Rano nic nie zapowiadało tego co było później. Wstałam, zjadłam pyszne śniadanie. Jak dzisiaj sobie przypomnę, to nawet nie wiem jak to opisać, chyba punkty byłyby tu najczytelniejsze, a więc:
1. Starsza córka od piątku choruje na grypę i wczoraj prawie półdnia przespała;
2. młodsza córa cały czas ma problemy z załatwianiem się, blokuje się psychicznie i nie chce robić kupki, więc też pół dnia chodziła i popłakiwała że chce kupka wyjść a ona się boi, masakra;
3. Jakby tego było mało o 15tej ta młodsza dostała temperatury 38 stopni;
4. Wtedy też i mnie zaczęło coś łamać w kościach;
5. Przez to wszystko zjadłam wczoraj 1 cm plaster ciasta drożdżowego i pół naleśnika z dżemem, który mała zostawiła;
6. O godzinie 20tej miałam już temperaturę ponad 38 stopni;
7. Pół nocy nie spałam bo ta młodsza najpierw znowu dostała temperatury, potem nie chciała wziąć syropu na obniżenie, jak już wzięła, to co chwilę chciała piciu i tak do godziny 1 .00 w nocy, a o 4.30 przestały działać moje środki przeciwgorączkowe,
8. Dzisiaj zaś od rana miałyśmy wycieczki do lekarza i diagnoza jedna: GRYPA!
Przez to wszystko czuję się jak by mnie ktoś przepuścił przez maszynkę, a o jakichkolwiek ćwiczeniach to nawet nie chcę myśleć.
Zapomniałam o jeszcze jednym punkcie, jakby tego było mało to jeszcze dostałam w nocy @.