Minął mi trzeci tydzień "normalnego jedzenia" (no dobra, PRAWIE normalnego).
Odkąd postanowiłam, że będę jadła jak "Normalny Człowiek" (tzn bez zabraniania sobie jakichkolwiek jedzeniowych przyjemności, ale i bez obżerania się), pozwoliłam sobie między innymi na takie dawno zapomniane luxusy jak:
- wyjście na obiad w restauracji;
- zrobienie sobie sałatki z ananasem (i z majonezem oczywiście!);
- przygotowanie zapiekanego sera camembert (z panierką oczywiście!);
- przynoszenie słodyczy do pracy, dzielenie się nimi ze znajomymi i częstowanie się słodyczami innych;
- zakupienie i trzymanie w domu w kuchennej szafce zapasów słodyczy, oraz częstowanie się nimi jak nachodzi mnie ochota;
- zakupienie i trzymanie w lodówce zapasów ulubionych dodatków jak majonez i dodawanie go do czegoś jak mnie najdzie ochota;
- i wiele jeszcze innych cudownych jedzeniowych zachowań, które do tej pory miałam na liście "zbrodni zakazanych", a na które mogłam sobie pozwolić jedynie w chwilach totalnej utraty kontroli, czyli podczas ataku nawiedzenia przez Demona Głodomorrę.
I wiecie co? Coś mi się wydaje, że jeśli coś nie jest zabronione, to ja nie muszę już tracić kontroli nad swoją paszczą, żeby po to sięgnąć. Nie wiem czy rozumiecie, co mam na myśli?!?!!? Wcześniej jedynym sposobem, żeby zjeść coś z bogatej listy "zakazanych rzeczy tuczących" (albo tak upokarzająco nazywanych w AŻ "z listy abstynenckiej") było utracić kontrole, wpaść w jedzeniowy ciąg, obeżreć się na zapas (bo niewiadomo kiedy się trafi kolejna okazja). Bo jak "zdrowo się odżywiałam" to zabraniałam sobie wielu rzeczy (oj, potrafiłam być mistrzynią odejmowania sobie od ust!!!). Starałam się trzymać nad sobą tak silną kontrolę, że "na trzeźwo" moje jestestwo nigdy nie mogło dostać tych smaków, o które prosiło. Dopiero utrata kontroli na to pozwalała. A tak, jak coś jest na wyciągnięcie ręki... to potrzeba objadania się mija. Masz ochote to jesz i cześć. Ale potrzebna jest mi do tego świadomość, że W KAŻDEJ CHWILI MOGĘ ZJEŚĆ DOWOLNY SMAKOŁYK.
Mam wrażenie, że takie podejście do jedzenia jak tym razem wymyśliłam, mocno ograniczy napady Demona Głodomorry. Oczywiście, nie jest to rozwiązanie całego mojego problemu z jedzeniem. Jest jeszce zajadanie emocji (patrz poprzednia notka), nieprawidłowe nawyki żywieniowe, brak ruchu. Nad tym wszystkim czeka mnie jeszcze sporo pracy, ale bardzo dużo mi daje takie podejście, jakie wymyśliłam sobie w tym miesiącu - "normalne jedzenie". Na jak długo pomysł się sprawdzi - to się okaże.
Póki co od 1 października na wadze jest mniej o 2,7 kg. Niewiele, ale zawsze coś. W końcu lepiej mały spadek niż mały wzrost (a tego w tym roku miałam w nadmiarze). Obwody bioder i brzuszka też się zmniejszają. No i napady obżarstwa i „jedzeniowe ciągi” ustały, a to naprawdę ogromna ulga – wolność od tego paskudztwa! Wolność do jedzenia jak normalny człowiek – bezcenne!
Alleluja i do przodu!!!
Wonkaa
25 października 2013, 08:52Twoja teoria przypomniała mi ja rzucałam palenie. Musiałam mieć przy sobie papierosy. Paczka w torebce, w pracy, w szafce, w bieliźniarce. Sama świadomość, że gdy mi się bardzo zachce, to sobie zapalę bardzo mnie uspokajała. Jak mnie nachodziła ochota to mówiłam sobie "Dobra, za godzinę jak mi nie przejdzie" i zawsze przechodziło albo zapominałam.
endorfinkaa
23 października 2013, 18:53moim zdaniem super!!! też uważam,że im bardziej narzucasz sobie ograniczenia tym gorzej.Poza tym, jeśli ciągle myślisz,że jesteś na diecie, to ciągle masz przed oczami rzeczy, których Ci nie wolno...
gryfna
23 października 2013, 12:54gratuluję spadku .... tak trzymaj .... świetnie to na Ciebie działa ... jak byś dołożyła jeszcze jakieś ćwiczenia były by super efekty :) nadal mam Cię na oku :) ................ pozdrawiam :)
elasial
23 października 2013, 12:16No to do przodu! Powodzenia!!
ulawit
23 października 2013, 11:44To bardzo dobry wynik bioąc pod uwagę, że pozwalasz sobie na drobne przyjemności. U mnie to niestety nadal dojrzewa, po luźniejszym weekendzie cały czas mam w głowie setki myśli dotyczących jedzenia, głownie tych mło zdrowych rzeczy. Ja póki co jednak wolę sobie na zbyt wiele nie pozwalać, choć i tak zjadam rzeczy, które niektórzy by pewnie uznali za nie koniecznie dobre dla diety.
MARCELAAAA
23 października 2013, 11:41Zaczynajc odchudzanie nawet na myśl mi nie przyszło aby stosowac jakąś restrykcyjna dietę albo wyrzekac się potraw które bardzo lubię i ślinić się na samą myśl o nich :) Zmodyfikowałam tylko swoja kuchnie pod wzgledem przygotowywania potraw :)Niczego z lodówki nie wyrzuciłam :)Schudłam i mam zamiar schudnąć jeszcze troszkę :)Pozdrawiam :)