Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
strasznie uciążliwa dolegliwość :-(


Hej Wszystkim!

Tym razem to solidnie zapomniałam o napisaniu choćby kilka zgrabnych zdań, o tym, co u mnie słychać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, zwłaszcza że ostatnio to non stop mam jakieś problemy, że na pisanie po prostu brakowało mi sił. 

A jakie to problemy? Ze zdrowiem, a konkretnie z bolącym gardłem, co mnie męczy już ponad miesiąc. Co prawda byłam u lekarza (w poprzednim wpisie jest o tym), ale po chwilowej poprawie znów mi się pogorszyło. Którejś nocy obudziłam się z takim bólem gardła, że dosłownie płakałam, ból był nie do wytrzymania. Zaczęłam się tym denerwować i chodziłam jak ogłupiała w kółko po pokoju. Może miałam nadzieję, że w końcu się zmęczę i padnę zmęczona do łóżka. Jakoś zasnęłam, ale ile było z tym trudu. Następnego dnia zapadła decyzja, by pójść znów do lekarza, tym razem już do laryngologa. Wizyta prywatna, bo przypuszczalnie na darmową trochę bym sobie poczekała. No i tak poszło 50 zł, a nic konkretnego nie usłyszałam. Tyle tylko, że mam mocno zaczerwienione gardło. No i znów Tantum Verde i jakiś płyn do płukania gardła, ohydny, ale cóż, lek ma nie smakować, tylko skutecznie leczyć. I znów grzecznie zażywałam lekarstwa, kurowałam się, bo w końcu chciałam być jak najszybciej zdrowa. Tym razem to kompletnie nic nie pomogło, ból gardła sobie chyba kpił ze mnie. No to już mnie zupełnie rozbiło. Po skończeniu brania leków kolejna wizyta u innego laryngologa. Tym razem chyba podejście bardziej poważne, bo zaraz miałam zlecony posiew wymazu z gardła. Badanie dość nieprzyjemne, no ale myślę, że wreszcie się dowiem, co mi tak naprawdę jest. Z tydzień czekałam na wyniki, denerwowałam się strasznie. No i okazało się, że mam jakąś bakterię jelitową i uwaga, uwaga! Podobno jedno z najgorszych paskudztw na świecie – candida albicans, znaną bardziej jako kandydoza. Ponowna wizyta u laryngologa, kolejna kasa w plecy, następny wydatek na leki – kolejny antybiotyk na 10 dni (po 2 tabletki dziennie), inny jakiś lek na bakterie beztlenowe i 3 opakowania (po pierwszej wizycie już miałam przepisany ten lek, ale jedno opakowanie) najbardziej obrzydliwego leku przeciwgrzybiczego (Nystatyna), który trzeba rozpuścić w niewielkiej ilości wody, trochę pogulgotać i połknąć, a później przez godzinę nic nie jeść i nie pić. Dodatkowo kupiłam sobie lek osłonowy (Multilac) i tabletki z tranem na wzmocnienie odporności.  I mimo że trochę poprawiło mi się, to jednak nadal nie jest najlepiej. Lek już mi się skończył, znów pewnie wyrzucę kasę na kolejną wizytę, kolejne badania i kolejne leki. Po prostu jestem załamana. Chyba moim błędem było to, że przy „pierwszym” bólu gardła poszłam do lekarza, zamiast spróbować leczyć się jakoś domowymi sposobami. Naiwnie liczyłam, że lekarze wiedzą, co mi jest i co przepisują. I się przeliczyłam. Najpierw jeden antybiotyk, drugi, niedawno skończyłam brać trzeci. Moja flora jelitowa pewnie jest totalnie rozwalona, nabawiłam się grzybicy jamy ustnej, chodzę często niewyspana, totalnie zmęczona tym całym chorowaniem. Dodam też, że tyle, ile przeczytałam na temat tej słynnej kandydozy, to się kompletnie załamałam. Że to świństwo szybko uodparnia się na leki przeciwgrzybicze, jest uciążliwe (całkowicie się z tym zgadzam), trudne i leczenie trwa bardzo długo. Naczytałam się też o diecie przeciwgrzybiczej (ma to na celu „zagłodzenie” grzyba)  i jeszcze bardziej się załamałam. Jedna z najbardziej restrykcyjnych diet, o jakich słyszałam. O ile rezygnacja z cukru, słodyczy, produktów przetworzonych, odgrzewanych nie było dla mnie trudne, to ciężko mi żyć bez mleka, białego sera, owoców, orzechów (te produkty są całkowicie niewskazane). Mam jeść zdrowo, lekko, bez dodatków typu musztarda, keczup (tez tego mi brakuje), majonezu itp. No i próbuję stosować tą  dietę, ale niestety zaliczyłam parę wpadek. (o co mam do siebie pretensje). Nadal fatalnie się czuję. Ciągle zbiera mi się na płacz i  nie mam ochoty nigdzie wychodzić. W ostatnią sobotę byli u nas goście, bo moja siostra miała imieniny. Oczywiście nie obyło się bez słodkiego w postaci placków. Ja z racji diety zadowoliłam się jogurtem naturalnym (jedyny chyba produkt mleczny dozwolony) z łyżeczką kakao (zjadłam wcześniej, zanim goście przyjechali). No i zaraz słyszałam teksty, że czemu nic nie jem, przecież kawałek mi nie zaszkodzi. Powiedziałam, że nie mam po prostu ochoty. I natychmiast usłyszałam tekst; „No spróbuj chociaż szarlotki, przecież to same jabłka. Cukier też jest potrzebny do życia” Myślałam, że zaraz szlag mnie trafi. Może to błąd, że nie wyjaśniłam, o co chodzi, ale po prostu nie chciałam się tłumaczyć z mojej choroby (której zresztą strasznie się wstydzę). Dalsza część spotkania przebiegła już lepiej, kolacja w miarę ok, było parę rzeczy, które mogłam zjeść. Najchętniej chciałabym być już zdrowa, bo już dostaję totalnego kręćka. Kręćka zwłaszcza na punkcie higieny, częściej zaczęłam myć zęby ( bo stale wydaje mi się, że mam nieświeży oddech), ręce to chyba aż za mocno myję, bo stały się jakieś takie zaczerwienione na zewnątrz, podrażnione, nieładnie to wygląda. Ledwo poznikały mi prawie opryszczki, to teraz co chwilę okropnie pękają mi kąciki ust. W dodatku ciągle mi zimno, ręce i stopy mam dosłownie lodowate, śpię w grubych skarpetach, z termoforem. Przez ostatni tydzień mierzyłam sobie ciśnienie i było dość niskie (najczęściej tak mniej więcej 106/70), choć przypuszczam, że jak się denerwuję (co ostatnio dość często mi się zdarza), to pewnie dość mocno mi wzrasta.

