Dobry wieczór,
Mam nadzieję, że dla Was lepszy niż dla mnie.
Przychodzę tutaj z bezradności. Nie wiem jak to jest że robię coś co przyprawia mnie o złe samopoczucie, a nie robię tego co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jak to jest? Może ktoś tutaj jest lepszym psychologiem ode mnie, ale czemu dobrowolnie zmuszamy się do cierpienia?
Z chęci zwrócenia na siebie uwagi?
Z chęci dobicia jeszcze bardziej własnej osoby?
Może jednak przejdę do sedna. Jestem jedzeniocholiczką. Moje życie dzieli się na dwie fazy.
I faza to faza zdrowego odżywiania, aktywności i ogólnego dążenia do utraty kilogramów. Faza ta charakteryzuje się tym, że myślę wiecznie o posiłkach. Zjem śniadanie, już wyczekuje godziny w której będę mogła zjeść przekąskę, pomimo nie odczuwania głodu, po przekąsce czekam z niecierpliwością na drugie śniadanie. I tak non stop, życie w tej fazie skupia się na jedzeniu. Na ciągłym planowaniu, myśleniu i wyczekiwaniu.
II faza to faza totalnego obżarstwa. Faza ta charakteryzuje się tym, że ogólne czynności życiowe schodzą na czynność jedzenia- lub inaczej pochłaniania. W tej fazie każda minuta wyczekiwania na jedzenie to wieczność. Zazwyczaj zaczyna się myślami mam ochotę na.... czekoladę/białe michałki/kanapkę z serem. I kończy się na zaspakajaniu tych zachcianek. W fazie tej znajduję się dzisiaj. Mój dzisiejszy jadłospis: owsianka, draże mleczne, 2 drożdżówki z ciasta francuskiego z budyniem, czekolada, lód, orzeszki prażone, łosoś, 2 bułki z masłem serem żółtym i serkiem homogenizowanym. Efekt: ciąża spożywcza, leżenie na kanapie i ogólna beznadziejność. Życie w tej fazie skupia się na jedzeniu.
Wniosek chyba jest prosty do wyciągnięcia. I i II faza skupiają się na jedzeniu. Innej rzeczywistości nie znam.
Jutro zaczynam. Chciałam napisać walkę. Ale ja już nie chce walczyć!!! Chcę normalnie podchodzić do tematu jedzenia. Być zdrowa i szczupła. Cieszyć się życiem. Nie ograniczać siebie, swoich pomysłów do wiecznych kompleksów i braku pewności siebie.
Muszę zacząć dbać o siebie dla siebie. Walcząc ze sobą, pokonam kogo, siebie? Naprawdę chcę walczyć ze sobą? być żołnierzem który walczy przeciwko mnie?
Dzisiaj na tyle, do usłyszenia jutro :)
tricked_beauty
19 maja 2016, 22:38kiedyś dodałam bardzo podobny wpis... mam dokładnie ten sam problem. Mój dzien opiera sie na jedzeniu. Jak jestem na diecie to zdrowym, a jak nie to na obzeraniu..
serafinka31
19 maja 2016, 12:44Wejdz na strone https://www.facebook.com/Fit-Ja-Fit-Ty-Tra%C4%87-kilogramy-ze-mn%C4%85-590274774466475/ tam Ci pomogą i nauczą jak zdrowo się odzywiać :) wystarczy do nich napisac :)
Ewelina2906
19 maja 2016, 09:22Ja mam ten sam problem a po aktywnosci fizycznej burczy mi w brzuchu juz.. tez mysle ciagle o jedzeniu,planuje posilki,czasem ogladam zdj jedzenia w necie,tyle ze ty wazysz 68kg a ja juz 106 i naprawde mi ciezko,moj chlopak je normalne posilki,ktore mu robie i zawsze je wacham bo mam ochote na to samo,ale sie odchudzam,cztery lata temu schudlam i wazylam 69kg i az tyle przytylam... dasz rade trzymam kciuki
miluu
18 maja 2016, 22:32wygląda na to, że i ja jestem jedzeniocholiczką, więc doskonale Cię rozumiem. Sama do końca sobie z tym nie poradziłam, na pewno działa na mnie 1. aktywność fizyczna, wtedy wiem, że przed nie mogę zjeść, a po często już mi się nie chce i 2. ogólne zajęcia. im bardziej zajmuję umysł, tym mniej myślę o jedzeniu. Oczywiście zdarzają się dni zwątpienia i jedzeniowej fazy, ale wtedy doceniasz te okresy kiedy dawałaś radę. Nie "zażynaj się". Wszystko się da osiągnąć małymi krokami :)