Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Poniedziałek - nie taki straszny, jak sądziłam.


Wczoraj był poniedziałek. Powiem szczerze, że jestem mile zaskoczona, bo nawet ciężko było mi zjeść wszystko to co sobie zaplanowałam. Pracując, chyba łatwiej jest mi utrzymać dietę, bo gdy jestem w pracy to jestem zajęta, nie myślę o jedzeniu, szybciej leci mi czas... Tylko koleżanka  z naprzeciwka kusi non stop jakimiś ciastami i czekoladkami. Moje wczorajsze menu wyglądało tak:

Śniadanie:

Chleb żytni (2 kromki) – 160kcal

Łyżeczka masła roślinnego (10g)- 72kcal

100g pasztetu z soczewicy – 100kcal

½ pomidora – 16 kcal

1/5 ogórka kiszonego – 5 kcal

Odrobina papryki świeżej –ok. 3 kcal

Herbata z cytryna i 1 łyżeczka cukru – 20kcal

SUMA – 376 kcal

Przekąska:

1 banan (185g) – 180 kcal

SUMA – 180 kcal

Lunch:

Zupa krem z dynii – ok. 200 kcal

Ryba po grecku – ok. 200 kcal

SUMA – 400 kcal

Obiadokolacja:

Filet z kurczak w miodowo-musztardowym sosie z tagliatelle z marchewki i mixem sałat – ok. 500 kcal

SUMA – ok. 500 kcal

 RAZEM: ok. 1440 kcal

Nawet wyszło trochę mniej niż powinno, ale na prawdę, więcej bym zjeść nie mogła. Gorzej u mnie z ćwiczeniami. Po powrocie do domu (ok. 17.30) zrobieniu obiadu itd. mam chwilę dla siebie dopiero ok. 19.30 i niestety wtedy już padam na twarz. Tak więc nawet nie myślałam wczoraj o ćwiczeniach, w ogóle u mnie trudno jest z tymi ćwiczeniami w tygodniu, chyba niestety waga moja powoduje, że nie mam wcale energii i sił. To nie jest wynik diety - jak pewnie niektórzy pomyślą, bo tak jest już od ok. roku. Potrafię usnąć o 20.00, śpię na kanapie do 22.00, wstaję, rozkładam łóżko, myję się i idę znowu spać, i tak już do 6.00. Powiem szczerze, że nie wiem czym to jest spowodowane. Może jak trochę zgubię tych moich zbędnych kilogramów, to zyskam też więcej energii i sił.