Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Cholerny internet...

Znowu zjadło mi prawie cały wpis. Za to tym razem nie miałam problemu z tytułem.
Koleżanka zapytała wczoraj, jaką dietę stosuję ( a byłam w zimowym płaszczu)! Myślę, że schudła mi " buzia". Zdziwiła się, gdy zgodnie z prawdą powiedziałam o regularnych posiłkach 5 razy dziennie, kolacji o 19, czy właściwie "prawie tradycyjnych" daniach na obiad. Było mi miło, po prostu. Przejrzałam jadłospis na dzisiaj, obiad- szaszłyki z kurczaka z pieczarkami i ciemnym ryżem- przecież to super obiadek dla całej rodzinki! I czasu też nie zajmie tak dużo, jak gotowanie przez kilka godzin tradycyjnej zupki na wołowince. Polubiłam dietę z Vitalią, czuję się " zaopiekowana". Mam plan posiłków, porady psychologa- bardzo je lubię, choć są tak oczywiste. Nawet mam " indywidualnego trenera", prawie na własność i plan treningów, które wykonuję w 55%. Co tydzień dostaję podsumowanie,że mogłabym ćwiczyć więcej i mam nawet takie zamierzenia. Bardzo lubię mój pamiętnik, chyba jest dobrą motywacją. Brakuje mi czasu, dni mijają tak szybko. Dzisiaj muszę doprowadzić dom do używalności, wkradł się "mały"bałagan. No i taka wielka sterta prasowania. Mam bardzo dużo pracy, nie nadążam ze wszystkim, ale jakoś tak się tym bardzo nie przejmuję. Jutro ważenie... Zauważyłam, że zawsze w czwartek sumiennie ćwiczę. Zależy mi, aby wskazówka drgnęła.
Naprawdę chcę dotrwać do końca tej diety, dla siebie, zrobić coś dla siebie...