Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
8 lat razem - krótka opowieść.


Jestem, jestem! Jelitówka chciała mnie zniszczyć, nie dałam się! To co w piątek się zaczęło to istny armagedon, byłam cała obolała jak przy grypie i wymiotowałam jak na zawołanie. Zaczęło się w nocy z czwartku na piątek - od 1 w nocy wymioty, do rana byłam tak umęczona tym wymiotowaniem, że moje zapotrzebowanie na sen było tak duże jakbym 3 doby łóżka nie widziała... Rano zanim Luby wrócił po nocce to ja już zdążyłam uryczeć się kiedy usiłowałam zrobić dziecku śniadanie, takiego bólu każdego mięśnia nie pamiętam żebym miała okazję zaznać. Nawet moja córka (16 miesięcy) widziała co się ze mną dzieje i skupiała się tylko na pocieszaniu mnie, przytulaniu, głaskaniu. I niech mi ktoś powie, że takie dziecko nie jest mądre, że nie widzi, że mama płacze albo jest smutna... Przyszedł Luby to mi pomógł, póżniej po śniadaniu córcię mama wzięła pod swe skrzydła, poszły na spacer wtedy D. postanowił odespać zarwaną noc a ja dalej wymiotowałam z częstotliwością większą niż ilość palców u rąk w ciągu godziny... I tak czułam się aż do dzisiaj, 4 dni wyjęte z życia. Przyszły moje długo wyczekiwanie buty w piątek a ja dopiero  dzisiaj je przymierzyłam - nawet Luby się śmiał, że na prawdę musi być źle ze mną skoro takie rzeczy zostawiam na potem. Przez te kilka dni modliłam się żeby tylko córcia się ode mnie nie zaraziła, bo to byłby armagedon do kwadratu. 

Co do mojej relacji z D. - rozmowa była, obiecanki były, poprawa była. No właśnie była - taki mały standardzik u niego. Sądzę, że jestem Wam winna małe streszczenie naszego żywota. Miałam wybór albo nic się nie odzywać albo jak już mówić to opowiedzieć z grubsza wszystko a nie ni z gruchy ni z pietruchy przedstawiam obecną sytuację nie wspominając o tym co było kiedyś, a przecież wszystko co dzieje się teraz jest efektem tego co miało miejsce w przeszłości.   

