Cieszę się jak diabli,bo mimo tych moich grzeszków i zajadania stresu to jednak waga mnie nagrodziła-jeszcze 2 dni temu nie miałam takiej nadziei ,ale dziś z niedowierzaniem wchodziłam kilka razy na wagę-nie chce być inaczej 96,8 czyli -1,4kg w tydzień
Dziś 2 kromki chcleba z musztardą i wołowiną na sniadanie,a zaraz zjem pomidorek z wołowinką i cebulą.W pracy filet z kurczaka z warzywami i jakiś owoc na wieczór.
Boję sie tych 4 dni w pracy bo bez planu mogę zawalić wkładająć do ust co popadnie zwłaszcza ,że będa pokusy bo wesele na sobotę jest.
Wczorajsze popołudnie spędziłam z R. u niego w domu-tam jest roboty od metra-wczoraj tylko drzwi od strony kuchni obmyłam(4 sztuki)
Strasznie zapuszczony jest ten dom,ale ja nie zamierzam się tam zajechać-podsuwam też sprzęt sprzatający Romkowi-w końcu to głównie on tak zabrudził ten dom to niech teraz się pociżeby wiedział że to nie taka prosta robota.
Nie mogę się doczekać niedzieli,bo mam wolny dzień i jak tylko będzie bezdeszczowo to chcę w las iść lub jechac rowerkiem
poleskae
28 lipca 2011, 10:22cieszyć się każdym gramem , bo wiemy ile to ciężkiej pracy trzeba włożyć aby waga ruszyła w dól, jest i będzie dobrze, pozdrawiam i trzymam kciuki!!!
Kenzo1976
27 lipca 2011, 19:31oby tak dalej kochana !
Olcia1975
27 lipca 2011, 16:53Trzymam kciuki za dalsze spadki! Nie daj się skusić w pracy. Ja siedzę w domu i ciągle coś podżeram, bo mąż słodyczy nakupił ... Masz rację z tym sprzątaniem - goń chłopa! Pozdrawiam :)