Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"kallimaa" to moje konto na vitalia, ale przez moje życiowe zawirowania pokasowałam konta mailowe i wszystko inne, co mogłoby mi pomóc odzyskoć hasło do starego konta. Pisałam o pomoc, ale w przypadku kiedy mam inny numer telofonu, nie ma szans na odzyskanie dostępu, i tak narodziła się "kallimaa-2".

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 58434
Komentarzy: 275
Założony: 12 stycznia 2017
Ostatni wpis: 8 marca 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kallimaa-2

kobieta, 51 lat, Zielona Góra

168 cm, 91.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: - 3 kg miesięcznie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 marca 2023 , Komentarze (3)

W niedzielę dopadło mnie łakomstwo, może dlatego, że dostałam okres, ale to nie wytłumaczenie. Nie mogłam przestać jeść i rano waga pokazała 94,1 😱 Przeraziłam się tak bardzo, że postanowiłam zrobić post. Nie jadłam calutki poniedziałek wcale, piłam tylko wodę, a rano waga pokazała 91,6 (na pasku nie mogłam wpisać cyfry po przecinku, więc wpiałam 92). Dziwne było to, że prawie wcale nie czułam głodu, troszkę poburczało mi w brzuchu i to wszystko. Pomyślałam, że może zrobię drugi dzień postu, a potem wejdę na Keto, ale jednak u rodziców skusiłam się na coś dobrego (ciasteczka domowej roboty, prawie bez cukru) a po powrocie zjadłam ciemny ryż z warzywami. A, zapomniałam... rano z koleżanką zrobiłyśmy trening przy filmikach z YT. Ogólnie dzień uważam za zaliczony. 

ps. Miałam też bardzo fajną rozmowę z moim najmłodszym synem. Lubię takie chwilę. 

Dobranoc 😘

4 marca 2023 , Komentarze (7)

Cześć. Minęło pięć lat gdy byłam tutaj ostatni raz. Nie wiem jakim cudem udało mi się trafić z hasłem 😁 ale jestem. 

Kolejny raz jest mnie więcej, niestety. Jednak muszę napisać o tym, że gdybym rejestrowała swoją wagę w ostatnim okresie, mój pasek wagi byłby całkiem interesujący 😁 Waga spadała do 80 kilogramów, po czym szybowała w górę i znów spadała, aż wreszcie urosła tak bardzo, że spanikowałam 😱 

No i jestem, pełna wiary i chęci do działania 🥴 Nie mam jeszcze pomysłu co robić, ale jutro o tym pomyślę. Teraz chciałam się tylko przywitać 😊

11 lipca 2018 , Komentarze (37)

Witajcie po długiej przerwie. 

Tak, znów tu jestem z kolejnym bagażem, bo jest mnie ciut więcej. Waga wzrosła od ostatniego logowania o prawie dwa kilogramy, ale nie o tym chciałam Wam powiedzieć. 

Jestem idiotką, bo uwierzyłam w te brednie o cudownych produktach firmy wellness Zija. Gdzie by na fb nie zerknąć, wciąż ktoś mnie namawiał na "cudowny" biznes z tą firmą. Biznes mnie nie skusił wcale, bo zakrawa na piramidę finansową (zarabiasz od złapanych ludzi), ale wszyscy się tam rozpisują o cudownych właściwościach produktów na energię i jak to chudną po kilku dniach po 6-10 kilogramów. Głupia kretynka ze mnie.... UWIERZYŁAM. Wejście do firmy na pakiety, od chyba 300 do 1500 dolarów. POLICZCIE.... ILE KASY!!! Ile to wychodzi na ZŁOTÓWKI!!!! O ja naiwna... dostałam po kieszeni.... 

Kupiłam pakiet, szczęśliwa!!! Miesiąc używałam, wszystko ściśle wg zaleceń. Po pierwszym tygodniu miały być pierwsze efekty.  Były - ból brzucha!!! Waga zupełnie bez zmian. Odstawiłam słodycze do zera. Nawet herbatę przestałam słodzić. Kolejny tydzień - NIC, kolejny... Minął miesiąc i kolejna paczka przyszła. Musiałam mieć ustawioną z automatu. Tym razem za 100 dolarów. Znowu plus xm czy jakoś tak. 

Kochani, napisałam pod livem na Power Team, bo mnie tam do grupy dodali, zapytanie. Dokładnie brzmiało tak: 

"jak to jest, że wszyscy tutaj chudną po kilka kilogramów już po paru dniach używania tych produktów, a ja nic zupełnie. Co robię nie tak?" 

Wiecie jaki był odzew? Żaden!!! Usunęli mój komentarz i tyle, pojawiały się tylko ochy, achy następnych osób... Później, po północy, Pani która tam nawijała, napisała do mnie na priv, że się publicznie takich informacji nie zamieszcza, bo to psuje biznes. Powiedziała, że produkty działają i tyle. 

