Kiedy obudziłam się wczoraj rano, czułam się
fatalnie. Tak, teraz zrozumiałam co czują ludzie, którzy całe życie są aktywni
zawodowo, a potem pewnego dnia przechodzą na emeryturę albo z innego powodu
zostają bez pracy.
Było mi smutno. Miałam jakieś ogromne poczucie straty. Że jak to? Że jeszcze
wczoraj byłam potrzebna i przydatna, kontrahenci do mnie dzwonili, czegoś
chcieli, a dziś? Tak nagle jestem zupełnie niepotrzebna? Ale że jak to? Że mnie
tam nie ma, w tej mojej pracy, a wszystko beze mnie kręci się jak gdyby nigdy
nic? Tyle byłam warta? A tak mnie zapewniali, że jestem niezastąpiona, kiedy
złożyłam wypowiedzenie. Tak naprawdę, to byłam tylko jeszcze jedną cegiełką w
wielkim murze korporacji… Jak niewiele wart jest człowiek…
Nie potrafiłam się powstrzymać i podłączyłam do ładowarki firmowy telefon,
który wciąż jeszcze mam, choć połączenia przekierowałam już na kolegów z biura.
Czułam smutek. Coś się skończyło. Nie ma…
Włączyłam komputer i spojrzałam na świecące się słoneczka na gadu-gadu. Oni
wszyscy pracują, walczą, mają jakieś cele, jakieś sukcesy, a ja…
Nieśmiało kliknęłam do przyjaciółki z innego oddziału, z którą spędzałyśmy całe
godziny na filozoficzno-psychologicznych rozmowach (tak, tak, na to- to my
zawsze miałyśmy czas!). Odpisała. Przeklikałyśmy dwie godziny. Jak zawsze. Nic
się nie zmieniło. Tylko my bardziej teraz doceniłyśmy, że przez te wszystkie
lata miałyśmy siebie nawzajem do tych rozmów.
Wystarczyło kilka chwil przed komputerem, żebym doceniła, jaki teraz mam
spokój. Nikt nie dzwoni, nikt niczego nie chce, nikt mi nie przerywa rozmów na
gadu-gadu ani czytania ciekawych artykułów. Mogłam się cała skupić na jednym
jedynym zadaniu. BEZCENNE!!!
Kiedy poczułam znajome ciepełko w żołądku, zjadłam spokojnie śniadanie. Znowu
wróciłam do komputera. Poszwędałam się po domu. Potem ugotowałam obiad. Wiecie,
że zrobienie obiadu o dwunastej w południe zabiera dwa razy mniej czasu i cztery
razy mniej energii niż dokładnie takie samo przedsięwzięcie o godzinie
osiemnastej po przyjściu z pracy? NIESAMOWITE!!!
Zjadłam obiad jak człowieczyca w południe, i wyraźnie poczułam, że sprawiła mi
ta południowa uczta przyjemność. Jak to cudownie zjeść obiad w południe!!!
Zadzwoniła przyjaciółka, która prowadzi sklep siedem kilometrów od mojego domu.
Zaprosiła mnie na kawę. Wsiadłam na rower i pojechałam. Czułam wiatr we
włosach. Las, przez który jechałam, pachniał jesiennie. BAJKA! Przegadałyśmy
półtorej godziny o niczym. Czułam się zadowolona i pełna energii. I znowu
przejażdżka rowerem do domu. Jeszcze mi się chciało wyprasować wieczorem stos
ciuchów, i książkę poczytać.
ZAJEBISTE JEST ŻYCIE KURY DOMOWEJ!!!
Dziś skoro świt, jak rasowy emeryt, pobiegłam do lekarza i zdobyłam zaszczytne
drugie miejsce w kolejce (nareszcie mam czas zająć się „drobiazgami” swojego
zdrowia, na które zawsze brakowało czasu). Potem poszłam na nogach po zakupy –
całą godzinę mi to zajęło, bo podreptałam na drugi koniec miasta. Upolowałam
przy okazji wielką pakę suszonych grzybów i już się gotują – będzie zajebisty Ogrzy
Żur Z Suszonymi Grzybami – specjalność pani domu! Ach, żebyście mogły poczuć,
jak cudownie pachnie w domu tymi grzybami… A potem…
… a potem pakuję pachnące świeżością i wyprasowane ciuchy do przystrojonego
kwiatami trabanta i jadę w podróż dookoła świata!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
(Trzymajcie kciuki, żeby auto odpaliło, bo postało parę dni nieuruchamiane)
TYLE LAT CODZIENNIE BIEGAŁAM DO PRACY...
ZAGANIANA, ZMĘCZONA, ZAJĘTA FIRMOWYMI PROBLEMAMI, NIE MIAŁAM POJĘCIA, ŻE OBOK
ISTNIEJE INNY, SPOKOJNIEJSZY I DUŻO PIĘKNIEJSZY ŚWIAT LUDZI WOLNYCH…
Aleksx
17 listopada 2013, 23:41Super tekst też chciałabym móc tak zrobić, niestety na wolne nawet jakbym bardzo chciała nie mogę sobie pozwolić.... ale staram się dostrzec też te piękne momenty w wolnych chwilach:)
luckaaa
16 listopada 2013, 00:32troche ci zazdroszcze tej wolnosci :)) Tak pozytywnie . Wykorzystaj kazda godzinke na przyjemnosci , zanim znowu rzucisz sie w wir obowiazkow .
MARCELAAAA
15 listopada 2013, 19:29Jakieś pieć lat temu po otrzymanej odprawie z zakładu pracy ,wyszłam z założenia że teraz skoro mi się nalerzy pół roku bezrobocia i to płatnego , nie ma bata- wcześniej do roboty nie pójdę :)Na poczatku było super ale już po miesiacu szlak mnie trafiał :)Fakt faktem pozałatwiałam wszystkie sprawy na które nie miałam wcześniej czasu ale monotonia dnia codziennnego mnie zaczeła dobijać :) Rano wstajesz i masz fajrant :) Pół roku przetrzymałam i na skrzydłach poleciałam do pracy .Twój komentarz do mojego wpisu -ja nie idę na urlop ani mnie nie zwalniają -ja czekałam na weekend :)A wpis który zrobiłaś -w wiekszosci przypadków to racja -jednak zespół w którym pracuje to ludzie młodzi bez rodzin i zobowiazań :)Dlatego napisałam że tego nie rozumie -jaką oni mają przyszłość przed soba skoro już teraz dają sobą pomiatać :)Ciesz sie wolnym bo za chwilkę Ci sie skończy :)
alicja205
15 listopada 2013, 19:13Masz dokładnie takie same przemyślenia jak ja na początku.. po utracie pracy..
gryfna
15 listopada 2013, 16:48Jesteś niesamowita ... uwielbiam Cię czytać ... :) Ty to powinnaś jakąś książkę napisać !!!!! Życzę udanej podroży z uśmiechem na buzi oraz szerokiej drogi ; i wracaj wypoczęta :))
Wonkaa
15 listopada 2013, 12:13Rozwaliłaś mnie tym emerytem u lekarza, hehehe. Szerokości !!!!! (na jezdni, nie w biodrach !) I nie szalej na drodze. Aha i uważam, że na podróż obowiązkowo powinnaś upiąć na głowie kokardy, pa