Przeczytałam wczoraj o takim schorzeniu, wybaczcie, nazwa wypadła mi z głowy, polegającym na obsesyjnym planowaniu i stosowaniu zdrowej diety. Zaczynam myśleć, że powoli podpadam pod wymienioną tam charakterystykę. Już kładąc się spać rozmyślam, czego i ile zjem na następny dzień. Poświęcam mnóstwo czasu na staranne przygotowywanie zdrowych i niskokalorycznych posiłków. Nie tknę niczego bez sprawdzenia kaloryczności na ilewazy.pl, i nie kupię niczego bez sprawdzenia wartości kalorycznej na opakowaniu. 100 gram produktu przeliczam automatycznie na ilość sztuk lub opakowanie- np kupując pieczywo pełnoziarniste czy jogurt.
Teraz się zastanawiam...czy oby nie przesadzam? Czy nie popadam z jednego natręctwa ( kompulsywnego jedzenia ) w kolejne ( liczenie kalorii, kontrolowanie diety ) ?
Prawie wszystkie swoje zainteresowania ograniczyłam i zawęziłam do odżywiania-albo buszuję po forum na Vitalii, albo szukam w necie artykułów o odchudzaniu, albo przeliczam kalorie kalkulatorem, albo liczę w słupkach na kartce.
Czas nawet odmierzam posiłkami- za godzinę kawa, za dwie II śniadanie, za trzy obiad...Czuję, jak cały mój dzień upływa rytmem jedzenia, kolejnych posiłków. To chore. :( A kiedy chcę się poczuć lepiej, mierzę się centymetrem krawieckim jak jakaś wariatka i uzupełniam historię pomiarów. Jakbym konwertowała szczęście w liczbę zgubionych centymetrów.
("Och, to już trzy mniej z brzuszka, wspaniale! , ach, jeden mniej z łydki, WRESZCIE! ").
Nie wiem, czy to tylko ja wariuję? Czy czujecie się podobnie? Czy to jedynie mój prywatny obłęd?
Teraz się zastanawiam...czy oby nie przesadzam? Czy nie popadam z jednego natręctwa ( kompulsywnego jedzenia ) w kolejne ( liczenie kalorii, kontrolowanie diety ) ?
Prawie wszystkie swoje zainteresowania ograniczyłam i zawęziłam do odżywiania-albo buszuję po forum na Vitalii, albo szukam w necie artykułów o odchudzaniu, albo przeliczam kalorie kalkulatorem, albo liczę w słupkach na kartce.
Czas nawet odmierzam posiłkami- za godzinę kawa, za dwie II śniadanie, za trzy obiad...Czuję, jak cały mój dzień upływa rytmem jedzenia, kolejnych posiłków. To chore. :( A kiedy chcę się poczuć lepiej, mierzę się centymetrem krawieckim jak jakaś wariatka i uzupełniam historię pomiarów. Jakbym konwertowała szczęście w liczbę zgubionych centymetrów.
("Och, to już trzy mniej z brzuszka, wspaniale! , ach, jeden mniej z łydki, WRESZCIE! ").
Nie wiem, czy to tylko ja wariuję? Czy czujecie się podobnie? Czy to jedynie mój prywatny obłęd?
mikolino
12 sierpnia 2010, 11:58Dziękuję za mile słowa i wsparcie ;-)
Scarlet1500
12 sierpnia 2010, 10:18Ja mam podobnie, dopiero czwarty dzien, a już mam fioła na punkcie zdrowego odżywiania. Nie jesteś sama Esthere.
radka87
12 sierpnia 2010, 10:06Mysle ze nie wariujesz tylko po prostu strasznie ci zalezy i tyle
gejsha
12 sierpnia 2010, 08:07Myślę, że każda lub większość z nas miała taki okres :)
gillian1966
11 sierpnia 2010, 21:53prywatny obłęd? - fajne określenie, ale obawiam się, że to nie jest Twoja prywatna sprawa... :-)