Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
jakoś mi to zaczyna wychodzić ;)


Wczoraj poćwiczone, dzisiaj też :) Zakwasy znacznie zelżały, ale hantle i tak odłożyłam na jutro. Tak sobie pomyślałam, że dopóki nie będę w stanie zrobić trzech serii to będę się za nie łapać co dwa dni :)

Mąż mnie zaskoczył :D Narzekałam mu przedwczoraj na skrzypiący rowerek, na co zmęczonym głosem i z takim niechętnym spojrzeniem stwierdził "może jutro". A wczoraj po pracy od razu wziął się za rozkręcanie (zakochany) A już myślałam, że będę się dopraszać przez dłuższy czas :p I wcale bym się nie dziwiła, że nie chce mu się tego robić... ;)

Dzięki temu dzisiaj pedałowałam dłużej niż ostatnio, będzie z pół godziny. Też na razie badam na ile mój tyłek jest wytrzymały, bo ostatnio przy dłuższej jeździe przez pewien czas miałam problem, żeby usiąść normalnie gdziekolwiek (smiech) 

Tylko muszę te ćwiczenia przerzucić na wieczór, bo mi teraz strasznie dezorganizują moją rutynę...

Mam nadzieję, że dzięki temu pozbędę się tych centymetrów z brzucha... Jeszcze tyle przede mną... (szloch)

  • angelisia69

    angelisia69

    13 listopada 2014, 17:01

    ja tez zaczynalam od rowerka ;-) z ksiazka na ramie sobie pedalowalam ;-) Zrzucisz i z nog i z brzucha bo angazuje sie wiele partii

  • pitroczna

    pitroczna

    13 listopada 2014, 12:13

    powoli, powoli, byle do przodu. trzymam kciuki i piona dla meza, za sprawne zalatwienie rowerkowej sprawy :)