Dzisiejsze wpisy większości z Was kręcą się wokół pączków.
Nie będę gorsza;)
Rano jechałam zawieźć fraglesy (3+6mc i 4+10mc) do przedszkola i ucięliśmy sobie pogawędkę na temat dzisiejszego dnia- tłustego czwartku.
Ja bojkotuję tradycję, pączka nie ruszę (nawet mi nie żal, bo nie przepadam:), ale chłopaki moje kochane nie pogardzą tłustym pączusiem.
Pytam: Ile pączków dziś zjecie?
Starszy: PIĘĆ!
Ja: PIĘĆ? Nie za dużo?
Starszy: No dobra, TRZY, bo jak za dużo, to będzie nas brzuch bolał.
Młodszy: Trzy, po trzy zjemy!
Ja: A TRZY to nie za dużo?
Starszy: Nie, mamo, przecież TRZY to w sam raz!
OK, jak w sam raz, to w sam raz. Znając życie, na jednym się skończy, ewentualnie Młodszy zliże lukier z drugiego, bo przecież tak się je- od zewnętrznej strony (np. kanapki z szynką zaczyna od szynki, później masło, a na końcu chleb-przecież to oczywiste, tak się je;)
I po raz kolejny stałam się mądrzejsza dzięki dzieciom- będę pamiętać- trzy to w sam raz;)
angelisia69
5 lutego 2016, 13:25hihi ;-) dzieci i te ich standardy jak ich nie kochac
falcon1982
5 lutego 2016, 14:22To się nazywa beztroskie dzieciństwo:) siedzieć i myśleć ile pączków można zjeść:)