Jestem pełna podziwu dla naszej Krysi i do jej zdolności współodczuwania :) Jak Ty to robisz Kobieto??:))
Wczoraj po długim owocnym dniu pracy - spotkania z młodzieżą w związku z wydarzeniami w Gdańsku, ostatnie dwie godzinki spędziłam na gaworzeniu o życiu z kolezanką z pracy.
Takie babskie gadanie - 30 letnia dziewczyna stoi na rozdrożu, ponieważ czuje jek bije jej zegar biologiczny,a właśnie zerwała z mężczyzną, który zabrał jej spory kawałek życia,
W trakcie rozmowy uświadomiłam sobie nagle, że jak człowiek nie ma poważnych problemów, to szuka przysłowiowej dziury w całym.
Pisze teraz oczywiście o sobie :))
Bo oto stanął mi przed oczami obraz mojego życia - mężczyzna, który rozumie mnie tak, jakbyśmy byli jednością, corka obdarzająca mnie sporą dawką emocji, bez których moje życie stałoby się ubogie, nastoletni syn, który spełnia wszystkie oczekiwania - po prostu stabilizacja, spokój i szczeście :))
W tle jakieś tam odchudzanie, oczekiwanie, problemy dnia codziennego?? To odrobina pieprzu i soli - tak żeby poczuć smak zycia :))
Tak Krysiu - zatrzymałam się i przejrzałam na oczy :))
Krstyna
2 listopada 2006, 19:06nastapi, jak zapamietam pisownie wyrazu:szczegol! Pozdrawiam!
Krstyna
2 listopada 2006, 03:36ja wlasnie dzisiaj bylam na plebanii...Wiesz co tam robie, bo nie czynie z tego tajemnicy,i, uwierz mi, przezywam aktualnie chwile wielkich przemyslen(takie "sredniowiecze" w zyciu kobiety....).Wlasnie przekonalam sie, ze to co aktualnie robie, nie uwlacza mi, daje mi nawet spora wolnosc, bo mam tyle czasu na "poukladanie"sobie swoich zkudlacialych mysli kobiety z rozterkami, ze inna praca nie dala by mi takiej mozliwosci.Przed paroma dniami, odwiedzili nas znajomi.Ona -pracuje w bardzo dobrej firmie, dobre zarobki, okresla sie jako spelniona ambicjonalnie , i ja Jej wierze! Ale, zupelnie nie moze zrozumiec, jak ja moge sie dobrze czuc z praca, ktora wykonuje! I nie sposob Jej wytlumaczyc, ze kazdy ma inna definicje ambicji(bo, czyz nie jest moja ambicja byc zadowolona, ze tego co mam, co robie?)Oczywiscie, nie ukrywam, ze praca momentami jest ciezka, tego nie mam zamiaru ukrywac przed swiatem!Ale, sa tez aspekty tej pracy, ktore stanowia wartosc nadrzedna(na przyklad-ucza mnie totalnej pokory wobec innych, bo z tym mam ciagly problem!)Nie wspomne o benefitach(sluchanie powiesci na kasetach,ulubionej muzyki, ze nie wspomne o modlitwie-bo co tu kryc-wiesz, zem grzeszna istota, to juz teraz Boga prosze, by mnie potraktowal z Milosierdziem!)Sprawdzaja tez sie moje para-detektywistyczne zdolnosci(o, to ja mam jakis talent!), bo z ulamkow zdarzen, z przedmiotow i ich traktowania-potrafie wysnuc nawet prawdziwosc sytuacji ich wlascicieli...)Poza tym, mam kontakt z pojedynczym Czlowiekiem ,ktory daje sie poznac od takiej strony, ze w tlumie nikt by tego nie dostrzegl!Prawdziwe klejnoty galerii ludzkich postaci!Ale, do czego ja wlasciwie zmierzam?Aha, do sprecyzowania pojecia szczescia...No, ze jest to bardzo umowna definicja, i uwzglednia Twoje wartosci, preferencje, i caly szereg innych szczegulow,ktore Ty cenisz najbardziej...A wszytskie te moje wody-wywody zamkne stwierdzeniem, ze Ty rzeczywiscie jestes spelniona kobieta, i doceniasz swoje szczescie, tylko-czasami-tak jak i ja-rozculasz sie nad paroma kroplami rozlanego mleka! I to tez jest piekne, tak samo jak kazda pozytywna wartosc w Twoim zyciu...