Znamy się od czasów kiedy to w moich nastoletnich czasach dorosłam do spędzania czasu na osiedlowym trzepaku. Dzieci bawiły się na placu zabaw, a nastolatkowie mieli przywilej zajmowania trzepaka. Wspólne osiedle, mieszkaliśmy kilka bloków od siebie. On 5 lata starszy, typowy lowelas. Wyrywał jedną za drugą za czasów siurka. Byłam świadkiem jego pierwszego poważnego związku, który rozwalił się, po prostu trafił na księżniczkę i każdy twierdzi, że podziwiają go za to jak się dla niej poświęca. Widziałam jak kochał nad życie, jak cierpiał kiedy w końcu powiedział stop. Po tej dziewczynie pojawiła się kolejna, kolejny poważny związek, zamieszkali razem w wieku 21 lat i wspólne mieszkanie zweryfikowało wszystko, nie umieli się dotrzeć i rozeszło się wszystko po kościach, Widać było, że nie cierpiał zbyt mocno ani nad wyraz długo. Później wspominając ten związek wielokrotnie potwierdził, że chyba jej nie kochał, że była kimś na zasadzie pocieszenia po tej pierwszej, W wieku 22 lat, kiedy to ja już miałam te 17 dalej całą paczką spotykaliśmy się na trzepaku. Ja już byłam po jakiś tam szybszych biciach serc ale nie miałam jeszcze żadnego chłopaka. I tak oto któregoś wieczora kiedy mieliśmy okazję zamienić ze sobą kilka zdań powiedział mi, że kilka dni temu zauważył we mnie kobietę, że wydoroślałam a on wiecznie widział we mnie te dziecko z początków trzepaka. Zaczęło się - rozmowy, spacery - długo byłam oporna na jego zaloty. Ale w końcu uległam. Oj było jak w bajce... Do dziś pamiętam jak przez nasze pierwsze 3 lata zgodnie twierdziliśmy, że nie umiemy się kłócić, jak każdy twierdził, że ciężko uwierzyć, że istnieją aż tak zgrane pary. My po prostu traktowaliśmy się jak najlepsi kumple - potrafiliśmy rozmawiać godzinami, dogryzaliśmy sobie jak mało kto, chodziliśmy razem na siłownię, oglądaliśmy mecze i graliśmy w gry. Później zamieszkaliśmy razem. Zaczęła nas zjadać rutyna... Ale nie daliśmy się, dzięki temu, że umieliśmy rozmawiać dochodziliśmy wielokrotnie do porozumienia, znajdywaliśmy rozwiązania dla tej sytuacji, Ja studiowałam, on pracował i tak mijały lata...Mieszkaliśmy razem, ślubu nie planowaliśmy - nie czuliśmy takiej potrzeby. Sądzę, że wynikało to z tego, że rodzice wciąż wypytywali o ten ślub, bo przecież nikt nie widział dla nas innego zakończenia niż przysięga przed ołtarzem. I chyba ta presja sprawiała, że chcieliśmy pokazać, że i bez ślubu może być cudownie i można tak żyć latami. Poza tym nie do końca mieliśmy wizję na ten ślub - raz marzyło mi się, żeby tata prowadził mnie do ołtarza i było 150 osób a za chwilę twierdziłam, że kiedyś przejeżdżając koło USC zajedziemy i tak spontanicznie w trampkach weźmiemy ślub. Czas leciał, przyszedł ostatni rok studiów. Postanowiliśmy, że po mojej obronie zaczniemy starać się o dziecko. Szybko odstawiłam tabletki i już na obronie byłam z brzuchem. Ciąża zagrożona - leżałam plackiem. D. pracuje więc przeprowadziłam się do mamy, bo potrzebowałam kogoś 24 na dobę pod ręką. Pomieszkiwał razem z nami aczkolwiek uciekał w pracę, kolegów. Czuł się u moich rodziców nieswojo stąd też szukanie zajęcia aby jak najmniej spędzać czasu ze mną. Po urodzeniu córci pierwsze 3 tygodnie spędziłam u mamy, później wróciliśmy do nas. Ale on dalej uciekał w pracę, kolegów. Pracuje w fabryce a jego rodzice mają sklep budowlany i po pracy jeszcze dodatkowo dorabiał u nich rozwożąc towar po klientach (robił to od x lat z różną częstotliwością), często jeździli z nim koledzy więc miał towarzystwo i czas miło płynął. Różnicy w naszym domowym budżecie jakieś znaczniej nie było ale on lubił to robić więc nawet jakbym chciała wybić mu to z głowy to byłoby ciężko. Ja angażowałam się w opiekę nad dzieckiem, fakt, może go trochę zaniedbałam. Ale to kiedy ja byłam w zagrożonej ciąży zostałam zaniedbana przez niego. Spędzałam całe dnie w łóżku na zmianę wałkując książki lub telewizor a on zaglądał do mnie, żeby się wyspać albo żebym nie gadała, że ma mnie gdzieś. Zdarzały się dni, że do mnie nie zaglądał... Po porodzie pomagał mi kąpać dziecko, czasami pobawił kiedy ja chciałam się umyć, w niedziele odwalił z nami spacer i to na tyle. Wciąż tłumacząc, że pracuje tam gdzie ma etat i jeszcze u rodzicow i to wszystko z mysla o nas, zeby byly pieniadze, zeby nam sie lepiej zylo, Prosiłam, zeby odpuszczal sobie pracę u rodzicow bo zaniedbuje w ten sposob nas ale ale na nic moje prosby. Zaczełam odkrywac, ze np wykonuje godzinny kurs a nie ma go 3 godziny - bo czesto towarzysza mu koledzy i czasami do kogos zajada albo podskocza na kebaba. I tak zaczelo sie sluchanie , ze tego musial podrzucic na dworzec a ten mial kapcia w samochodzie i dlatego tyle zeszlo...  Rozwozenie towaru to byl dodatek, to pretekst aby wybyc z domu. Bral kolegow i zaczynal sie 'wesoly autobus'. Wielokrotnie w rozmowach ja obiecywalam poswiecac mu wiecej uwagi, okazywac wiecej uczuc itp a on mial ograniczyc kolegow, znalezc dla nas wiecej czasu. Kilka pierwszych dni po rozmowie bylo super, chorowalam a on zajmowal sie małą. Ale dzisiaj juz czuję się dobrze i co ma miejsce? Dzis o 15 wyszedl rozwozic towar, wrocil po 20 (wiadomo, ze ze 2 godziny musial gdzies zabalowac, bo kto o 20stej rozwozi towar), zjadl, wykapal sie i poszedl do pracy na 22. Zwiększyłam ilość miłych słow i gestow o 500%, postaralam sie dzisiaj ze sniadaniem i obiadem i tyle mam w zamian... Jutro będę z nim o tym rozmawiac, musimy wszystko wyjasniac sobie na biezaco. Dzisiaj bylam zbyt wkurzona zeby cowolwiek poruszac. Plus taki ze wychodzac do pracy powiedzial, ze jutro ma caly dzien wolny i nie planuje nic robic wiec caly dzien spedzimy razem, Ale jak to bedzie w praktyce - czas pokaze. 

