Naszą miejscowość odwiedził TEATR. Moja żona kupiła bilet, po czym
zainteresowała się o czym będzie sztuka. Sprawdziłem w Internecie.
"Nadludzie". O Hitlerze i Stalinie. „E to mnie nie interesuje. Idź ty”.
To poszedłem.
Przedstawienie odbyło się przy okazji festiwalu organizowanego przez
gimnazjalny klub teatralny. W związku z tym na sali było kilkunastu
gimnazjalistów. Biorąc pod uwagę treść sztuki nie był to najlepszy
pomysł.
Akt pierwszy:
Ostatnie dni III Rzeszy. Do Hitlera zostaje „zaproszony” dawny zaufany,
który ostatnie kilka lat spędził jako OberKapo w obozie koncentracyjnym
Ravensbruck. Z początku sztywny i zasadniczy. Pod wpływem alkoholu i
świadomości, „że żywy stąd nie wyjdzie” zaczyna coraz śmielej odpowiadać
na pytania Hitlera. W końcowej scenie zarzuca Hitlerowi impotencję i
stwierdza, że wpływ na jego decyzje miało nieudane życie seksualne.
Przerwa:
Przynajmniej jedna para opuściła przedstawienie. Pani się nie podobało.
Towarzyszący jej mężczyzna tłumaczył „Ja przynajmniej znam te wszystkie
nazwiska wymieniane w sztuce i wiem kim oni byli” („Oni” to cała
czołówka NSDAP i Theo Morell, osobisty lekarz Hitlera).
Jeszcze ciekawsza była rozmowa gimnazjalistów:
Dziewczyna: „Niech mi ktoś powie, o czym właściwie to było?”
Chłopak: „O tym, że Hitler był impotentem”
Dz: „A kto to właściwie jest impotent?”
Ch: „To taki, który nie umie stanąć na wysokości zadania”
Akt drugi:
Po przedstawieniu teatralnym w garderobie aktora grającego rolę Ryszarda
III („królestwo za konia!”) pojawia się niespodziewanie towarzysz
Stalin. Zmusza przestraszonego aktora do picia alkoholu i dyskusji o
władzy. Porównuje granego przez niego króla-zbrodniarza z samym sobą.
Podobnie jak w scenie pierwszej alkohol i świadomość bliskiego końca
prowokuje nieszczęśnika do szczerej wypowiedzi. Korzystając z Szekspira
aktor okazuje Stalinowi swoją nienawiść. Przeszkadzały mi chichoty
gimnazjalistów, którzy nie czuli dramatyzmu sceny. I strachu, jaki takim
rozmowom towarzyszył.
Zakończenie:
Brawa. Kurtyna się zasuwa. Rozsuwa. Znowu się zasuwa. Brawa. Wręczanie kwiatów.
Ile razy jestem w teatrze zawsze najbardziej sztucznym elementem wydaje
mi się właśnie ten KONIEC. Brawa. Kwiaty. Podziękowania. Brawa. Ukłony.
Taki dodatkowy teatr „po przedstawieniu”.
I jeszcze kilka słów o Stalinie.
Przypomniały się wspomnienia Aleksandra Wasilewskiego. Opisuje on swoją
rozmowę ze Stalinem. W okresie Wielkiej Czystki. Stalin pyta się o ojca
Wasilewskiego, który jest popem. Wasilewski odpowiada: „jestem wzorowym
komunistą, zerwałem z aspołecznym elementem i od kilku lat nie
kontaktuje się z ojcem”. A Stalin: „Ale przecież to Ojciec. Tak nie
można. Zaraz napiszę, że zezwalam wam towarzyszu na kontakt z Ojcem”. I
radość, że będzie się mógł kontaktować z ojcem. I strach, że za te
kontakty będzie mógł zostać aresztowany. I świadomość, że od tej pory
Stalin ma potężnego „haka” na młodego Wasilewskiego.
gi.jungbauer
8 kwietnia 2013, 18:48Kurcze! Faktyczny dziwny pomysł na teart dla gimnazilistów. Cięzki temat.