niech juz sobie pojdze, mam go dosc! Do ostatniej chwili trwania tegoz, mam jakies "przerypalki"...Zaczelo sie od mojego solidnego przemeczenia, bardziej z niewyspania, nizli ze zmeczenia sprzatniem domow w poprzednie dwa dni... Dzwonie wiec do pani Sonii, by Ja powiadomic, ze przyjade pozniej, bo dzieci zaprowadzam dzisiaj do Niani, wiec wszytsko sie opozni, ale za to zostane tak dlugo, jak tego bedzie wymagala sytuacja. Wstalam wiec pozniej, niz zwykle, bez pospiechu, bo w koncu, mam jedno zycie, a robota-nie zajac, i za miedze sie nie chowa, no nie?
Nagle, telefon, nawet sie nie zrywam, bo polamalo mnie po dwoch dniach intensywnych "robotek recznych"....Telefon dzwoni poraz kolejny. Kaze podniesc Synkowi...ach, to Carl, z "uprzejmym" zapytaniem, kiedy i czy w ogole sie raczymy zjawic, bo mielismy byc okolo dziewiatej! Szlag by trafil, nie uzgodnilam pozniejszego przyjscia z Niania (babcia Carla). Zbieram wiec moje towarzystwo pospiesznie, kaze Im cos napredce zjesc, bo wlasnie Syn przypomnial mi, iz Carl kazal moim dzieciom przyjsc z wlasnym prowiantem! Cholera!- pomyslalam, jak ja tego Smarkacza goszcze u siebie godzinami, to zawsze konczy sie to McDonald'sem na moj koszt, a On taki "madry"? No, ale , to pewnie nie Jego pomysl - podpowiada mi rozsadek (czyli-Glos Sumienia) . Biore - zawziecie - ogromniasta torbe zarcia zamrozonego od miesiecy, a niech sie wszyscy napchaja do syta! - i pedze z Dziecmi. Zostawiam Niani okragla sumke za bawienie dzieci , bo pozniej przyjedzie po dzieci moj Maz, i nie bedzie wiedzial w jaki sposob ma sie "rozliczyc", wiec, juz to robie "na zas"...Niania biorac do reki okragla sumke, twierdzi, ze to za duzo, ale reszty nie wydaje, wiec, juz wsciekla, ze tak duzo zapalacilam za trzy dni bawienia - siedze w autobusie - liczac na palcach, ile to ja "na czytso" zarobie przez te trzy dni...Wychodzi mi, ze bardzo niewiele, i nie warto byloby sie za taka kwote wychylac z domu...To tak na razie, bo ...potem najda mnie zupelnie inne mysli.
Siedzac juz wygodnie w autobusie - jednym z trzech -wiazacych mnie do Pani Soni, postanawiam do Niej zadzwonic i przypomniec, ze dzisiaj bede pozniej, bo z pamiecia Pani Soni juz coarz gorzej. Telefon odbiera Jej syn, kaze Mu powtoryc, ze jestem w drodze, a bede za dobra godzine, niech to przekaze swojej Matce. Obiecal powtorzyc!
Przy podrozowaniu autobusami miejskimi w moim miescie - uiszcza sie jedna oplate za wejscie do autobusu, i otrzymuje sie (na wlasne zyczenie) - bilet "przesiadkowy", ktory okazuje sie (wciaz ten sam) przy kazdej zmianie autobusu, byleby jechac "przed siebie", ale nie wolna cofac sie, bo za ten manewr - placi sie juz nowa cene, czyli oplata nowego przejazdu. No, wiec , biore ten "przesiadkowy " bilet, i ide na drugi autobus...Zimno jak diabli, wieje porwisty wiatr, urywa mi sie czesc "przesiadkowego" biletu...No, coz, przeminela z wiatrem jedna czesc, ale druga - wciaz w dloni. Nadjezdza drugi autobus. Okazuje wiec na wpol urwany bilet, tlumaczac, co sie stalo. Kierowca w ogole nie reaguje, kaze mi siadac, i zyczy mi dobrego dnia! Przyzwyczajona juz do okreslonego standartu traktowania ludzi jak nie potencjalnych przestepcow, a raczej - nieszczesnikow, ktorym sie zdarza urwanie czesci biletu na wietrze, nie zdaje sobie nawet sprawy, ze ktos moglby kwestionowac moja uczciwosc! Pedze juz na trzeci autous, ktory wlasnie nadjezdza, okazuje resztke biletu "przesiadkowego", sadowiac sie do wygodnego miesca, az tu nagle slysze - "przepraszam pania, ale ja tego biletu nie moge uznac, bo nie zawiera on zasadniczej czesci, na ktorej uwidoczniona jest trasa (pamietacie zasade-"byle by do przadu"?) do przadu, czy z powrotem...Wobec tego, prosze uiscic nowa oplate za przejazd". Wszytsko powiedziane uprzejmym tonem, ale mnie to nie wystarczylo, i zaczelam sie "rzucac" i klac na cala firme przewozowa! Ale, coz moglam zrobic? Zaplacilam kolejna porcje "przejazdowego", i usiadlam. Po chwili, gdy juz sie uspokoilam, GS sie odezwal..No, bo przeciez, nie da mi spokoju! Zawsze mnie dopadnie, czy chce tego, czy nie! I juz wiedzialam co bede musiala zrobic. Poprostu, przeprosic za zle zachowanie kierowce, ktory niczemu nie byl winien, i spelnial swoja "powinnosc" - egzekwujac nowa oplate za przejazd. Krotko wiec przed wysiadka, podeszlam do Kierowcy, i zaczelam przepraszac, znowu liczac, ze "dostane brawa", i ze kierowca stwierdzi, iz naprawde sie nic nie stalo, i moze zwrocic mi za ten przejazd pieniadze! O jakze sie pomylilam! On nawet na mnie nie spojrzal! Zignorowal mnie zupelnie! Oj, zabolalo to moja dume, zabolalo! (teraz juz wiecie, czego tak walcze z moja niepokora!).
