Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Walczę dalej...


Weekend był dość intensywny. 

W sobotę rano pojechaliśmy na dwie autolawety zawieść chłopakowi trzy auta i wróciliśmy ok. 12, a na 13 byliśmy umówieni w oddalonej o 30 kilometrów wiosce na kulig. Szybko spakowałam bigos, smalec z dzika, kiełbasy na ognicho i chlebek. Pojechaliśmy.... Miałam nie wcinać, ale koleżanka ugotował pyszną grochową i się skusiłam, a na koniec jeszcze jedną kiełbasę wciągnęłam. Alkoholu nie piłam. 

W niedzielę zaprosiliśmy naszych znajomych na obiadek i upiekłam polędwicę i szynkę z dzika. Wszyscy się zajadali, ja też, ale bez ziemniaków i sosu. 

Dzisiaj rano zaliczyłam trening siłowy. Myślałam, że pójdę jeszcze popływać, ale czuję że usypiam. Chyba wskoczę do wanny i pójdę wcześniej spać. 

Jeśli chodzi o jedzonko, to dzisiaj spoko, bez większych wpadek. 

  • aenne

    aenne

    24 stycznia 2017, 11:18

    Zima sprzyja w tym roku kuligom. Bylismy kiedys na wycieczce na Farmie Iluzji w czerwcu i facet nam zapropnował kulig na kółkach- dziewczyny skorzystały ja nie chcialam ale po powrocie to buzie mialy czarne od piachu. Pozdrawiam

  • sempe

    sempe

    23 stycznia 2017, 20:13

    Cudowne klimaty!! Leci mi slinka jak pomyślę o tej kielbasie!!! Regeneracja też ważna pamiętaj:-)