Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1194
Komentarzy: 12
Założony: 18 kwietnia 2016
Ostatni wpis: 23 lipca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Loczkowata

kobieta, 36 lat, Rzeszów

161 cm, 86.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 lipca 2016 , Komentarze (2)

Taaa...to ja. Obibok. Dieta pięknie generowana przez panią dietetyk, przekładana przeze mnie co dzień na jutro...W ten sposób od 3 tygodni moja waga waha się- raz w górę, raz nieznacznie w dół. Druga zmiana w pracy (9-17) rozwala mi całkiem porządek mojego dnia. Do pracy brałam co było pod ręką- ale z "listy pokarmów bezpiecznych". Regularne jedzenie?- Niekoniecznie i nie zawsze... W pracy moje drugie śniadanie musi zaczekać, bo akurat w tym momencie dwóch przedszkolaków ma konflikt dotyczący koparki, inny woła z toalety "Paniiii!...zrobiłem już kupkę!", do tego dzwoni ktoś do drzwi, a w drodze do nich jeszcze jedno dziecko prosi o nożyczki a inne czy może dostać kolorowanki.... Tym sposobem nagle moja pora jedzenia przesuwa się o godzinę- w najlepszym przypadku :) Ale lubię swoją pracę ;)

Od nowego tygodnia trzymam się diety- wtedy mam czyste sumienie i wiem, że jem to, za co płacę;) Ruch? Orbitrek póki co stoi i się kurzy, rower czeka, ale mam ruch w domu podczas domowych obowiązków- sprzątanie, prasowanie, pranie itp...

Przypomniałam sobie dlaczego chcę lepiej wyglądać i poczułam nową siłę:) Będzie ok.

4 maja 2016 , Komentarze (5)

Wypad majówkowy prawie udany. Pogoda w miarę ok i spotkanie rodzinne świetnie się udało. Urodziny wujka, na których wybór ciast był przeogromny i sałatek też nie brakowało...aaa jednak...z urodzin wróciłam głodna jak wilk! Bo wiedziałam, że jak "spróbuję", to '"zeżrę" co się tylko będzie dało :P Ciasta? Serniczek, szarlotka, karpatka, a to z galaretką, a to z masą, albo jeszcze z czymś innym pysznym i mega tuczącym. Myślałam, że uda się nam wyjść przed tortem. A gdzie tam! No ok, to to tylko ciuteczkę na koniuszek łyżeczki...mmmm...obłęd. No to komu w drogę temu czas! A w domu zaraz po wejściu zaczęłam się brać na smażenie placków z marchwi i płatków owsianych:) Trochę głoda zaspokoiło;)

Dziwne, choć znane uczucie dopadło mnie w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jakoś gorąco mi było, zimno, pierdoły mi się śniły, pić mi się chciało...Tak. Rano okazało się, że jestem chora, ale zanim dostałam potwierdzenie od szwagierki lekarki, zdychałam 2 dni w łóżku... Sama była zaskoczona, jaką mam paskudną anginę.

Angina- jak już mnie dopadnie, to na całego. Ledwo ślinę mogę przełknąć, nie wspominając już o pokarmach stałych. Także od poniedziałku jestem na wodzie, wczoraj malutki jogurcik i tyle. Przy anginie nic nie ma smaku, bo nie masz apetytu. Jedyne co, to chciałoby się, aby 5 dni szybko minęło, i żeby można było przełykać ślinę :/....Wiem skąd angina- zimny kompocik :] Zawsze jak napiję się coś zimnego to potem mam problem... :/

Jedyny plus- waga mi spadła do 75,3kg.

Konam....:/

27 kwietnia 2016 , Komentarze (4)

Natłok obowiązków domowych, a do tego szukanie coraz to innych rzeczy do zrobienia...bo zaraz skończy się urlop i wracam do pracy...Yhhh...

Odchudzanie? No cóż, jedzenie co 3 godziny to dla mnie zdecydowanie bardzo często. Wydaje mi się, że lodówkę bez przerwy otwieram i coś z niej wyciągam... No ale wcześniej było tak, że im bardziej dzień się rozkręcał, tym więcej jadłam, a wiadomo- najwięcej wieczorem, po pracy, po stresach, po położeniu dziecka do łóżka...O taaak, wtedy to zasiadałam i wsysałam jak odkurzacz to co się da.

Ruch? Heh, wczoraj ambitnie zaplanowałam 1h do 1,5h ostrą jazdę na rowerze po okolicy i dalej. Oczywiście sportowe wdzianko, sportowe butki i jazdaaaaa....Boooże! 20 minut i z rozpaczliwą nadzieją pedałowałam co sił w nogach, aby żywa do domu dojechać O_O Ja nie wiem, ale to chyba hamulec się 'dogiął' i przyciskał mi koło i jechałam jak czołgiem:/ Mąż coś zaradzi w wolnej a póki co stwierdził, że w sumie tak może będzie lepiej, bo będę miała większy opór i wypocę się, użyję większej siły i prędzej schudnę. Chyba...prędzej spadnę :D

Kolejna akcja- jest ogłoszenie, że ktoś sprzeda tanio Orbiteka. Oczywiście napaliłam się jak szczerbaty na suchary i "tak,tak, jedziemy, kupimy, pewnie!". Mój mąż- stoicki spokój i zastanawia się 2 dni. Wreszcie- jedziemy, rozmawiamy ze sprzedającym, oglądamy, mierzymy, kręcimy...bierzemy! Poziom mojej ekscytacji o mały włos nie spowodował eksplozji auta, ale dojechaliśmy, wtachaliśmy i stoi! Jest! Piękny! Prawie nowy! Czerwony! Stoi i zachęca mnie do ruszenia d*pska i wytopienia sadła... Tak. No pewnie, już lecę...jeszcze tylko obiadek dla męża i córki, poukładam materiały przedszkolne do pudełek, wybiorę zdjęcia do ramek na ścianę, zrobię szybko obiad dla siebie i wsiadam! Ehhh....to chyba kryzys! Do słodkiego mnie nie ciągnie, ale za to mam ciągle coś do zrobienia... Zastanawiam się, czy mi motywacja nie wyparowała chwilo O_o ...

21 kwietnia 2016 , Komentarze (1)

Jestem po lekkim śniadaniu. Odwiozłam dziecko do przedszkola, jak huragan przeszłam przez mieszkanie i w tempie błyskawicznym rozniosłam wszystko na swoje miejsce. Jest porządek- tak jak lubię, wtedy mogę się skupić i wziąć się za jakąkolwiek pracę. Przygotowanie do treningu, trening i drugie śniadanie. Hmmm...w czasie tego treningu przypomniało mi się, jak rok temu latałam na siłownię 4-6 razy w tygodniu, jak szybko moja sylwetka się zmieniała na lepsze, chociaż szczerze mówiąc nie widziałam tego, prócz odczuwalnego luzu w spodniach. Doszłam wtedy do mojej wymarzonej wagi 59kg...ale w głowie nadal miałam "gruba, gruba, gruba...". Teraz cel to 60kg. Jak osiągnę sukces, pomyślę o kolejnym wyzwaniu;)

Zaraz zrobię zdjęcie wielorybowi, żeby zobaczyć, czy po określonym czasie zmieniło się coś u niego;)