Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nie chcę być cienias, przestaję ściemniać! :D


Czy zdarzyło Wam się kiedyś za dużo myśleć o diecie? Mieć ambitne plany, głowić się nad jadłospisem, godzinami siedzieć przed kompem i szukać idealnej diety dla siebie?
Właśnie dzisiaj dotarło do mnie, że mam tak od....grudnia! Tak tak, to właśnie wtedy podjęłam decyzję o odchudzaniu. A co się stało?

Nie miałam pomysłu na dietę dla siebie, więc zaczęłam stosować MŻ i chodzić na spacery. Nie ćwiczyłam w ogóle, jedynie szlajałam się po osiedlu nawet przez 4 godziny. Po błocie, po lodzie, w ciężkich zimowych buciorach - z perspektywy czasu to całkiem niezły trening był ;]

Oczywiście waga się ruszyła, po pierwszym miesiącu centymetry ładnie zleciały, byłam na najlepszej drodze do sukcesu.

Coś jednak poszło nie tak.... Kolejny miesiąc nie był już tak rewelacyjny w spadkach i się zaczęło.... Najpierw lenisko, potem niechciej z marazmem.... Ogarnęłam się na jakieś dwa tygodnie, znowu było dobrze i... zaczęłam chorować. Nie trwało to długo, jednak spadek formy męczył mnie trochę. No i nadszedł czas kombinowania. Zamiast grzecznie wrócić do MŻ, wymyśliłam sobie eksperyment opierający się na diecie SB. Poeksperymentowałam sobie trochę, był jakiś tam spadek, ale to nie było to. Zaczęłam szukać dalej. Odkryłam, że trzymanie się jednej porcji mącznych węglowodanków dziennie bardzo dobrze mi robi i zdecydowanie powinnam się trzymać tej banalnej zasady bez wyjątków! Zastanawiałam się nad dietą 3Dchili lub dietą 5:2, ale ludzie, przecież nie o to mi chodziło. Nie takie miałam założenia, nie tak chciałam się odchudzać!

I tak dochodzimy do dnia dzisiejszego. Rano odczułam mocne chęci poprawy w związku z tym od kilku godzin wertowałam "blogi dietetyczne". Zaczęłam sobie rozrysowywać jakieś tabelki z wagą i wymiarami na zaś, układać jadłospis na najbliższe dwa tygodnie i w połowie swojej twórczości coś mnie tknęło. Poczułam bezsens takich poczynań. Po co mi to, na co? Czy naprawdę muszę mieć tak rozpisane posiłki żeby się pilnować? Przecież zaczynałam bardzo dobrze, bardzo mądrze! Mogę do tego wrócić, nie kosztowało mnie to dużo wysiłku.

Ze wspomnianych tabelek zostawiłam sobie tylko "kontrolkę" wagi i obwodów (16 krateczek, czyli 16 tygodni, w których nie będzie żadnego niepotrzebnego deliberowania - po prostu będę działać, nie będę się zastanawiać "że może lepiej wypróbuję tą dietę?"). Z jedzeniem zdaję się na intuicję. Muszę tylko pilnować tej jednej porcji węglowodanów i grzecznie jeść zupę na kolację, chociaż mężowi szykuję w tym czasie coś konkretniejszego i apetyczniejszego ;) Ot i cała filozofia ;)

Dlaczego aż pół roku zmarnowałam na poszukiwanie diety idealnej? Nie wiem... Może potrzebowałam świadomości bycia na jakiejś konkretnej diecie? Co nie zmienia faktu, że pokpiłam na całej linii.....

Jest mi trochę wstyd, ale złość na siebie już mi przeszła. Czuję... hmm... podekscytowanie ;)
  • pitroczna

    pitroczna

    1 lipca 2013, 20:13

    najwazniejsze, ze doszlas do sensownych wnioskow :) trzymam kciuki, teraz juz na pewno sie uda!

  • lola7777

    lola7777

    28 czerwca 2013, 17:12

    Ale.jezeli wymyslilas w koncu cos dla siebie to gratukuje:).... Teraz tylko ,przestan byc cieniasem:)