  • NaDukanie

    NaDukanie

    28 września 2015, 20:39

    Wiesz, miałam Ci nie doradzać ale jakoś przeczytałam kilka wpisów i ten przy okazji i nie radzę a tylko powiem Ci moje zdanie. Faceci to są takie dziwne kreatury zw jakoś tak nie potrafią odnaleźć się w sytuacji kiedy urodzi się dziecko. Często o to dziecko są zazdrośni i o to że kobieta nie potrafi podzielić czasu między dziecko a nich. Ale też sami często tego uczucia nie potrafią opisać i nie łatwo im się o tym rozmawia. Rozumiem że zagrożona ciąża itp. Ale zrozum też jego, mieszkając sami mieliście swoje życie i swoje rytuały jak to każda para a tu nagle wracasz do mamy i wymagasz od niego żeby z dnia na dzień się przyatosowal do sytuacji. Zanim on to ogarna umysłem to już urodziło się dziecko i zapewne nie miałaś dla niego tyle czasy. Mężczyzna często chce mieć dziecko ale nie zdaje sobie sprawy ze to dziecko wiele zmieni w małżeńskim życiu zwłaszcza przez pierwsze 3-4 lata. I przyznasz mi z pewnością rację że poświęcajac czas córce zapomniałaś troszkę o jego potrzebach a on odebrał to jak brak miłości. Czyli Wracając do punktu wyjścia nie potrafi zapewne nawet tego opisać. Co do kolegów to niestety, nie wiem jak wasza rozmowa wygląda ale może warto by mu było uświadomić że on zdecydował się na rodzinę, że decyzje o dziecku podjęlisciw wspólnie i warto by było zauważyć że jego koledzy nie mają obowiązków w domu więc mają masę czasu. Wiem co przerabiasz bo mój eks mąż też uważał że mogę być ja czekając na jaśnie Pana w domu i on hulajacy z kumplami. Jakże mylne było jego pojęcie na ten temat dlatego jest moim eks. I ostanie, wiem że już koniec bo widziałam wpis. Jesteś tego pewna? Jeśli tak to nie oglądaj się za siebie,nie zabrania kontaktów z dzieckiem bo córce ojciec będzie potrzebny a życie zweryfikuje czy jemu zależy. Nie macie ślubu więc główna opiekę nad dzieckiem sprawujesz ty i to jasne ze zostaje z Tobą. Jednak dziecko potrzebuje oboje rodziców. Uwierz mi byłam tam gdzie ty jesteś teraz tyle że ja nie miałam dziecka. I chodzi właśnie o to pogrywanie sobie z naszą wiara że ktoś może się zmienić. Życzę Ci powodzenia i przepraszam ze się rozpisałam :(

