Założyłam sobie jedzeniową abstynencję i utrzymuję ją od
początku października. Strasznie tym doświadczeniem jestem zaabsorbowana,
chciałabym na ten temat na okrągło rozmawiać, roztrząsać, ale kurcze teraz okazuje
się, że nie ma o czym. No bo co? Bo nagle straciłam potrzebę obżerania się.
Nie, no serio. Wiem, dziwne.
Kiedy tylko pojawia się impuls „zjedz to czy tamto”, rozkładam go na czynniki pierwsze.
Czy jestem głodna? Co czuje moje ciało? Czy odczuwa głód? Jak go odczuwa? A
jeśli brzuszek mam pełny, to co czuje moje ciało, że pojawił się impuls „jeść”?
O, jest jakieś napięcie. O co chodzi? Aaa, to taka czy inna emocja się dobija.
No i na ogół przy takiej analizie impuls się rozpływa. Nie wiem o co tu chodzi.
Prawdę pisząc to jestem rozczarowana, a nawet zła. No bo teraz, kiedy
postanowiłam zidentyfikować Demona i opisać kawałek po kawałku, to on się
chowa. Teraz, kiedy wymyśliłam sposób walki, to nagle nie mam z kim walczyć. Co
to za walka, kiedy przeciwnik dał nogę?
Owszem, cieszę się tą normalnością jedzenia. No bo z jednej strony nie objadam
się, nie tyję i nie mam poczucia winy, a z drugiej jem na tyle dużo, żeby się najeść i na tyle
smacznie, żeby tym jedzeniem się rozkoszować. Bezstresowo zjadłam nawet jeden
kawałek ciasta u znajomego, wypiłam dwa kieliszki likieru a w weekend poszłam
na obiad do restauracji. Cała reszta jedzenia też wydaje mi się normalna.
Nienormalne jest co najwyżej moje ogromne zaabsorbowanie całą tą sytuacją.
No ale… Wiele lat temu uczyłam się prowadzić samochód. Całą uwagę skupiałam
wtedy na tym, żeby wrzucić prawidłowy bieg, wcisnąć prawidłowy pedał i nie
pomylić spryskiwaczy z migaczami. Z czasem ze zdumieniem dostrzegłam, że te
czynności, które wydawały mi się nie do opanowania (zwłaszcza w połączeniu z
koniecznością kręcenia kierownicą), nagle zaczynały się robić automatyczne i
wymagały coraz mniej mojego zaabsorbowania nimi. Teraz po prostu wsiadam i
jadę, nawet nie myślę że zmieniam biegi czy włączam migacz. Robię to
automatycznie. Może tak samo z czasem stanie się z jedzeniem?
Nieeeeee… To chyba nie może być takie proste! Raczej to tylko chwilowe
ustąpienie choroby, której nawrót może przyjść szybciej, niż się spodziewam, a
wtedy żadne rozkładanie Demona na części pierwsze nic nie pomoże, tylko
powędruję prosto do lodówki…