Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pomocy!!!! Kryzys!!!


Kryzys dopadł mnie po 3 miesiącach... Boże, to wszystko znowu wraca - ciągła chęć zjedzenia czegokolwiek, brak kontroli nad tym co jem. To trwa od tygodnia. Co robić? Jak przetrwać? Jak odnaleźć motywację? Pomóżcie! 

Nie chcę stracić tego, co dotychczas zyskałam. Waga 87 kg mnie nie zadowala, chciałabym zejść poniżej 80 kg. Jak znaleźć sens?

  • dorotamala02

    dorotamala02

    29 października 2014, 19:27

    Popieram wypowiedż Esther,cała prawda.Na bieżni biegłam 20 minut,prawie zgon a tu proszę tylko 160 kcal więc= mały jogurt.To daje do myślenia jak się sięga po żarełko.Dasz radę nie odpuszczaj!!!

  • ellysa

    ellysa

    29 października 2014, 09:34

    ja tez szukam sensu i jakos ostatnio go nie znajduje.....ale zycze Ci powodzenia:)

  • ZizuZuuuax3

    ZizuZuuuax3

    29 października 2014, 09:09

    Najlepiej podczas odchudzać jeść wszystko to co lubimy ale z umiarem, jeśli lubisz ciastka to upiecz sama np. owsiane. Nie uciekaj przed tym, bo może przyjść czas że rzucisz się na wszystko.

  • Esthere

    Esthere

    29 października 2014, 08:29

    Widzisz, niektóre rzeczy robią chęc na więcej....Jeśli spozywasz węglowodany proste w dużej ilości, to nic dziwnego. Po tym są szybkie skoki i spadki glukozy, no i wilczy głód gotowy... Staraj się jeść produkty z pełnego ziarna. Zauważyłam, ze po bułce białego pieczywa zaraz jestem głodna, a po kromce pumpernikla mogę spokojnie prawie wytrzymac do obiadu ( w międzyczasie popijam kawę, herbatę). Druga rzecz- PIJ. to oszukuje żołądek. Nie dopuszczaj do uczucia pustości. Pij, to pozwoli przetrwać. Po trzecie- ruszasz się? Wiesz, co mnie zmotywowało? Poszłam na siłownię. Po prostu kupiłam karnet, i sprawa się sama rozwiązała. Kupiłam za większą kwotę, żeby mnie nie kusiło odpuścić. No i weszłam na bieznię. Tam jest licznik kalorii spalanych...Jak zobaczyłam, że na spalenie 50 kalorii ( tylko! ) potrzebny jest wcale niemały wysiłek, od razu się przywróciłam do pionu!!! Cholera, ile to jest 50 kalorii? Ciasteczko kruche? Pół bułki? Pół parówki? Pomysłalłam, że skoro tak trzeba zasuwać, żeby to spalić, to ja dziękuję, lepiej się po prostu nie obżerać. Po prostu za dużo wysiłku potem trzeba wkładać w wyrównanie swojej głupoty i zachcianek. Bilans jest prosty- jesz i mało ruchu- tyjesz. Ograniczasz jedzenie i ćwiczysz- chudniesz. Ale: im mniej jesz, tym bardziej się przyzwyczajasz. Żołądek się kurczy, najadasz się większą ilością. KONIECZNIE ĆWICZ. Zobacz na własne oczy spalanie kalorii na wyświetlaczu. Mnie to otrzeżwiło!!!!!!!!!!!!!!! Schudnę, żeby nie wiem, co!!! A Ty juz dziś przerwij ten narkotyczny ciąg jedzenia. PIJ. No i raz, dwa, szukaj siłowni i kumpeli do zmotywowania. No, bez ociągania, zrób to dziś!!!! Rozregulowałas sobie apetyt, niepotrzebnie. Organizm to delikatne naczynie, zaraz to podłapie, i będzie po efektach starań. Chcesz tego???