Jestem juz u Pani Soni, a ta wita mnie oschla mina, i zarzuca mi nieuczciwe podejscie do biznesu, bo Ona tu na mnie czeka, a ja po drodze - zalatwilam sobie pewnie inna robote, i spozniona - przychodze do Niej, by tylko "odwalic" swoje w krotkim czasie! No, tego to juz bylo dla mnie za wiele, nic nie mowiac, zbieram sie do wyjscia, a Ta-zdezorientowana - pyta mnie sie, o co mi chodzi? A ja w bek! Bo ja naprawde uczciwie jechalam do Niej, odbierajac po drodze telefon od Synka, ktory wlasnie mi powiedzial o dzikich manewrach swojej Siostrzyczki w domu Niani, a Pani Sonia jeszcze smie watpic w moja usluznosc wzgledem Jej Osoby! Wyrzucilam z siebie wszytsko, ze ja wydalam cala stowe za bawienie Dzieci, by zarobic na czysto-siedemdziesiat, ze jakis kierowca mnie traktuje jak jakas oszustke, ze , w koncu - to ja uprzedzilam Ja (przez Jej Syna) o pozniejszym moim do Niej przyjezdzie, a tu jeszcze pomyje sie na mnie wylewa, i ze ja to sobie juz chyba pojde! Pani Sonia sie przetraszyla, ale, niestety, oczy mi sie otworzyly, poznalam juz swoje miejsce, jestem kochana, mila i dobra, jak robie "wedle zyczenia", a jak tylko nie tak cos pojdzie, to nie ma "zmiluj sie"!
W koncu, by uciszyc moj placz (bo co Jej Syn o Niej pomysli, ze ja przez Pania Sonie placze?), tlumaczy mi, ze Syn Jej niczego nie powtorzyl! Godze sie na taka wersje, bo awanturniczka nie jestem, i biore sie do "robotek recznych", ale nic mi sie juz nie kleilo, niestey...Dopiero pozniej, jak sobie juz tak robotkowalam, powoli zaczelam przywolywac dobre myli do siebie. Otoz, nie bede gniewala sie na Nianie, ze wziela ode mnie tak duzo forsy, bo dzieci mam nie -za -slodkie, wiec, niech sobie ma, a ja niczego tak naprawde nie stracilam, bo dlam komus zarobic, i w zapomnienie mi to nie pojdzie, i ze w ogole, to dobrze jest Komus dac a nie ciagle ciagnac do siebie! A, co do pani Soni, to z kolei, coz ja Jej moge poczytywac za wine? Urodzila sie i wychowala w kulturze, w ktorej, pieniadz odgrywal i nadal odgrywa -znaczna rola , i frajerem jest ten, kto nie umie walczyc o swoje, a zyskiem jest kazdy dolar zaoszczedzony na sprzataczce i sklepikarzu, i wlasnie taka filozofie - choc moze nie w bezposredni sposob - wyznaje wiekszosc Jej Wspolplemiennikow, ale to nie jet juz tylko oznaka Tegoz ze Plemienia, ale ogolnie - chciwej Ludzkosci, w ktorej, tylko "naiwni" maja skropuly...i daruja sobie finansowe straty na korzysc wlasnej satysfakcji...
Po powrocie do domu wita mnie moj Maz, zapytaniem -oskarzeniem, dlaczego ja juz zaplacilam pieniadze Niani, bo On wlasnie sie Jej zapytal, a w odpowiedzi, dostal zwrot 40 dolcow nadplaconych za pilnowanie naszych Latorosli! No, pieknie! Znow sie Krycha tlumacz, tlumacz sie cale zycie przed kazdym za wszystkie przewinienia, a nawet za dobre intencje, ktore - jesli nie przemyslane - moga tylko komplikowac komus zycie! No, bo gdyby Maz moj sie nie zapytal, ile jest winien Niani, to by nie dostal owej reszty, a tak , wygladalo na to, ze sie o te reszte upomnial! Nie odmowie logiki temu mysleniu, tylko znow mnie trafilo, bo, przeciez ja taka dobra, i uczynnna i troskliwa, tylko ten paskudny swiat sie przeciwko mnie sprzemierzyl!
