Ughh... zesnulam sie z lozka do sklepu w celu zakupow dietetyczno-medycznych. Niestety trafilam na fale rodzinnych zakupowiczow. Za mojej mlodosci chodzilismy do kina, na spacery, gralismy w gry, ogladlismy filmy, dzisiaj cale rodziny niemajace nic innego do roboty pielgrzymuja do supermarketu. I oto idzie karawana: z tylu suna zrezygnowani; dziadek/babcia, ogluszeni odrobine przez muzyke i ogloszenia dudniace z glosnikow, przed nimi dostojnie kroczy pani domu, matka dzieciom, bizneslumen, gospodyni domu, rozglada sie zazwyczaj za mezem, ktory przepadl gdzies przy regale z wiertarkami/wedkami/sprzetem sportowym (niepotrzebne skreslic). Na wozku zazwyczaj wisza i marudza dzieci. Te nie sa najgorsze. Moj koszmar to DWBS =Dzieci Wychowywane BezStresowo . To ten dzieciak , ktory w sklepie wsadza brudna lape w Twoje ciastko na oczach zadowolonej mamusi. Nie moge tego zniesc, gdy dzieciak kladzie sie na brzuchu i szoruje po podlodze przez pol sklepu a matka ma pretensje do bogu ducha winnej pani z obslugi, ze jej dzieciaka nie dopilnowala. Moja przygoda; dzieciak w samolocie dostawal szalu do tego stopnia, ze obrocil sie na siedzeniu do gory nogami. To mnie nie poruszalo, poruszylo mnie wtedy, gdy probowal w tej sytuacji kopnac mnie w glowe, a mamusia siedziala obok i czytala gazetke. Siegam sobie wiec w sklepie po lekarstwo, a tu taki maly "skarbus" smarknal , wytarl gluta w reke i siega w moja strone, mamusia oczywiscie nie reaguje, wiec sie nachylilam obiecalam malemu , ze jesli wytrze marki we mnie to ogryze mu to i owo i pokazalam zeby. Dziecko grzecznie wytarlo smarki we wlasne spodnie.
Drugi etap byl w drodze do domu. Spotkalam sasiadke. W moim wieku, dwuletnie dziecko. Nie moge jej zniesc. Nie z powodu dziecka, z powodu tego jak sie zmienila. Z inteligentnej dziewczyny z zainteresowaniami zmienila sie w chodzaca macice. Mam sporo znajomych z dziecmi i sa to normalne kobiety, czytajace, madre, inteligentne. Jednak C. taka nie jest. Ona tylko pierze, gotuje, podglada sasiadow i usluguje dziecku. Filmy ja nudza, czytanie ja meczy. Jej dwa tematy to :
1. Bo moj maly to dzisiaj zrobil...
2. A kiedy Ty bedziesz miala w koncu dziecko...
Oba jednakowo irytujace. A wiec najpierw wysluchalam tyrady o dzieciecych kupach. Poczym dostalam cenna rade, ze po urodzeniu to hormony sie normuja i kto wie - ta moja nadwaga moze zniknac. Ogolnie wniosek jest taki, ze gdybym zaciazyla, brzuch by mnie nie bolal, swiat bylby piekniejszy, nastalby miedzynarodowy pokoj na ziemi. Ewakulowalam sie scigana okrzykami - czas ci sie konczy, zrob sobie dziecko szybko poki mozesz....
To mnie przeraza, boje sie ze zmienie sie w Nia, dostane wscieku macicy przymusze sie do tego maciezynstwa i zamiast fajnej matki - ocipieje totalnie i zmienie sie w babona karmiacego dziecko piersia az do podstawowki. A mi sie marzy byc jak Monica Belucci, fajna, zdolna, urodzila po 40, i wyglada - ugh :
Piczku
25 lutego 2013, 21:22bez stresowe wychowanie to złooo! widze po moim bratanku diabeł wcielony ;/
Jess82
25 lutego 2013, 10:22hehe z takim podejściem nie zmienisz się we wściekłą macicę z kaszką zamiast mózgu, nie ma obaw. Mi jakoś nie odbiło. Chyba:)
AnielaKowalik
25 lutego 2013, 06:42Zgadzam się z Tobą w 100%.
FiolekAlpejski
24 lutego 2013, 22:57ciekawie sie czyta twoje opowiesci. supermarkty to dramat...
Kiuik88
24 lutego 2013, 22:10Wrrrr też nienawidzę tych rodzinek w sklepach z gromadą wrzeszczących i piszczących bachorów. Wzięli by te dzieciaki do parku na spacer, ale nie oni wolą spacerować po sklepach. Matki Polki, chodzące macice też mi okrutnie działają na nerwy, bo z taką to już nie pogadasz o niczym innym jak o jej dzieciaku.