Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ja, lat 28. Zainteresowania przeróżne, do odchudzania skłania nadwaga. Coż innego zmusza człowieka do diety?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1091
Komentarzy: 7
Założony: 21 lipca 2014
Ostatni wpis: 10 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Irmina2014

kobieta, 37 lat, Ełk

172 cm, 110.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

10 stycznia 2016 , Komentarze (1)

W tym roku postanowienia noworoczne przyszły z dużym opóźnieniem. Oczywiście standardem jest to, że gruby zawsze obiecuje sobie, że będzie się odchudzał. Czy winię siebie za opóźnienia? Jeśli chciałabym być ze sobą w 100% uczciwa, to powinnam się winić, bo zawsze można zamknąć oczy na każdą okoliczność i powiedzieć „dość”. Ale chyba nie jestem na taką uczciwość gotowa. Lepiej przeczekać wszelkie święta i niedogodności. Zresztą co daje ciągły żal do siebie? Trzeba się pogodzić z własną głupotą, wybaczyć sobie i po prostu ruszyć dalej.

Moje drogie Ja, tym razem niech Ci będzie, ale wybaczam Ci po raz ostatni – moja opieszałość miała swoje powody: organizowałam sylwestra, co sprawiło, że w mojej lodówce pojawiło się 500% normy tego, co można zjeść i 100% rzeczy, które nadają się na imprezę, a nie na dietę. Oczywiście większość tego jedzenia i tak zostaje potem u organizatora, który dojada te resztki. Można rozdać, można wyrzucić… ale nie, po co, skoro można mieć potem dobrą wymówkę. Ale teraz dość! Ze złych produktów w lodówce pozostał jedynie ketchup i pół białego wina… Wróg u mych bram, ale postaram się podołać.

Co chcę osiągnąć w nowym roku?

Chcę być szczęśliwa. I to całą filozofia. Niby proste zdanie, a definiuje wszystkie moje problemy.

Człowiek szczęśliwy, to człowiek zdrowy, człowiek pewny siebie, który czuje się dobrze w swoim ciele oraz w tym, w co to ciało jest ubrane. Taki człowiek odbierany jest lepiej przez społeczeństwo, co też jest źródłem szczęścia, bo człowiek to przecież zwierzę stadne.

Huh… ok. Jest marchewka, to teraz bacik.

Dlaczego NIE CHCĘ być gruba?

Moje grube ja…

·         Czuje frustracje, gdy wchodzi do sklepu odzieżowego…

·         Czuje wstyd, gdy na taśmie przy kasie leżą tuczące produkty, a ludzie widzą co to i kto to tam położył…

·         Czuje wstyd, jak musi się gdziekolwiek rozebrać (lekarz/siłownia/basen)

·         Ha! Z tym basenem żartowałam… moje grube ja w życiu nie poszłoby na basen ;)

·         Czuje się fatalnie, gdy jest super gorąco, bo a) jest super gorąco b) jest za ciepło ubrane, bo przecież trzeba fałdki poukrywać…

·         Czuje się źle, gdy jedno pranie zajmuje całą suszarkę, chyba że niektóre spodnie i bluzki poskładam na pół…

·         Ma podkrążone oczy i nieładną cerę…

·         Przejada znaczną część swojej pensji, tylko sobie szkodząc…

·         A najgorsze, że moje grube, zewnętrzne ja, W OGÓLE NIE PASUJE DO MOJEGO WEWNĘTRZNEGO JA! Moje grube ja ciągle gra kogoś, kim nie jest i nie chce być. Ciągle w czymś ogranicza… jak nie fizycznie, to mentalnie.

 Brrr… jak tak człowiek podsumuje sam siebie, to można dojść do przerażających wniosków…

Proces klarowania postanowień noworocznych w toku, ale dieta od dziś rozpoczęta.

Metoda? Zmiksowanie ideologii Gillian McKeith z dietą Soutch Beach.

Co zjadłam? 

Rano pstrąga tęczowego z fasolką szparagową, potem własnej produkcji sok z marchwi i selera naciowego, potem zupę kalafiorową gotowaną na kurczaku bez skóry (2 małe porcje), potem garść migdałów i jogurt 0%... Pewnie za dużo, ale jak na pierwszy, spontaniczny dzień to chyba nie najgorzej. 

Ku przestrodze, plakat z moimi ulubionymi demotywatorami. 

19 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Każda religia opiera się na wierze. Ci, którzy wierzą w daną ideę, stają się jej wyznawcami. Każda idea zaś opiera się na pewnych fundamentach wiary. Czy dieta nie jest formą jakiegoś wyznania? Jakiś czas temu mówiło się o „wyznawcach Chodakowskiej”, co wiele osób uznało za bardzo kontrowersyjny termin. Ile razy słyszałam tekst „Przestań modlić się przed tą lodówką!”, gdy miałam na coś ochotę, ale nie wiedziałam na co. Czy szybkie, restrykcyjne diety i wchodzenie na wagę co godzinę nie są formą wiary w cuda?