Najgorsze jest to, że w czerwcu czeka mnie dość sporo spotkań rodzinnych – imieniny brata, imieniny cioci, urodziny mamy (nie wiem, czy coś jeszcze, to mi się na razie przypomniało). I na bank będzie sporo jedzenia, które na razie dla mnie może być niewskazane. O ile na kolacji zawsze znajdzie się coś bezpiecznego do zjedzenia, to przysłowiowa „kawa” może być problematyczna. Jeszcze pewnie będą komentarze na temat mojej „dziwacznej” diety, że jestem wybredna itp. A ja chcę być po prostu zdrowa. Zdrowa tak jak wcześniej, gdy nie chorowałam prawie nigdy i miałam wysoką odporność. Też mam dość tego wszystkiego, wyszukiwania kolejnych skutecznych sposobów na zwalczenie tego paskudztwa, łykanie tabletek, płukania gardła kilka razy dziennie, odpluwania nieustannie gromadzącej się śliny w  gardle. Nie chcę znowu wysłuchiwać, że jestem histeryczką, że na pewno przesadzam.

Przez te wszystkie perturbacje zdrowotne nie ćwiczyłam już ponad miesiąc, jestem często zmęczona, smutna, rozdrażniona. Nie wiem, co będzie dalej, nie wiem, jak ja to wszystko wytrzymam. :(

Pozdrawiam Was i życzę dużo zdrowia. Może banalnie to brzmi, ale odkąd tak się męczę, to właśnie to wydaje mi się najważniejsze. 

  • kasia8921

    kasia8921

    20 maja 2015, 20:39

    Dziękuję Wam za rady. Bo w domu to już pewnie uważają mnie za histeryczkę. Naprawdę jestem w stanie trzymać dietę, która do łatwych nie należy. Z higieną rzeczywiście przesadzam, muszę trochę zastopować. Rzeczywiście musiałam Gdybym tylko miała większe wsparcie w osobach mi bliskich, to byłoby mi choć trochę łatwiej.

  • zlazona

    zlazona

    20 maja 2015, 19:48

    Na prawdę Ci współczuję. To ciężka choroba do wyleczenia i dieta jest niezwykle istotna. Uważaj z nadmiarem higieny. Częste mycie ,płukanki zabijają również te dobre bakterie i w ten sposób sobie szkodzisz dodatkowo. Jeśli zażywasz probiotyki to najlepiej na noc jakieś 2h po posiłku. Pamiętaj że w kiszonej kapuście(kiszonej a nie kwaszonej!) jest więcej bakterii probiotycznych niż we wszystkich jogurtach. Szukaj wsparcia. Sa też strony blogi z przepisami dla osób walczących z tym dziadostwem. Musisz być twarda jeśli o dietę chodzi bo to Twój lek... Szukałabym również wsparcia w medycynie naturalnej, w ziołolecznictwie. Powodzenia Ci życzę i zdrowia!

  • 80dziesiatka

    80dziesiatka

    20 maja 2015, 19:10

    Candida to grzyb. Lubi wilgoć i cukier dlatego wskazana jest dieta niskowęglowodanowa. Lubi też rozchodzić się po organizmie i powodować dolegliwości ze strony układu pokarmowego.