Wróciłam z pracy, spojrzałam w lustro i nastąpił kryzys "tu za dużo, jak ten brzuch wygląda, a tyłek" wkurzona poszłam do kuchni, otworzyłam paczkę z ciastkami (taaaak, zajadam stres i doskonale o tym wiem), usiadłam, wzięłam jedno, potem drugie, zjadłam. Wstałam...... i odłożyłam ciastka do półki. Sumienie ruszyło. Przecież mogłam zjeść jak zwykle wszystkie, te diety nic nie dają, wogóle po co mi te wszystkie ograniczania kalorii, ciało, które "muszę" mieć, bo takie widzę w gazetach/na plakatach/w reklamach wzięłam głęboki oddech po czym poszłam pod prysznic. Wyszłam, spojrzałam w lustro "do cholery dziewczyno opanuj się". Łzy mimowolnie zaczeły napływać mi do oczu. Czemu jest tak ciężko, a czy wogóle ktoś powiedział że będzie lekko? Zrób to nie dla kogoś ale dla siebie-tak chcę tego, bardzo tego chcę ale jak. Małymi kroczkami! Nie przytyłam w godzinę/dzień, więc cały ten proces dążenia do budowy mojego idealnego ciała też musi potrwać. I wiecie co, jestem cholernie z siebie dumna, że zaczynam się kontrolować. Sukces-mały ale jakże budujący a za mną-prawie 2 tygodnie dietkowania, udanego iiiii cały czas do przodu. Powodzenia kochanie vitalianki i wytrwałości