Są zasady, jest obietnica nagrody, są współwyznawcy i pewne doktryny. Mechanizm wygląda podobnie, prawda?

Moje drogie ja, pokuszę się zatem o stworzenie dla Ciebie pewnego dekalogu.

Najpierw wstęp:

Ja, alter ego Twoje, które chcę być szczupłe i wolne, dlatego chce Cię wyrwać z tłuszczowej niewoli. A zatem…

  1. Nie będziesz miał jedzenia innego, poza tym co w diecie oraz nie będziesz zjadać posiłków z kilku diet jednocześnie (bo się jedną nie najadasz ;))
  2. Nie będziesz rozgłaszał wszystkim wokół o cierpieniach na swojej diecie, pochwal się dopiero jak na to zasłużysz.
  3. Pamiętaj, abyś w dniu wolnym szczególnie uważał – nie ma dni świątecznych całkowicie wolnych od diety.
  4. Celebruj posiłek, bądź dumny ze swoich decyzji żywieniowych, nawet jeśli to sałata.
  5. Jedz mniej mięsa, wyjdzie Ci to na zdrowie.
  6. Nie pożądaj wszystkiego, czego tylko nie ma w diecie.
  7. Nie podkradaj z talerza innych osób, nawet jeśli to tylko jedna frytka.
  8. Nie okłamuj się, ani wszystkich wokół – bądź uczciwy w czasie odchudzania.
  9. Nie żałuj innym szczupłej sylwetki, tylko sam zasłuż na swoją.
  10. Nie żałuj innym innego jedzenia, cały świat nie musi być na Twojej diecie.

19 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Człowiek, chcąc coś osiągnąć, potrzebuje czasem inspiracji. Jestem absolutnym specem od inspiracji, motywacji, przygotowań i całego tego pięknego, aczkolwiek nieskutecznego zaplecza. Ileż to mądrych książek stoi na mojej półce? Dieta Dukana, Dieta South Beach Turbo, Potęga podświadomości, Dieta Boot Camp czy też Podręcznik manipulacji… Czytam, oglądam, wzdycham, zapalam się i wypalam… Cudze idee są piękne, ale zawsze jakoś tak za mało MOJE.

Łykam każdą nowinę jak żaba muł. Dukan poleca słodziki, Gillian McKeith ich zabrania, ktoś pisze, że gotowana marchewka ma zbyt wysoki indeks glikochemiczny, ktoś inny, że każde warzywo w każdej formie jest cudowne. A ja kupuję, wyrzucam, znów coś wcielam w życie, a potem z tego rezygnuje, bo każda nowa idea jest już tą ostatnią, jedyną słuszną i już na całe życie. Dodam jeszcze, że zmiany te zawsze mają świadków. Współlokator widzi rewolucję w lodówce, koleżanka z pracy widzi drugie śniadanie… zawsze inne, o innej godzinie, opatrzone nową, absurdalnie odmienną historią. Co oni sobie muszą myśleć? Że jestem ideowo niestabilna, niekonsekwentna, a przede wszystkim porządnie nawiedzona. Niby człowiek nie powinien się przejmować, ale … ja bym to samo o kimś pomyślała. Taka prawda. Moje drogie ja, proszę, miej szacunek do Siebie. Jesteś człowiekiem myślącym, czy chorągiewką na wietrze?

Ileż to motywujących historii prześledziłam, poznałam ludzkie sukcesy i drobne porażki. Tylko po co, skoro człowiek, o głupia ja, i tak musi nauczyć się na swoich błędach. Zatem jedyna droga dla mnie, to skupić się na sobie. Po co mam całą energię wkładać w cudze historie? Czy za mało mam własnych upadków? Czy nie jestem zdolna do osiągnięcia sukcesu? Czy nie umiem sobie zaufać, ani się odpowiednio zmotywować? Moje drogie ja, każdego dnia masz nowy pomysł na życie… Jednak jeśli zamiast wyciągać wnioski z dnia wczorajszego, będziesz wymazywać go z pamięci, to daleko nie zajdziesz. Dlatego przygotuj się na to, że raz po raz do Ciebie napiszę. A Ty czasem to przeczytaj i ewoluuj. Nie marnuj życia na progu startowym, bo inni odbiegną za daleko. Czas ucieka, pobudka!

21 lipca 2014 , Skomentuj

Jak to się mówi... "próba mikrofonu"