Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zdazyc przed Panem Bogiem....


i rzeknac - choc mile slowko, zanim...

    Helen nie nalezala do moich ulubionych kolezanek z pracy. Jakos nigdy nie "kliknelo" miedzy nami, i - choc - staralam sie bardzo , by nigdy , gdy Ja zobacze- nie ominac  Jej milczeniem, i powitac ja- "dzien dobry". Nie slyszalam (zwykle) odpowiedzi. Czasem probowalam sie podpytac Jej blizszych kolezanek, czym sie tak moglam "zasluzyc"- by nie uslyszec odpowiedzi na dzien dobry, ale zadna  kolezanek - nie miala gotowej odpowiedzi .Proponowaly  mi natomiast- poprostu "przelknac" ten kes, i nie zamartwaic sie bez reszty z tego powodu.No coz. Moja natura jest przeokropna, i jesli juz zainwestuje pare usmiechow i gestow dla Kogos, to nie po to bym miala byc zignorowana! moje "Ego"- tego nie trawi! Tak i bylo tym razem.
    Drugi dzien Swiat byl dniem dla mnie "roboczym". Juz wychodzilam z szatni, gdy nagle Helen zawolala mnie , by podzielic sie wiadomoscia o moim Znajomym, -na Jego prosbe. Bylam zdziwiona, bo glos Helen byl bardzo cieply, i sposob w jakim sie do mnie zwrocila- nie mial w sobie goryczy ani zlosci, tak jakbysmy zawsze ze soba paplaly.Podziekowalam wiec Jej, i pociagnelam nasza krotka rozmowe-dodajac pare szczegolow.Na koncu- czulam potrzebe(silniejsza  niz moje ego) by zyczyc Jej (wciaz) radosnych Swiat i Szczesliwego nowego  roku(choc-wedlug planowanego grafiku-mialysmy sie znow spotkac -w Nowy Rok - wlasnie)....
     A w ranek Nowego Roku ...juz wiedzialysmy, Helen odeszla i juz nie powroci ...
Zdazylysmy przed Panem Bogiem! Zdazylysmy poslac sobie pare cieplych slow...Tak sie ciesze...Requiem In Peace
Helen!