Zmieniam pasek, rano przed śniadaniem było 66. Super! Jem mniej niż zwykle i na razie żadnych ciężkich grzechów nie mam. Wczoraj wypiłam słodzony koktajl truskawkowy, ale to przecież nie grzech? Na pewno czuję się lepiej, według mnie to powinnam ważyć już mniej, naprawdę trzymam dietę. Ale wiem, że mózg chce mnie oszukać, że mi się to nie opłaca, że nie schudnę tak szybko i żebym się poddała, bo po co ma się tak męczyć i się mobilizować? To chyba ma nawet jakiś sens. Muszę wytrzymać jeszcze ten weekend i na pewno waga spadnie i tak nie jest źle. Chciałoby się szybciej, musiałabym nic nie jeść. Piątek po południu, jak pięknie!