Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień VIII i IX


Wtorek i środa już za mną. Niby mam wolne od pracy, ale i tak wciąż brakuje mi czasu wolnego. Dziś udało mi się kupić sukienkę i buty na ślub brata, efekt wizualny pozytywny, opinia mamy była pomocna :-) Przez niski wzrost mój wiek jest w dalszym ciągu mocno zaniżany, krawcowa określiła mnie jako gimnazjalistkę (muszę poskracać tu i ówdzie wybraną przez mnie sukienkę) :-( Może i w pewnym wieku byłoby się z czego cieszyć, ale nie wtedy, kiedy ma się 27 lat i chciałoby się, aby inni traktowali nas poważnie. Może jak stracę te zbędne kilogramy będę wyglądała na swój wiek, a przynajmniej na osobę pełnoletnią...Pełne policzki z pewnością pomagają w podtrzymywaniu iluzji mojego rzekomego wieku...Co do diety to w miarę nieźle się jej trzymam. Niestety zamienniki są niezbędne, nie wszystko mi smakuje, np. ten dzisiejszy koktajl z kefirem, pietruszką i awokado...niezbyt przekonujący smak jak dla mnie. Nie jadałam wcześniej awokado, a w sklepie nie było dużego wyboru, chyba były jeszcze nie do końca dojrzałe...Kolację powinnam mieć na słodko, czyli omlet z brzoskwinią i orzechami (w składzie była nawet wymieniona łyżeczka cukru!). Nie jestem uprzedzona do tej propozycji, ale dziś miałam ochotę na coś na słono, dlatego wybrałam kolację, którą zaproponowano mi na jutro, a więc tuńczyka w sosie własnym z pieczywem pełnoziarnistym i pomidorem - kaloryczność podobna. Smakowało :-) Składniki miałam na wyposażeniu, więc można było pokombinować z menu :-) zachowuję prawidłowe przerwy między posiłkami, ich liczbę i generalnie stosuję się do zaleceń, w tym tygodniu poza wymianą maksymalnie dwóch posiłków, łącznie z dzisiejszym, przestrzegałam sumiennie diety, zawsze sprawdzam kaloryczność przy zamianie. Nie jadłam nic ponadto, co miałam ustalone, chociaż ten tydzień jest dla mnie ciężki pod względem samokontroli - jestem w tym tygodniu u rodziców, a pokus czyha wiele...Wczoraj babcia namawiała mnie na winko i pyszne cukierki czekoladowe, ale nie ustąpiłam, patrzyłam tylko, jak zostają wchłaniane przez nią, tylko ślinkę przełykałam z herbatą miętową...Ależ to było trudne dla mnie, takie pyszne truflowe cukierki :-D W supermarkecie też nie lepiej, co chwilę jakieś zapamiętane przysmaki, miałam straszną ochotę na popcorn. Z drugiej strony myślałam sobie o konsekwencjach, o tym, jak wiele razy już sobie odpuszczałam i jak wiele razy później tego żałowałam, a co najważniejsze - do czego mnie to zaprowadziło...Nie mogę już patrzyć na swoje fałdy, na grube nogi i ramiona, na rozstępy. Wstyd mi, że doprowadziłam się do takiego stanu i z trudem walczę ze starymi nawykami, deszcz i chłód za oknem nie sprzyjają utracie zbędnych kilogramów, bo w pamięci wciąż pozostają te chwile, kiedy na taką pogodę sięgało się po kanapeczki ze smaczną konfiturą i ciepłe kakao. Potem tylko nóżki pod kocyk i odpalamy film, albo otwieramy ciekawą książkę :-) Na pocieszenie dodam, że ze wspomnianych przyjemności nie trzeba rezygnować, ale zdecydowanie w dniu dzisiejszym jedzenie wolę zastąpić ciepłą herbatką :-) W końcu już za rok kolejny sezon letni, trzeba będzie odsłonić nogi, będzie się chciało popływać :-) W tym roku praktycznie nie odsłaniałam ciała, ani nawet nie zamoczyłam kuperka w morzu, chociaż zawsze lubiłam wodę i pływanie... Może zapiszę się na basen, jak już znajdę pracę :-) Dziś bez ćwiczeń - nie jestem z tego duma, ale jak wspomniałam, i tak miałam co robić. Co prawda mistrzem organizacji czasu nie jestem, ale wstałam po 6 z przyzwyczajenia, nie leniłam się. Zamiast tak pisać bez ładu i składu mogłabym poćwiczyć...dziś znowu sobie daruję, pakuję się już pod kołderkę, ziiiimno (chyba dieta też tak na mnie wpływa, odczuwam brak energii. Dobrze, niech żołądek się kurczy, a co :-) Jak się rozciągnął, to teraz niech wraca do swoich dawnych wymiarów :-) ).