    • Lekochna

      Lekochna

      28 września 2015, 21:22

      Dziekuję za ten komentarz :)To racja, zaniedbalam go i oboje o tym dobrze wiemy, ale jesli obiecujemy sobie, ze oboje postaramy sie tp zmienic i ja daje siebie 200% w tym kierunku a on nic np to przepraszam bardzo... Kontaktow z dzieckiem mu nie zabraniam, zadzwonil z pytaniem czy w niedziele po poludniu moze zabrac ją na plac zabaw, dodal, ze jesli mam ochotę isc z nimi to nie mam nic przeciwko. Odprowadzilam ich na plac zabaw i poszlam na zakupy. Sadze, ze moze za tydzien czy dwa namawiac mnie do zmiany decyzji, bo chociaz zarzeka sie jak zaba blota, straszy mnie, ze wyjedzie za granice to wiem, ze szybko otworza mu sie oczy i zateskni. Ale ja na dzien dzisiejszy mowie 'nie'. Dosc mam tych przeroznych akcji kiedy to zawodzil, niedotrzymywal slowa, wystawial nas. Powiedzialam, ze postepujac w ten sposob pokazuje, ze nie szanuje mnie a ja nie jestem jakas slepa czy kulawa, ze mam wszystkie wybryki jego znosic i nic sie nie odzywac, bo trafil mi sie on jak slepej kurze ziarnko. Moze kiedys cos z tego bedzie ale przez najblizsze tygodnie nie widze takiej opcji, mam tego dosyc. Skupię się teraz na córeczce a on to sprawa drugorzędna i albo kiedyś się ocknie i będzie walczył o nas albo mówi się trudno. Nie obiecuje sobie zbyt wiele...

  • Asiek1994

    Asiek1994

    19 września 2015, 22:29

    To takie przykre, że niektórym tak łatwo przychodzi olewanie ważnych rzeczy w życiu. Kochana, bądź cierpliwa, powodzenia ;)

  • Mama_Krzysia

    Mama_Krzysia

    17 września 2015, 21:45

    kochana jestem w podobnej sytuacji więc wiem co czujesz. Podziwiam Cię że potrafisz mu o tym powiedzieć gdy ja milcze i czekam aż coś się zmieni :) oby Wam się szybko ułożyło i żebyście zakochali się na nowo odnajdując siebie

  • Monika123kg

    Monika123kg

    17 września 2015, 21:09

    Życzę byście się odnaleźli na nowo :)

  • iw-nowa

    iw-nowa

    16 września 2015, 16:30

    Dobrze, że lepiej się czujesz. A co do chłopa - życzę przede wszystkim, żebyś była szczęśliwa. Dobrze, że troszczył się o Ciebie, kiedy źle się czułaś, to dobrze o nim świadczy. A że potem potrzebował trochę czasu dla siebie - niektórzy czasem tak mają. Nie widziałabym w tym nic złego, jeśli nie towarzyszy temu zbyt duże spożycie wiadomo czego. Co by nie mówić - ludzie w parach powinni mieć podobne oczekiwania co do spędzania wspólnie czasu. pozdrowienia

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 16:34

      Czasami zdarza mu się wrócić dobrze wypitym ale to sporadyczne sytuacje, nie widze w tym jakiegos problemu, bo nie pije codziennie. Ale czyjemy się zaniedbywane przez niego, bo wiecej czasu poswieca kolegom niz nam... dziekujemy!

    • iw-nowa

      iw-nowa

      16 września 2015, 19:25

      Przyznam szczerze, że to zaniedbywanie jest bardzo niepokojące... Życzę Ci szczęścia!

