Ale ten czas leci. Tylko jeden grzech- kawałek sernika. Goście byli, ale z dietą jakoś się udało, były jajka, sałatki i ten nieszczęsny, pyszny serniczek domowego wypieku, przywieźli znajomi. Ale dzisiaj wszystko dobrze. Był obiadek dość obfity, z kolacji dziś rezygnuję. Kiedyś myślałam, że na diecie się nie je. Teraz już wiem, że jeść to właśnie trzeba, tylko z głową... Mam nadzieję, że wytrzymam. Nowy tydzień, nowe wyzwania. Mielone miały być na jutro, ale syn zjadł wszystkie. Było ich chyba 8 średniej wielkości, no cóż - jutro znów gotowanie. Będzie coś konkretnego- schab, do tego dużo buraczków. Zupę na szczęście mam. Dzieci liczą dni do świąt, a ja zaczynam myśleć o sprzątaniu, lubię mieć to wcześniej za sobą, by przed samymi świętami nie stresować się porządkami. No to sprzątanie czas zacząć!
Olaa92
24 listopada 2013, 21:15Oj tam, sernik to dużo sera białego, czyli białka hehehe:) Trzeba się jakoś rozgrzeszać :P
BedeWalczycDoKonca
24 listopada 2013, 21:01Uwieeeelbiam buraczki, a ostatnio to już całkowicie mam obsesję na ich punkcie :P