Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Byle do przodu...


5 dzień.Mimo kiepskej pogody, mgły i zachmurzenia, wybrałam się rano na spacer. Właściwie to pieszo poszłam do najbliższego miasteczka po drobne zakupy. Przemaszerowałam 8km .   Wyszłam z domu zaraz po śniadaniu, a wróciłam na drugie śniadanie. Byłam bardzo daleko od lodówki i wszelkich pokus. Nogi bolały nie powiem, ale to ma podobno mi wyjść na dobre. Później  zajęłam się rozbieraniem choinki,  sypała się już okropnie. Posprzątałam, pozamiatałam i nie ma śladu po świętach, trochę to smutne... . 
Z posiłków jestem bardzo zadowolona,  są smaczne, sycące, już nie jęczę, że chodzę głodna, wystarcza mi to, co jest rozpisane na cały dzień. No tak, wiem, że to dopiero początek  i że już nie raz zaczynałam i przerywałam dietę, ale do tej pory robiłam to zawsze sama, jakieś tam liczenie kalorii itp... i najczęściej chwytałam  w ręce, co było najłatwiejsze do przygotowania. Wymyślanie tych potraw nie wychodziło mi i ciągle chodziłam niedojedzona, rozdrażniona. Może teraz, gdy posiłki są "podane na tacy" nie muszę niczego liczyć i wymyślać, będzie mi łatwiej. Mam super wagę kuchenną, która myli się do jednego grama + -  więc z ważeniem też nie ma problemu. Oby ten mój zapał i optymizm był długotrwały. 
  • wiosna1956

    wiosna1956

    11 stycznia 2011, 17:20

    no własnie wagi nie mam!!!!! muszę wszystko ważyc , ja do tej chwoli przestrzegam diety jeszcze wieczór został , ale zjem jabłuszko i jakoś będzie - pozdrawiam ,[ u mnie też kiepska była pogoda]