Nic nie piszę, bo ciągle na wadze między 82,5 a 81,5. Nie ćwiczę, bo wszyscy się pochorowaliśmy. Moje przeziębienie to pikuś, ale choroba dzieci strasznie wykańcza nerwowo, psychicznie i fizycznie. Zamiast wskakiwać na stepper kładę się na drzemkę. Brak ćwiczeń odbija się na moim nastroju, brak spacerów dokucza nam wszystkim. I jeszcze w weekend Mąż wymyślił sushi.... kocham sushi, Mąż jest mistrzem w robieniu sushi i było bosko, choć jest tak kaloryczne :) Powtarzam sobie, że to mimo wszystko dobry czas, czas na utrwalenie wagi i nowych nawyków bez spinki na wyniki wagowe. Jak tylko wyzdrowieję wezmę się do roboty z podwójną siłą. No i czekam na wiosnę, żeby zacząć biegać :) A tymczasem mam w planie małe wyzwanie.... ale o tym następnym razem :D