Trzydzieści jeden dni bez objadania się. Miesięcznica.
Kilka wpadek, drobnych, które były tylko wpadkami a nie zaczynkami do kilkumiesięcznej uczty - dzieki Bogu.
Trzy i pół kilograma na wadze mniej. Powoli, bardzo powoli. Kiedyś potrafiłam tyle "wykręcić" w ciągu tygodniowej diety. A teraz zajęło mi to miesiąc.
Praktycznie brak permamentnego uczucia głodu. Za to radość z jedzenia, wielka przyjemność (jak się objadałam to były tylko kompulsy, żadnej przyjemności).
Radość z tego, co dzieje się w moim życiu, bo dzieje się nie tylko "jedzeniowo". Coś się zmienia w ogrzej duszy. Mam wrażenie, że zatrybiłam tryby, których reguły znałam od dawna. Dlaczego ja wcześniej nie czerpałam z tej wiedzy?!?!?!?!?!? Tak jakby ktoś dopiero teraz nagle wyrwał mnie z ramion Demona Głodomoryy i przez to przejrzałam na oczy.
Taka ciekawostka: jakimś cudem produkuję chyba o 80% śmieci mniej niż w czasach, kiedy się objadałam. No i kasa zostaje w portfelu. Noooo nie taki procent jak w przypadku śmieci, ale też zostaje. Odczuwalnie. Fajnie. Będzie na remont Trabanta.
Minusy? Dwa. Metoda wymaga jako - takiego zaplanowania "wsadu do kotła" na następny dzień. Jak mi się cholernie nie chce. Żmudne to zajęcie. Nie tyle czasochłonne co myślenia wymaga. A myślenie boli. Ale póki co to jedyny sposób na chaos w moim jedzeniowym życiu. Drugi minus: nieprzyjemne emocje bez objadania się docierają z ogromną siłą. Ale jest to też zarazem i pozytyw: przyjemne emocje też docierają silniej. Cudownie odczuwam kontakt z drugim człowiekiem, to jest niemal fizyczne doświadczenie, silna przyjemność.
Jestem teraz bardziej świadoma siebie. Nie tylko swoich emocji, ale też swoich zwyczajów jedzeniowych. Przypatruję się sobie z boku i oczy ze zdumienia przecieram: takiego chaosu w żywieniu jak jak ja sobie wypracowałam przez całe moje dorosłe życie to ze świecą szukać. Jak ja mogłam tego nie dostrzegać?
Mam wrażenie że coś dobrego się dzieje. Nie czuję na sobie jakiegoś przemożnego gwałtu, tak jak w czasach, kiedy różnorakie diety stosować próbowałam. Odczuwam raczej spokój i nadzieję. Podoba mi się taki sposób jedzenia i działania. Odnalazłam w rózny sposób parę osób podobnych do mnie. Każdy z nas na swój sposób pcha ten swój wózek zwany "problemami z jedzeniem", ale nareszcie czuję się zrozumiana. To dla mnie strasznie ważne. Czuję się jak w domu. A właściwie jak w Domu (z dużej litery).
Miesiąc bez objadania za mną.
Trzydzieści dwa dni temu byłam w szponach kompulsów i nigdy bym nie uwierzyła, że 8 stycznia 2016 napiszę takie słowa...
magnolia90
9 stycznia 2016, 15:40Widzę same plusy: dużo schudłaś przez miesiąc, cieszysz się, czujesz się dumna z siebie (a jest z czego), odnalazłaś "bratnie dusze", etc... Gratuluję! *-*
CuraDomaticus
9 stycznia 2016, 01:27Amen.
nicky13
8 stycznia 2016, 23:273,5kg to bardzo ładny wynik! Ja ostatnimi czasy wykręcam nie więcej niż 1kg (to dopiero masakra ;) ). Powodzenia! :)