Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie daję rady w weekendy...
4 grudnia 2012
Na pewno nie przytyłam. To się czuje. Zniknęła oponka w talii. Czuję się lżejsza i z pewnością lepiej wyglądam w moich ciuchach. Wygrzebuję z szafy stare sweterki i zapomniane bluzki i mam satysfakcję, bo teraz naprawdę czuję się w nich dobrze. Rękawki są nawet ciut za szerokie. Ale nowych rzeczy na razie nie kupuję. mam nadzieję,że wytrwam do Nowego Roku i wtedy może zakupię sobie coś ekstra! W tej chwili nie mam takiej potrzeby. Delektuję się tym, że i tak lepiej wyglądam niż miesiąc temu i nie muszę się uszczęśliwiać nowymi ubraniami. Zresztą moje zakupy najczęściej kończyły się źle, gdyż nie podobałam się sobie w niczym! Nie ważę się. Czekam na piątek. Weekendy są najgorsze. Mieliśmy w sobotę gości. Sałatka, jajeczka z kiełkami, pyszna kiełbaska, ciemny chlebek razowy, winko...Niby nie było źle, ale zjadłam po prostu za dużo, dla towarzystwa, w gromadzie nie umiem odmawiać, znowu problem z asertywnością...no i nie lubię zwracać na siebie uwagi. A i tak byłam jedyną, która nie piła... Z alkoholem nie mam problemu, właściwie nie smakuje mi i często odmawiam. Kiedyś lubiłam dobre wino, naleweczki czy piwko. Teraz piję wodę z sokiem. Po tym nie boli głowa...Dietę raczej trzymam, zdarzają się małe wpadki, ale na tyle małe,że nie powodują wyrzutów sumienia. Myślę, że dlatego, że na razie chudnę. boję się jednak chwili, gdy stanę na wagę, a tu tyle samo, co przed tygodniem. To byłoby dla mnie przygnębiające, a na smutek reaguję... wzmożonym apetytem!Pocieszam się tylko że ",chyba, może, na pewno" nie przytyję:)
Hani90
4 grudnia 2012, 11:47ładnie Ci idzie;) oby tak dalej:)
ulka1970
4 grudnia 2012, 11:32Sama widzisz że chudniesz, chociażby po ciuchach, a wagą się nie przejmuj. Powodzenia