnie nie ruszały, ale w takich okolicznościach odpuściłam też orbiego i się wszystko rozlazło. 

Więc oprócz posiłków obfoconych do brzucha wpadło jeszcze kilka krówek, rafaello i ze 3 muffinki z jagodami (te ostatnie domowe). Złe dodatki napędzały głód i niestety spadku to ja w tym tygodniu nie zobaczę - moja IO sprawia, że każda słodycz i inne niż zdrowe jedzenie to jest + 2 kg na wadze... Ehhh

Ale wczoraj już trening był, więc liczę na poprawę sytuacji.

25.07.2018 środa

śniadanie(w pracy): chleb żytni, serek, warzywa
lunch (w pracy): leczo warzywne
obiad: leczo z kielbasą, bułka fitnes
kolacja: brokuł, szynka, por + jajko z otrębami i mąką żytnią, przyprawy - zapiekane w kokilce

poza dietą: 1 muffinka

26.07.2018 czwartek

śniadanie(w pracy): bułka z nasionami i płatkami owsianymii, serek, warzywa
lunch (w pracy):
brokuł, szynka, por + jajko z otrębami i mąką żytnią, przyprawy - zapiekane w kokilce, kalarepa
obiad: ziemniaki, kotlet z kuraka, surówka z pomidora i cebuli
kolacja: bułka z szynką, 2 parówki

poza dietą: 2 muffinki, dużo cukierków, pół czekolady białej...

ćwiczenia: pół godz orbi


27.07.2018 piątek (do edycji)

śniadanie(w pracy): chleb żytni 2 kromki, sałatka z ogórka, pomidora i serka wiejskigo
lunch (w pracy):
brokuł, szynka, por + jajko z otrębami i mąką żytnią, przyprawy - zapiekane w kokilce, borówki
obiad: zupa ogórkowa z ryżem, bułka żytnia z serem ż
kolacja: brak



Podsumowanie:

1) nie ma co - popłynęłam... lepiej nie zaczynać wcale jeść słodkiego (pomijając to, że mi nie wolno) bo potem jest masakra..
2) słodycze - powodują u mnie senność i mega chęć jedzenia, choćbym była po obfitym obiedzie...
3) kończy mi się inwencja, muszę się jakoś inspirować, bo inaczej kończy się na kanapkach z warzywami
4) jedzenie słodyczy= mniej energii, większa ochota na leżenie przed tv... a tu powinnam mieć szlaban na wejście do salonu przed godziną 20...

straciłam trochę rozpędu ale się nie poddaję...

25 lipca 2018 , Komentarze (1)

Jakoś nie mam weny na pisanie. Mam dziś swoją prywatną tragiczną rocznicę. Boli jakby to było wczoraj. I nigdy nie zapomnę, niestety. I do bólu tęsknię.

Notuję więc beznamiętnie, niech jest zapisane...

23.07.2018 poniedziałek

24.07.2018 wtorek

i do poczytania kiedy indziej.

23 lipca 2018 , Komentarze (15)

Na początek waga z dn. 21.07.2018... 113,2 kg WOW!!!! -3,1 kg, tego się nie spodziewalam... Wiem, że to początek i w ogóle nie ma się czym ekscytować przy wadze słonia, ale tydzień temu było mnie więcej o 3kg!!! Teraz okres i czuję się nalana i ogólnie blee, ale to minie :) cieszę się niezmiernie, że znowu wzięłam się za siebie. 

Od tygodnia nie rusza mnie pepsi ani soki owocowe 100%. Te drugie czasem dodaje do wody, na smak dosłownie. Słodycze też mocno ograniczyłam. Pozwalam sobie w niedzielę na lody. Zero podjadania słodkiego i oszukiwania samej siebie. Trening na orbitreku co dwa dni. Oby tak dalej.

sobota 21.07.2018

śniadanie: jajecznica 3 jaja, bułka gryczana z swojską polędwiczką, pomidor
obiad: rosół z makaronem durum, pomidory
obiad II danie: ziemianki, sałatka z pomidora i cebuli, 2 pałki z kurczaka
kolacja: bułka gryczana, polędwiczka, pomidor, jajecznica z 1 jaja

ćwiczenia: orbitrek 40minut, poza tym umyte 9 okien :)

niedziela 22.07.2018

śniadanie: chleb żytni, ser pleśniowy, ogórki, pomidor
obiad: rosół z makaronem durum,
obiad II danie: ziemianki, mizeria z jogurtem nat, schabowy w panierce z otrąb i sezamu
deser: owoce, lody, trochę bitej śmietany, pół kostki startej gorzkiej czekolady
kolacja: odpiekane ziemniaki na oleju kokosowym, 2 parówki, kawałek drożdżówki

poza dietą: kawałek ciasta od teściowej, drugi lód...



Podsumowanie:

1) im więcej węgli w posiłku tym bardziej mnie nosi by się dopchać (np.kolacja niedzielna)... warzywa w posiłku to super sprawa...

2) w tym tygodniu 2x udało się przekroczyć barierę 40 min na orbitreku, ale to jednak wyczyn na tą chwilę. 

3) cieszę się ze spadku, tyle ubrań mam odłożone - i to nawet nie mówię o takich za -20kg, tylko o takich za -5kg, weszłabym w nie i teraz, ale nie lubię obciśniętych... więc jeszcze sobie trochę poczekają, ale mam nadzieję, że w sierpniu będę mogla założyć jakąś nową-starą bluzkę.

walczymy koleżanki, walczymy!!!!!!!!!!!!

20 lipca 2018 , Skomentuj

Mimo, iż się piątek jeszcze nie skończył, tak robię posumowanie, bo po weekendzie dodawanie wpisu o 4 dniach to by było wyzwanie...

Trzymam się dalej warzyw, jak to kolega w pracowniczej kuchni stwierdził "pół warzywniaka na talerzu". I ćwiczę co drugi dzień. Ciało jakby bardziej zbite. Twarz mniej opuchnięta. Choć @ w natarciu...

I najważniejsze: WRESZCIE WYSZŁO SŁOŃCE!!!!!!!!!!!!!! w warzywniaku (tym na działce, nie w sklepie) tak mokro że się chodzić nie da... gumiaki trzeba wyciągnąć bo jest smak na botwinkę :) ale nie zupę tylko może z makaronem???? tak jak spagetti?

19.07.2018 czwartek

Śniadanie (w pracy): warzywa, chleb żytni, serek
Lunch (w pracy): zupa krem z bielonego groszku (B)+2 jajka
Obiad: zupa kalafiorowa jak wczoraj, kiełbasa z cebulką, kromka żytniego z serem ż
Kolacja: chleb żytni, serek typu włoskiego, warzywa, borówki

ćwiczenia: orbi 40 min

20.07.2018 piątek (do edycji)

Śniadanie (w pracy): warzywa, chleb żytni, serek
Lunch (w pracy): warzywa, borówki, migdały
Obiad: makaron z warzywami i ciecierzycą
Kolacja: brak, bo późno wróciliśmy z zakupów



Podsumowanie:

1) coś za dużo chleba mi się wkrada :(
2) koniecznie muszę mieć bardziej przemyślane drugie posiłki w pracy, ileż można improwizować...
3) złapałam bakcyla ćwiczeniowego, na razie co drugi dzień, nie chcę przesadzać żeby kortyzol nie szalał, ale power jest!

i do poczytania po weekendzie...