Wczoraj byłam na zajęciach tanecznych latino... namówiła mnie przyjaciółka. Było świetnie, choć wiadomo nogi się plątały nie znałam kroków, bardziej skupiałam się na zapamiętaniu ich niż rytmie tańca, ale wytrzymałam dzielnie całą godzinę. Dziwna sprawa, ale ja się w ogóle nie pocę... niektóre dziewczyny dosłownie ociekały potem, a ja nawet na czole się nie spociłam za to dzisiaj mam okropne zakwasy, bolą mnie łydki. Chcę chodzić na te zajęcia 2 lub 3 razy w tygodniu, zobaczymy jak mi wyjdzie z czasem i finansowo. Po raz kolejny odkrywam, jak to cudownie jest mieć własne pieniądze, nie prosić się o pozwolenie wyjścia z domu ... jednym słowem same plusy. Jeszcze trochę a dojdę do wniosku, że powinnam być wdzięczna P.Mężowi za obecny stan rzeczy... .
Jasuu
19 stycznia 2012, 19:27Stracisz te niepotrzebne kilogramy w tańcu, wierzę w to. Nie poddawaj się. Pozdr.
grazynka45
17 stycznia 2012, 19:36Łał ale masz fajnie,też bym na takie zajęcia taneczne chodziła,ale u nas nic takiego się nie dzieje:)))) A świąteczny balast zgubisz niebawem :))) Ściskam ciepło:)))
baja1953
17 stycznia 2012, 17:01Konkluzja końcowa najważniejsza...oczywiście, że tak...jeśli nie możecie działać razem, to naprawdę lepiej z osobna:)) A własne pieniądze też sobie cenię;)) Ciesze się, że mam czasem dorywcze zajęcia( np kursy) i potem dowolnie rozporządzam tymi pieniędzmi..;)) Cmok, aha, ja mam jeszcze cały kg ąwiąteczny na grzbiecie...Nie Ty sama:))
Malajkaww
17 stycznia 2012, 10:37Taniec to super sprawa,gdyby u mnie w mini miasteczku był kurs tańca to z przyjemnością bym poszła. Tak trzymaj.Pozdrawiam.