Ja straciłam na kiepskich ziółkach, olejkach i innych gównach, kupę kasy. Piszę abyście nie dawali się naciągnąć jak ja niestety. 

PS. Dałam sprawdzić skład tych produktów zaprzyjaźnionej lekarce. Powiedziała, że to co tam jest zawarte dostanę w każdym sklepie zielarskim. Napisałam do jednej babki z Zija i mi odpisała, że ona lekarzom nie wierzy, bo to nieuki i że nic o medycynie "naturalnej" nic nie wiedzą. 

MA-SA-KRA!!!!  Nie polecam. Przykre doświadczenie. Teraz znów do ćwiczeń wróciłam i od tygodnia w iągam warzywa i trochę mięsa plus ryż i kaszę, bo to niewiele kosztuje i DZIAŁA. 

MIŁEGO WIECZORU

16 listopada 2017 , Komentarze (8)

Nie było mnie tu znowu jakiś czas. Świadomie nie pisałam, bo waga kręciła się wokół jednego kilograma więcej, jednego mniej. Wytrwałam i mimo niezauważalnych na wadze zmian, trwałym przy jedzonku od dietetyczki i swoich ćwiczeniach lub basenie. 

Od wczoraj zauważyłam wyraźny spadek!!! Wczoraj waga pokazała 84,7 a dziś 84,1!!!! Myślę, że niebawem jest szansa na zobaczenie siódemki z przodu. No chyba, że teraz waga znowu przez miesiąc lub dwa będzie się kręciła w miejscu. No nic, dam radę. Post na słodycze i pieczywo mam do Bożego Narodzenia, a diety pilnować specjalnie nie muszę, bo będę brała jedzenie od koleżanki dietetyczki syna. 

Uciekam do pracy. Buziaki.

27 października 2017 , Komentarze (11)

Nie wiem dlaczego, nie mam pojęcia o co chodzi.... Moja waga praktycznie wciąż stoi w miejscu. Trzy dni temu niby pokazał się spadek do 85,3 kg i bardzo mnie to ucieszyło, ale już kolejnego dnia znów było 86,2 kg (niemal kilogram więcej), dzisiaj jest 86,0. Jedzenia pilnuję bardzo, pływam systematycznie, a waga jak zaklęta. 

Dzisiaj z przyjaciółką postanowiłyśmy znowu zrobić post w dowolnej intencji. Polega to na tym, że przez określony czas (w tym roku wcześniej, od dziś do świąt Bożego Narodzenia) w ogóle nie jemy pieczywa ani słodyczy i nie słodzimy napojów. Wyjątkiem jest miód naturalny, który można używać od czasu do czasu. W zeszłym roku też przed świętami tak zrobiłyśmy i przez sześć tygodni trzymałyśmy się świetnie. Kumpela schudła wtedy chyba ze cztery kilogramy, ja tylko kilogram. Intencję miałam super, bo za moje małżeństwo, w tym roku będzie to w intencji mojego najstarszego syna, bo gówniarz nie chce się uczyć i mega słabych ocen nałapał bardzo dużo. Muszę go pilnować bardziej niż mojego najmłodszego syna, który ma siedem lat. W czasie takiego postu potrafię się ograniczyć, bo tak sobie nawkręcam, że boję się postu, że jak nie dotrzymam danego sobie słowa, to coś strasznego się wydarzy z „tą moją intencją”. Kiedy ktoś częstuje w czasie naszego postu czymś słodkim, mówimy, że mamy post w bardzo ważnej intencji i jakoś zupełnie inacze jest to odbierane niż „nie, dziękuję, jestem na diecie). W czasiepostu nikt nie namawia, nikt nie mówi „przestań, przecież świetnie wyglądasz”, albo „fajnie spokój, zaczniesz od jutra”. 

Kończę, bo muszę lecieć coś załatwić. Miłego dnia.

21 października 2017 , Komentarze (4)

Lęży na kanapie leń, nic nie robi cały dzień... tak!!! to o mnie mowa. Prawie ;)) 

Wsta dzisiaj o 7.30, zabrałam się za pranie, bo sterta mi się uzbierała z całego tygodnia. Minusem mojej aktywności fizycznej jest to, że mam mniej czasu na domowe obowiązki, które nadganiam jak głupia w soboty, ewentualnie jeszcze niedziele mi zostają. 