wlodek
31 października 2006, 13:34przeczytalam kilka ostatnich Twoich postów i postanowiłam do ciebie napisac.Otóż jestem ciocią dla adoptowanej przez mojego brata stryjecznego i jego żony, dziewczyny , dziś już 27 letniej.Adoptowali ja w wieku 6 miesięcy.Przyjęli do domu jak królewnę.Obsypali zabawkami i ubrankami o których moje dzieci w czsie kryzysu, gdzie na półkach królowała tylko musztarda, mogły pomarzyć. Moje corki są równolatkami z adoptowana Moniką.Dziecko było trudne do wychowania,nadpobudliwe,złośliwe, chłonące własciwie tylko co złe.Po 8 latach od adopcji bratowa urodziła swoje dziecko.I wtedy sie zaczęło.Nowonarodzonej siostry nie można było zostawic na chwilę w obecności Moniki, gdyz w każdej chwili mogła ja uderzyć, wyrzucic z łóżeczka, podać do ust łyżeczke z piachem itp.Matka obie córki traktowała jednakowo.Do 18 roku życia Monice nikt nie powiedział że jest dzieckiem adoptowanym, chociaz kilka razy rozmawiałam z matka Moniki na ten temat.Powiedzieli jej sąsiedzi w przeddzień 18 urodzin.I co awantura, ucieczka z domu, zle towarzystwo.Matka stawała na głowie żeby jej to wszystko wytłumaczyć ale Monika wiedziala swoje.Skończyły sie czasy informowania matki o swoich wyjściach.Robiła co chciała.Tylko matce zawdziecza , że ukończyla technikum.Ze dali jej świadectwo ukończenia bo do szkoły nie chodzila od półrocza.Następnie złe towarzystwo.Małżeństwo które rozpadlo sie po 2 latach.Ciągłe wyzwiska . przekleństwa kierowane do matki, , babci i ojca.Dochodzilo nawet do rekoczynów z jej strony.W takiej atmosferze wychowuje swojego syna.Używa takiego slownictwa jak ona.Stwarza problemy wychowawcze.W ubiegłym roku odwiedziła swoja biologiczną babcie.Chciała spotkać sie z biologiczna matką.Niestety matka nie chciała.Obecnie jest w 4 miesiącu ciązy i nie bardzo wie kto jest ojcem.Serce sie kraje , na widok jak cierpi jej adopcyjna mama.Jej juz nie da sie zmienić.Babcia jej powiedziala że to odbicie jej matki.I jak tu nie wierzyc ze te geny równiez sie przekazuje?.Mariolka zanim podejmiesz decyzje o adopcji- zastanów się mocno, żebys tej decyzji nigdy później nie żałowała.Masz wielkie serce ale czy wytrzyma ono jak twoje dziecko ktore wychowalas,dalas mu milość odplaci ci tak jak Monika.
roxy1
30 października 2006, 13:29Mariolu, że nie umiemy docecic tego co mamy - przeciez doceniamy ale ani Ty ani ja nie spoczywamy na laurach i dązymy do czegos więcej i stąd ta nasza wieczna pogoń i brak zadowolenia z nia dzisiejszego ale wiesz co to nie jest złe - to daje nam powera i chęc bycia lepszym, więcej wiedzacym, więcej mającym( i nie chodzi to o dobra materialne) wiesz ja nazwałabym to tez ambicją.A wyobraź sobie siebie zadowolona z tego co ma i nie dążącą do jakiegoś jutra?
mooniaa
29 października 2006, 16:20Tak....chyba najtrudniej nam cieszyć się z tego co mamy....łatwiej nażekać, że się nie układa, że coś nie pozwala być nam naprawdę szczęsliwym, niż stwierdzić, że wszystko jest idealnie...ale właściwie kiedy jest idealnie...i skąd wiedzieć, że właśnie teraz tak jest....ja staram się wierzyć, że posiadanie mojej rodziny, pracy, którą lubię powoduje, że jestem najszczęśliwsza na świecie....ale czasami zastanawiam się czy gdyby moje życie ułożyłoby się inaczej byłabym szczęśliwsza???...Ale to jest przecież błędne koło...trzeba potrafić cieszyć się tym co się ma, ja się cieszę.....Ty Mariolu napewno też....łap te chwile, są bezcenne i niepowtarzalne:)))
Bozka1
28 października 2006, 23:51przed chwilką u Krysi. Mądra to kobieta. Sprawa z Gdańska też dotyka mnie zawodowo. Bulwersuje i osłabia jednocześnie.Pozdrawiam!