Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Niedziela u babci a jutro oficjalne ważenie :D


Już się prawie pogodziłam z zastojem. Pomimo diety prawie idealnej i dużej ilości ćwiczeń dziś rano na wadze równiutkie 70 kg. To się nazywa złośliwość rzeczy martwych... Gdyby pokazała to 69,9 kg uszczęśliwiłaby mnie dużo bardziej :D no ale nic, jutro ważenie wpisywane do kalendarza, zobaczymy jak będzie, ale rewelacji żadnej się nie spodziewam.

Menu: 
Śniadanie: 2 kanapki z twarogiem chudym i łyżką miodu
II śniadanie: zupa cebulowa
Obiad: 2 parówki z szynki, 2 kromeczki ciemnego chleba, trochę sałatki jarzynowej (z majonezem niestety)
Kolacja: brak

Plus wpadła gałka lodów przed kinem, ale to przyjemność, której sobie nie odmawiam ;) więc wyrzutów sumienia nie mam. Kiedyś brałam dwie, teraz zawsze jedną, jest postęp :D Co prawda zawsze jest ona czekoladowa, orzechowa albo coś w tym stylu (a nigdy nie jest sorbetem), ale już nic nie poradzę na to, że takie najbardziej lubię. A w kinie byłam na Lincolnie. Generalnie średnio polecam, bo dłuży się strasznie. Ale tych, co lubią historię na pewno zainteresuje.

Ćwiczeń dzisiaj brak, ale niedziela jest dniem odpoczynku, więc wszystko zgodnie z planem. A po wczoraj nawet zakwasów nie mam, sama jestem w szoku.

Co do babci to u niej tylko parówki w ramach obiadu. I choć próbowała mi wmówić, że galaretka w czekoladzie to właściwie nie jest słodycz i śmiało mogę sobie zjeść, dałam radę i podziękowałam :D

Pozdrawiam :)

  • neees

    neees

    10 lutego 2013, 20:22

    niby tylko 100 gram a robi różnice...:)