Od początku... wczoraj mój średni syn oświadczył mi, że ma jutro (czyli dzisiaj) zawody zapaśnicze i musi na nich być. Jakoś zapomniał powiedzieć mi o tym wcześniej. Całą sobotę już sobie rozplanowałam, a tu niespodzianka. O dziewiątej rano musieliśmy być w pobliskiej miejscowości. Tyle dobrego, że to niedaleko, bo po uzgodnieniu z trenerem, zostawiłam młodego na ważeniu, zapisywaniu i takie tam, a sama pognała spowrotem sprzątać chatę. Jednak już o dziesiątej trzydzieści syn zadzwonił, że niebawem walczy i znowu gnałam, tym razem na zawody. Uf.... zdążyłam. Zobaczyłam syna w akcji. Trenuje od niedawna i to były jego pierwsze zawody. Pierwszą walkę przegrał, drugą wygrał, w kolejnej nabawił się kontuzji kolana. Na szczęście nic poważnego. Zawody odhaczyliśmy i w drodze powrotnej błyskawiczne zakupy w Aldiku (sporadycznie tam zaglądam, ale był po drodze) i na myjnię pojechaliśmy, bo umówiłam się w tygodniu na dzisiejszą sobotę. Lubię gdy auto jest czyste (niestety zawsze bardzo krótko przy mojej bandzie chłopaków). 

Wreszcie wpadłam do domu i przypomniałam sobie, że od rana nic jeszcze nie zjadłam, więc szykując żarcie, najadłam się wszystkiego co popadnie. Na koniec jeszcze trzy paczuszki sezamków wciągnęłam, bo po takim tygodniu postanowiłam zrobić sobie nagrodę. Teraz leżę na kanapie i czuję się jak leń, który nic nie robi cały dzień. 

Ps. Dojrzewam do wyjścia na kijki, koleżanka czeka, więc chyba się zmobilizuję. 

Ps.2. Dzisiaj waga pokazała równo 86 kilogramów, Hmm... spodziewałam się lepszego wyniku po takiej ilości treningów i diecie, ale staram się nie poddawać. 

Buziaki

18 października 2017 , Komentarze (5)

Kolejny dobry dzień dobiega końca. 

Poranne pływanie sprawiło mi dużo przyjemności, potem dziesięciominutowy masaż wodny i o dziesiątej pognałam na zabieg krioterapi czy kriolizy, tak czy siak chodzi o zamrażanie sadełka. Przez godzinę leżałam na kozetce z przyssanymi do mego brzucha dwiema głowicami. Trochę śmieszne to ustrojstwo, zupełnie jakby mi wychodzili obcy z brzucha. W południe zrelaksowana i wysportowana pojechałam do pracy, ach jak ja lubię takie dni. 

Jedzonkowo dzisiejszy dzień był super, wpadek nie było, a że dzisiaj znowu widziałam się z moją kumpelą dietetyczką, to dowiedziałam się, że moje trzy posiłki mają około tysiąca kalorii i to pewnie dlatego mi trochę mało, ale przywyknę. 

Wieczorkiem już spacerów sobie nie robiłam, ale myślę, że i tak jutro powinien być spadek wagi. Spacer z kijkami będzie jutro, bo umówiłam się z dwiema koleżankami i w planie mamy zrobić  półtorej godzinki. 

Jutro też będzie dobry dzień. Miłego wieczoru :))

17 października 2017 , Komentarze (2)

Dzisiejszy dzień zaliczam do bardzo udanych, choć poranek był dość ciężki. 

Wstałam jak zwykle o godzinie siódmej rano, z wielkim bólem, bo do późnych godzin nocnych siedziałam przed kompem i robiłam plan pracy. Nie wiem co mnie dopadło, ale tak jakoś fajnie mi się pracowało, że nawet spać mi się nie chciało. Nie o tym miałam pisać... wstałam rano, zrobiłam dzieciom śniadanka w domu i do szkoły, wyprawiłam męża, a sama miałam lecieć na basen. Strasznie mi się nie chciało, więc pomyślałam, że przed wyjściem na basen zrobię tabelki o których pisałam ostatnio. Tak minęło pół godziny, a że obiecałam sobie chodzić na basen codziennie, to zebrałam się i wreszcie poszłam. 

Było cudownie, niemal cały basen wolny, tor tylko dla siebie miałam. No po prostu nic tylko delektować się pływaniem. Ślizgając się po wodzie myślałam o moim wujku, który ma dobrze ponad sześćdziesiąt lat, a w styczniu jedzie do Stanów z grupą morsów. Skubany, formę ma niesamowitą, wygrywa najróżniejsze zawody pływackie często pływając między krami lodu. Kocham pływanie, kocham wodę, ale do lodowatej wody wejść jakoś nie potrafię. 

