Znowu wstałam z łóżka ledwo żywa. Mały nie chciał wczoraj usnąć i budził się kilka razy w nocy. Jak na złość przez cały tydzień nie ma mojego męża, więc jesteśmy zdani sami na siebie...Rano z tego zmęczenia, zdenerwowania miałam straszną ochotę zjeść coś słodkiego. W lodówce czai się na mnie Merci, ale jakoś się opanowałam.
Powędrowałam na krótki spacer z synem (40min)-jest tak zimno,że myślałam,że zamarznę...
Śniadanie:6:30 twarożek+6mini sucharów=>250kcal
II Śniadanie: 10:15 biszkopty =>210kcal
Obiad: 13:30=> risotto=> 340kcal
Kolacja: 17:30=> sałatka tuńczyk z kukurydzą, groszkiem i marchewką, 6mini sucharków=> 200kcal
SUMA: 1000kcal
Postanowienia na jutro:
Spacer: 2h (PS spacer: oznacza szybki spacer:)
1200kcal
30brzuszków
5!!! posiłków
Hmm: pomyślałam sobie dzisiaj w chwili zwątpienia,że nawet jak schudnę te zaplanowane do końca maja 4kg to i tak będę dalej wyglądać jak ŚWINKA!
A pomyśleć,że kiedyś ważyłam 62kg (tj prawie 30kg mniej niż teraz).... Chociaż dziwne, bo wtedy też czułam się gruuba....
Przymierzałam obrączkę (kupioną 3 lata temu)-> jest na mnie dużo za mała.
Przymierzałam letnie ciuchy-> poza niektórymi bluzkami wszystko jest na mnie za małe... dużo za małe...
Przymierzałam eleganckie ubrania do pracy: wszystkie są na mnie za małe!
I teraz zastanawiam się: JAK mogłam się doprowadzić do takiego stanu? Nie chwaliłam się pewnie swoimi rozstępami... Są wszędzie: uda, brzuch, pośladki, piersi... Chyba, poza tym,że utrzymałam dzisiaj dietę 1000kcal, wszystko jest fuuu i beee i wyć mi się chceeeeee....