Konczy sie dzien, za siedem minut - zacznie sie juz jego kolejny, nowy numer...Zmeczona, koncze swoje wywody...Wiekszosc swoich negatywnych doswiadczen dzisiejszego dnia - niestety - sama "wyprosilam " od losu, prowokujac go swoim zachowaniem! Bo, przeciez , gdybym zachowala odrobine pokory, to Innym i mnie z Innnymi-lzej by sie zylo! No, nie? O Dobry Boze, jak widze, nie zostawiasz mnie samej, nawet komunikujesz sie ze mna przez tak nieudany dzien, tylko po to, by uczynic mnie lepsza! Ale, powiem Ci cos, ciezko mi sie nieraz rownac ze Swietymi, ja tak daleko od Nich jestem! No, ale Ty wiesz lepiej, bo widzisz wszytsko "z lotu ptaka"...
anezob
1 stycznia 2007, 18:57niech rok 2007 będzie dla Ciebie taki jakiego sobie życzysz, niech króluje w nim miłość i zdrowie, życzliwość, uśmiech i same radosne dni... niech sie spełnią wszystkie marzenia i plany, no i oczywiście w zapomnienie odejdą kilogramy :)
gkoperska
1 stycznia 2007, 02:35Piszesz Krysiu, że nie okazałaś dość pokory ? A mnie się wydaje, że jesteś zbyt pokorna i spolegliwa i dlatego każdy może Ci na głowę wleźć! Życzę Ci więc, abyś nauczyła się bardziej cenić siebie, więcej asertywności, musisz nauczyć się odmawiać innym, a nie wciąż przepraszać za swoje zachowanie. Musisz bardziej cenić siebie !
jojo39
31 grudnia 2006, 10:17<img src="http://smileys.smileycentral.com/cat/8/8_6_35.gif" alt="SmileyCentral.com" border="0"><img border="0" src="http://plugin.smileycentral.com/http%253A%252F%252Fimgfarm%252Ecom%252Fimages%252Fnocache%252Ftr%252Ffw%252Fsmiley%252Fsocial%252Egif%253Fi%253D8%252F8_6_35/image.gif"> Z ostatnią kartką kalendarza zerwij wszystkie złe nastroje, zapomnij o wszystkich nieudanych dniach, przekreśl niewarte w pamięci chwile... Wejdź w Nowy Rok tak, jak w pięknej sukni wchodzi się na najwspanialszy bal świata.
pusia61
31 grudnia 2006, 02:02słoneczko, taki dzień zdzrza się każdemu z nas, najważniejsze jest żeby umieć wyciągnąć z tego wnioski i przejść nad tym 'do porządku" jutro będzie zupenie nowy dzień i to jest najważniejsze.
magdast
30 grudnia 2006, 21:39Dziękuję za wpis...pewnie , bo jakżesz by inaczej. A jeśli chodzi o takie dni to ja także takie miewam....mam wtedy ochotę zamknąc sie w domku i schowac w kąciku żeby coś mi na palce nie spadło...ale zawsze jest nowy dzień, nieprawdaż ??? trzymaj sie ciepluchno
anakow
30 grudnia 2006, 15:06są czasem te trudniejsze dni..gdy wydaje nam się, że wszytsko idzie nam na przekór..trudno wymagac opanowania...człowiek boryka się z własna osobą...a do tego los stawia przeszkody...głowa do góry krysiu...jutro jest kolejny dzień w którym możesz się wykazac...ale dzień faktycznie pełen wrażeń.<br>Niech ta Gwiazdka Betlejemska, <br>która wschodzi tuż po zmroku, <br> da Wam szczęście i pomyślność, <br> w nadchodzącym Nowym Roku.
stellabella
30 grudnia 2006, 13:31Kuligiem chciałam do Ciebie jechać, lecz kare konie nie chciały czekać. Porwały sanie, mkną pod gwiazdami a ja zostałam sama z życzeniami. Ale gdy tylko okno otworzysz, w świeżym płateczku życzenia złożę, w gwiazdce co spada tutaj z obłoków będę ci życzyć. Do siego Roku!!
eMalutka
30 grudnia 2006, 06:44Ciężko być świętą jak wszystko skupia się na nas dotkliwie i trafia w najczulszy punkt i kiedy sprawy podłe czy choćby nieprzyjemne nałożą się, nałożą.. Wiem coś o tym.Podobało mi się to że kiedy jesteś na kogoś zła i wydajesz opinię to nie obywa się bez rozsądnych przemyśleń:) Czyli nie smarujesz kogos jak leci.Podziwiam.Mnie często puszczają nerwy.. Powodzenia z ambicją;) Masz wcale nie mniejszą no i ..ten SUKCES, spektakularny.Świetnie.