Jeśli chodzi o jedzonko pudełkowe, bo tak nazywam to co przywozi mi syn kumpeli dietetyczki, to przyznam że jest smaczne, tylko bardzo go mało. Chętnie zjadłabym nieco więcej, ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia. Codziennie dostaję trzy posiłki, coś na drugie śniadanie, lunch i obiad. Wszystko kosztuje 25 złotych dziennie, to chyba dobra cena, bo jest w moim mieście kilka firm i biorą od 35 zł w górę za dzień z tą różnicą, że dają o jeden posiłek więcej, ale jedzenie nie było fajne i często ten jeden posiłek wywalałam. Teraz zjadam wszystko i nic się nie marnuje. Jestem przekonana, że od przyszłego tygodnia moje koleżanki też wezmą jedzonko od syna mojej kumpeli. 

Wieczorkiem poszłam z koleżanką na "kije". Właściwie ja na kije, a koleżanką biegła cały czas truchtem i obie byłyśmy przeszczęśliwe z tak miłego wieczoru. Obie przez godzinę byłyśmy aktywne fizycznie, obie zrobiłyśmy po pięć kilometrów i pogadałyśmy sobie, bo nam już tego brakowało. 

Na kolację zjadłam gruszkę. Wiem, że owoców nie powinno jeść się wieczorem, ale trudno, nie dajmy się zwariować ;)

Miłego wieczoru i upojnej nocy dla Was Vitalijki :)

Ps. rano waga pokazała 86,2 kg, jutro bardzo bym chciała zobaczyć 85,9.

16 października 2017 , Komentarze (2)

Zaczął się drugi tydzień moich zmagań z ponad rocznym lenistwem i wyszukiwaniem miliona przeróżnych wymówek aby czasem się nie zmęczyć na żadnym treningu i broń Boże nie myśleć o zdrowym jedzeniu. 

Ostatni tydzień minął dobrze, jak pisałam wczoraj, po tygodniu drugim zamierzam być równie zadowolona, a nawet bardziej, bo wprowadziłam dodatkowo dietę pudełkową. Mam przywożone trzy posiłki, dwa szykuję sobie sama (śniadanie i kolację). 

Dzisiejszy dzień ogólnie uznać mogę za udany. Rano popływałam 40 minut, potem poszłam na drenaż i biegusiem do roboty. W pracy także owocnie, więc super. Jedzenia w miarę pilnowałam, ale skusiłam się na kawałek pysznego ciasta u koleżanki. Jeśli chodzi o dietę pudełkową, to żarełko spoko, może szału nie robi, ale było spoko. Ponoć jedna z klientek mojej kumpeli schudła na tym jedzeniu 4 kilogramy w ciągu jednego tygodnia. Hmmm... może. Mam nadzieję, że i u mnie będą efekty zwłaszcza, że jeszcze pływam. 

Kończę, bo muszę dzieciaki ogarnąć. Zaczynają się kłócić. 

Pa, pa....

15 października 2017 , Komentarze (2)

Postawiony cel na ostatni tydzień zaliczyłam. Byłam na basenie pięć razy. Od poniedziałku do piątku codziennie rano. Jedzonko było w miarę ok, ale sobota i niedziela na luzie, więc na wagę postanowiłam nie włazić. 

Cel na tydzień drugi to: pływać rano od poniedziałku do piątku (sobota i niedziela jest dla rodziny), dodatkowo wprowadzić dietę pudełkową i ze trzy zabiegi u kumpeli pomagające w ujędrnianiu ciała (chyba drenażem to nazwała).

*****

W piątek byłam u mojej koleżanki dietetyczki na plotkach i przy okazji zgadałyśmy się, że jej syn świetnie gotuje i wspólnie z nią postanowili szykować żarełko całodniowe dla tych zabieganych i nie mających czasu na sterczenie w kuchni i dla tych leniwych też :)  Ona ma masę pacjentów którym pomaga zgubić wagę, mi także chętnie by pomogła, ale do tej pory byłam twardą sztuką, ale podejście swoje już zmieniłam więc poddaję się jej całkowicie. 

Ponadto zamierzam jutro zrobić tabelki w których będę zapisywała czy plan swój realizuję i w jakim stopniu. Każda tabelka będzie na dany tydzień z rozbiciem na dni. Zapisywać tam będę czy byłam na basenie, co zjadłam poza jedzeniem dostarczanym mi codziennie przez syna koleżanki dietetyczki, ponieważ od nich będę miała trzy posiłki, a mam ich jeść pięć. Śniadania i kolacje we własnym zakresie. 

To generalnie tyle, bo jest już późno, a rano muszę wstać i dzieci do szkoły wyprawić, a potem na basen szybciutko, bo później sporo pracy mnie czeka. 

Buziaczki Kochane Vitalijki Wam przesyłam i życzę wytrwałości w Waszych postanowieniach. 

Ps. postaram się pokazać Wam swoje tabelki jak już będę miała jakieś wypełnione. 

Dobranoc.