Staram się wyciszyć Demona Głodomorrę. Na początek tylko dbam żebym miała dużo jedzenia i nie przejadała się byle czym.
Przygotowałam sobie rano stos kanapek. Dwie na godzinę ósmą, dwie na godzinę jedenastą oraz jedną kanapkę i banana na godzinę czternastą. Pracuję od 8 do 16. Jedzenia było nawet całkiem sporo. Chciałam tak to zaplanować, żeby nie mieć poczucia głodu ani ograniczeń i żeby mnie nie podkusiło biec do baru po cokolwiek. W zakładowym barze jestem ostatnio niemal codziennym gościem. Już mi wstyd. Tak nad swoim żarłoctwem nie panować i codziennie do baru biegać po krokiety...
No wiec tak te kanapki do pracy rozplanowałam, żeby jeść co trzy godziny i do baru nie biegać. Nie powiem, po zjedzeniu każdej porcji ciągle jeszcze mnie kusiło, żeby nadskubnąć coś z następnej porcji (czytaj: pożreć wszystko na raz) ale udało mi się powstrzymać.
Gorzej było z obiadem. Okolice godziny 17 to czas, kiedy Głodomorra, nawet jeśli grzecznie spał cały dzień, to teraz zaczyna się budzić. Jedząc sycący obiad odczuwałam wielką potrzebę dojedzenia czegoś jeszcze. Jakimś cudem się opanowałam. Wsiadłam w samochód i po prostu uciekłam z domu. Teraz siedzę w aucie zaparkowanym gdzieś na mieście i literka po literce stukam na telefonie tę notkę. Nie lubię tkwić w domu. Tkwienie w domu często wywołuje u mnie zbyt dużą chęć do jedzenia...
Znalazłam gdzieś w necie wzór na przemianę materii w zależności od wieku, płci, wagi i fizycznej aktywności. Wyszło mi, że ilość dla mnie to jakieś 2200 kalorii. Tyle mogę zjeść żeby ani nie utyć ani nie schudnąć. To naprawdę mnòstwo dobrego jedzenia! Na tym etapie, kiedy próbuję powstrzymać Demona Głodomorrę taka ilość wydaje mi się ok. Jem, nie mam poczucia ograniczenia jak w przypadku menu okrojonego z kalorii. Taki brak poczucia jedzeniowego ograniczenia wydaje mi się, że ma wpływ na złagodzenie napięcia uruchamiającego Głodomorrę.
Tak więc póki co staram się jeść dużo, ale nie przejadać się ani nie robić wycieczek do barów szybkiej obsługi. Znaczy się, po prostu staram się wyciszyć...
Piszę tego bloga, bo mam ogromną potrzebę dzielenia się tym wszystkim. Tak bardzo marzę, żeby wyzwolić się z nałogu objadania i odchudzania. W takie dni jak dziś wierzę, że mam na to szansę. Że małymi kroczkami dam radę. Nie będę na razie komentowała Waszych blogów. Mam problem w domu z internetem, drugą z rzędu notkę piszę z telefonu i straaasznie mi to wolno idzie. Może to i dobrze, bo czasu na myślenie o jedzeniu jakby mniej...
magnolia90
4 września 2014, 14:33Masz ciężko ... Dobrze myślisz. Polecam książkę,"Jak się nie odchudzać" -pisałam już o nie dużo w swoim pamiętniku. Jak mi źle idzie z rozsądnym jedzeniem sięgam po nią.
hwhwhw72
2 września 2014, 21:46mnie tez wciąż coś kusi.... ale ostatnio zebrałam tyle komplementów, ze głupio to zaprzepaścić