Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzielę włos na czworo...

Jutro pierwszy raz się zważę. Waga stoi w łazience i kusi ... Czuję się bardzo dobrze, widzę pierwsze efekty diety: spadł brzuszek, bluzka nie jest taka obcisła, spodnie minimalnie luźniejsze. Nie podjadam, ale trudno mi gotować dwa obiady- dzieci lubią tradycyjne dania- zupki, kotleciki, placuszki , naleśniki itp. Mąż raczej też. Nie robię z tego problemu. Zamiast gotować kremy ogórkowe i brokułowe- wypijam trochę rosołku! Jeśli mam na obiad coś dietetycznego to zjadam małą porcję- jeśli nie to robię szybką sałatkę z jogurtem. Do tego trochę kiełków- kupuję w Biedronie - są pycha.
Ale tak naprawdę to czytam rady od psychologa, mnie to bardzo pomaga! Pracuję nad sobą, staram się naprawdę zrobić coś dla siebie!
Córki skakanka już zepsuta! Kupiłam drugą i dziś znowu skaczę. Przypominają mi się chwile gdy byłam małą dziewczynką i skakałam długo, lekko, dla zabawy, bez namysłu... Teraz przerywam, męczę się, mam zadyszkę...plącze się linka.
Zastanawiam się ile trzeba ważyć, żeby być zadowolonym. Ja chciałabym 60 kg- tak jak przed drugą ciążą. Ale czytam inne pamiętniki i właśnie dziewczyna o tej wadze chce schudnąć do 50 kg. A inna, która waży 80 chce ważyć tyle, co ja przed odchudzaniem. Czy to nie jest dziwne? To chyba potwierdza moją regułę, że wszystko siedzi w głowie.
A te chudsze dziewczyny na pewno można znaleźć na innej stronie. Też szukają ratunku.
Przynudzam...