Jakiś czas temu na siłowni ćwiczyłam z mym mężczyzną mięśnie brzucha. W tym czasie do bieżni podeszła jakaś czarnoskóra studentka jakich w naszym mieście pełno. Ustawiła bieżnię na 19, a ta zaczęła wydawać z siebie dziwne dzwięki. Spojrzałam na chłopaka, on na mnie z niemniejszym zdumieniem, przerażona pytam się go "co ona robi?!". Dziewczyna zaczęła przygotowywać się do wskoczenia na bieżnię machając po taśmie jedną nogą i w końcu hops.. jest! Biegła tym szaleńczym temptem mając nogi pod brodą przez 30 sekund po czym z tej bieżni zeskawiwała i taki cykl powtórzyła kilkukrotnie. Pamiętam, że wtedy powiedziałam K coś takiego "skoro nie daje rady na 19nastce to po co sobie ustawia taka prędkość i wymięka po kilkudziesieciu sekundach..?". A teraz już wiem co robiła! Ha! Interwał, który i mi nie był obcy, ale jej interwał był w fazie beztlenowej. 30 s sprintu i 30 s odpoczynku. Ja stosowałam interwał taki: 1 minuta biegu, 1 minuta marszu. Dobry, owszem, jednak czytając różne artykuły przekonałam się że skuteczniejsze będzie baaardzo duże zmęczenie w krótkim czasie, przerwa i tak ok 15 razy. Zastępuje to z powodzeniem, ba! nawet z lepszym skutkiem trening aerobowy. Chyba już nigdy nie wskocze na orbitreka i nie będę na jednym poziomie ćwiczyć 20-30 minut. Takie treningi jak się okazuje mogą przynieść nawet odwrotny skutek, a jaki dokłądnie? Polecam portal potreningu.pl.
Tylko mam jedno pytanie- jak wskoczyć na bieżnię i z niej zeskoczyć kiedy ta osiąga taką prędkość?! Już mam przed oczyma jak próbuję to zrobić i ląduję niczym naleśnik na podłodze ku uciesze wszystkich ćwiczących. Chyba zacznę od prędkości takiej jak 3 :D
A! Dzięki zapoznaniu się z różnymi badaniami itd przekonałam się ostatecznie do treningu siłowego. Chyba muszę zwrócić honor mojemu chłopakowi ;) Po ostatnim mam takie zakwasy w mięśniach ud, że mam problem z tym by sprawnie usiąść na krześle chociażby! Brrr.
Zrobiłam sobie i K. plan na ten tydzień. No dobra, plan to za dużo powiedziane ;) To nic innego jak tabela z dniami tygodnia podzielona na mnie i na niego. Pokazałam to wczoraj K. i powiedziałam że do końca tygodni każde pole ma być wypelnione jakąś aktywnością fizyczną czy to siłownią, czy ćwiczenami z Mel B których chcę spróbować. Ochoczo się zgodził, pod warunkiem że dam mu wolną niedzielę ;D Zobaczymy :)
Co do dni poprzednich..
Środa, Czwartek- kolejne dni diety oczyszczającej.. Uhhh, ciężko było.
Piątek- jakieś lekkie dania których nawet dobrze nie pamiętam
Sobota- na śniadanie kanapeczki na chlebku pełnoziarnistym z bieluchem light i dzemorem truskawkowym
Obiad: piers kurczaka pieczona w folii, ryż, surówka z pekińskiej
Kolacja: kanapeczki z ulubuioną polędwicą wiśniową
Aktywność: rano squash, wieczorem siłownia
Niedziela:
śniadanie- podobnie jak w niedzielę
obiad- uuu tu trochę zaszaleliśmy ;P Troszkę zupki ogórkowej, potem risotto z kurczakiem i warzywami, a na deser.. ;) torcik cytrynowy. Torcik to duzo powiedziane, bo to nic innego niz kisiel z galaretkami wylane na biszkopty i z zatopionymi kawałkami owoców, w tym przypadku bananów. Okey, może i ma trochę cukru ale przynajmniej tłuszczu 0 ;P Raz na tydzień można :P
Kolacja: kanapeczki z pieczoną piersią z kuraka
Aktywność: squash
Myślę nad wprowadzeniem posiłków co 2h. Dobre to to? ;)
PannaAgata
3 lutego 2014, 11:57ja tez wydłużyłabym przerwy między posiłkami do 3 h. Tez tak mniej więcej jem. Nie odważyłabym się wskoczyc tak na bieżnię ;) mniejsza z możliwością kontuzji, ale gapienia się na mnie jak na wariata przez innych cwiczących raczej bym nie zniosła! ;)
scotland21
3 lutego 2014, 11:23jeszcze takiego wskakiwania i zeskakiwania z biezni nie widzialam :P Mysle ze jedzenie co 2h to troche czesto mysle ze co 3-4h wystarczy.