  • rynkaa

    rynkaa

    16 września 2015, 16:25

    piekna historia, az wstyd o to teraz nie walczyc :) a moze jesli Wasze rozmowy srednio skutkują to jest ktos z kim mogby porozmawiac i wziac sobie do serca to co uslyszy?

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 16:29

      czesto jego mama jest tą osobą, ktorej przypada rola 'przemowienia mu do rozumu', rozmow bylo wiele ze srednim rezultatem. Ostatnio moj tata odwazyl się na rozmowę, wiem, ze Luby ma wielki respekt do niego i ceni go za caloksztalt, byla poprawa okolo 2 tygodni a pozniej po staremu... Moj tata twierdzi, ze on sam musi do wszystkiego dojrzec

    • rynkaa

      rynkaa

      16 września 2015, 16:31

      To ja już nie wiem co Wam poradzić, może faktycznie zostaje tylko czekać aż sam się opamięta, aż może nadejdzie taki dzień, w którym na dobre ulegnie czarowi Waszej córeczki i pozmienia priorytety. Powodzenia!

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 16:35

      dziekujemy :)

  • Karampuk

    Karampuk

    16 września 2015, 15:23

    kobieta zawsze szybciej dojrzewa po urodzeniu dziecka facet niestety nie, ale walczcie a na pewno sie uda

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:55

      tak tez zamierzamy, dziekujemy :)

  • Victtory

    Victtory

    16 września 2015, 14:58

    Początki waszego związku były piękne :) Dziecko zmienia wszystko i wtedy też zaczynają się pierwsze kryzysy. Nie dajcie się i walczcie. Ja urodziłam 3,5roku temu i teraz dopiero ponownie wracamy na własciwe tory z moim mężem :)

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:54

      My też sobie mówimy, że odchowamy córeczkę i wszystko powoli wróci do normy, ale to nie znaczy, ze teraz mamy zupełnie się nie starać... Zamierzam walczyc, bo wiem, ze moze byc jeszcze pieknie :)

  • BridgetJones52

    BridgetJones52

    16 września 2015, 14:47

    Życzę Ci, żeby Tobie i partnerowi układało się lepiej. Sama wiem, jak cenne jest, gdy mężczyzna angażuje się w życie rodzinne.

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:52

      dziekujemy :)

  • justagg

    justagg

    16 września 2015, 10:05

    Kiedys po takiej jelitowce trafiłam pod kroplówkę...dobrze, ze juz Ci lepiej i córcia zdrowa.

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:30

      Ja sobie mowilam, ze jeszcze jeden dzien i jadę do szpitala ale jakos przeszlo...

  • silva27

    silva27

    16 września 2015, 09:00

    Cóż mogę Ci powiedzieć...W wielu związkach zwłaszcza wśród młodych ludzi takie rzeczy się dzieją. Mężczyźni bardzo późno dojrzewają do takich rzeczy jak stabilizacja i posiadanie rodziny.. Ewidentnie Twój partner sobie nie radzi emocjonalnie z faktem, że macie dziecko i musi stać się "nagle" odpowiedzialny i dojrzały. Trzymaj się jakoś, musisz być póki co silna i dojrzała za Was dwoje, jeśli zależy Ci na tym związku, a może z czasem sytuacja się poprawi. Życzę Ci, aby się ułożyło się Wam jak najlepiej

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:29

      Gdyby mial 20 lat to rozumialabym to ale zaraz skonczy 31 lat, chyba już czas myśleć trochę bardziej poważnie.

    • silva27

      silva27

      16 września 2015, 15:33

      Dla Ciebie ten wiek to już czas najwyższy, ale widocznie nie dla niego, niektórzy nigdy nie dojrzewają do odpowiedzialności :-/ jeszcze innym odbija szajba po latach, faceci to dziwne istoty, trudno z nimi dojść do ładu...

    • Lekochna

      Lekochna

      16 września 2015, 15:56

      to racja :(