Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 27 lat i można powiedzieć, że niewiele brakuje mi do szczęścia, a właściwie to nie mam na co narzekać. Mam kochającą rodzinę i partnera, który mnie wspiera, skończyłam studia. Oczywiście moje życie nie jest usłane różami, jednak potrafię docenić to, co mam i co udało mi się do tej pory osiągnąć. Przede mną jednak niełatwe wyzwania - schudnąć 25kg, znaleźć nową pracę, podjąć się studiów (tym razem zaocznych), za które muszę sama zapłacić. Posiadam ogromną chęć do działania, a jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że droga wiedzie pod górę...w temacie odchudzania mam już pewne doświadczenie, jednak bez spektakularnych sukcesów. Do tej pory wszelkie moje wysiłki w tym kierunku charakteryzowały się spontanicznością i brakiem uporządkowania. Zdawałam się na siebie samą, jednak, jak chyba większości kobiet, dieta kojarzy mi się z niedojadaniem i forsowaniem siebie ćwiczeniami. Byłam dosyć wytrwała w bieganiu i ćwiczeniach fizycznych, jednak po pewnym czasie zabrakło mi sił, chęci i czasu...moja kondycja była w coraz gorszym stanie, zaczęłam podjadać, a nawet kładłam się z pełnym żołądkiem spać...obiado-kolacje znacznie przyczyniły się u mnie do wzrostu wagi. Późne powroty z pracy tylko mnie demotywowały, nie miałam ochoty przygotowywać sobie obiadu do pracy, zamiast tego każdego ranka kupowałam coś w sklepie, często też fundowałam sobie coś słodkiego do kawy...doprowadziłam swoje ciało do pierwszego stopnia otyłości, przy wzroście 152cm ważę 70,5kg... Nie załamuję się tym, jednak uznałam, że dalej zwlekać nie mogę, to najwyższy czas zadbać o siebie :-) Życzę sobie i Wam sukcesów. Dopiero zaczynam, ale czuję, że w kolejnym sezonie letnim będę mogła założyć bikini. Damy radę! :-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2342
Komentarzy: 36
Założony: 27 sierpnia 2017
Ostatni wpis: 5 października 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MartynaMariaKa

kobieta, 34 lat, warszawa

152 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 października 2017 , Komentarze (3)

Właśnie się "douczyłam" (kujon):D To co odczuwałam pierwszego i drugiego dnia po treningu to nie zakwasy, tylko DOMS (delayed onset muscle soreness) - zespół opóźnionego bólu mięśniowego. Jestem świeżo po programie treningowym "Slim fit" z Ewą Chodakowską i muszę przyznać, że pani Ewa nieźle dała mi popalić ;) Ale czuję się teraz super i każdemu polecam. Dopóki bóle mi nie ustąpią, a spodziewam się jeszcze większego bólu w ciągu najbliższych dni, to swoją aktywność fizyczną będę realizowała na rowerku stacjonarnym. Mięśnie muszą się zregenerować po tak długiej przerwie :)Dla samopoczucia warto 8)

5 października 2017 , Skomentuj

Zaniedbuję trochę ten pamiętnik ostatnio...Ale diety całkiem nie porzuciłam. Trochę w niej mieszam, przyznaję się bez bicia, ale generalnie trzymam się 2 zasad: nie przejadać się i nie jeść wieczorami. Oczywiście słodyczy też unikam. Już drugi dzień mam zakwasy po treningu z Chodakowską, zaraz ruszam na matę. Duch walki we mnie trwa, nie przytyłam :-P Schudłam troszkę, nawet nie ma się czym chwalić...jeszcze (mam nadzieję ;-) ). Pozdrawiam :-)

28 września 2017 , Komentarze (3)

Nie mogę się zebrać. Już tak dobrze szło...Ciągle ten sam schemat - dwa tygodnie diety, niesprzyjające celowi okoliczności i już, ległam. Zbieram się w sobie, próbuję stanąć znowu do walki. Nawet nie chcę wyliczać, co i ile zjadłam przez ten czas. Ważę się, ale niestety, widać efekty swobody w działaniu, braku samokontroli. Wstyd. Płyty z ćwiczeniami cierpliwie czekają na półce. Na razie zużywam energię tylko przy sprzątaniu. Choroba wymówkowa w natarciu. Nie będę czekać na przełom, działać, działać, działać, nic innego nie pomoże!!! Może to kwestia nastawienia? Wiem, że osiągnę swój cel (tak sobie wmawiam) i już jakby ciężar odpowiedzialności spada? A tu niestety, nic samo się nie zrobi ;) Powodzenia dla wszystkich przeżywających podobny kryzys, wierzę w nas :)

21 września 2017 , Skomentuj

Hmmm...chyba będę musiała od nowa odliczać dni diety. Po weselu brata żołądek mi się trochę rozciągnął i znowu ciężko mi jest nie jeść wieczorami, w końcu wesele trwało aż do rana...następnego dnia były poprawiny, klasycznie stół zastawiony. O ile pierwszego dnia na weselu dużo się ruszałam, tańczyłam, ogólnie bardzo dobra zabawa, to już drugiego pozwoliłam sobie na pyszności...nikt już praktycznie nie rwał się do tańca, a ja nawet miałam zakwasy :-D nie było mnie 4 dni w Warszawie i od 15 września zupełnie nie realizowałam postanowień diety, poza aktywnością fizyczną. We wtorek, z powodu wyrzutów sumienia, pojeździłam trochę (35min) na rowerku stacjonarnym. Wczoraj nic, ale za to lżejsza kolacja - zupa warzywna z kaszą jęczmienną. Niestety jem po 18. Dziś zamierzam zapanować nad swoim apetytem, zrobię odpowiednie zakupy na jutro. Nie będę jadła na noc. Pogoda za oknem nie sprzyja - zimno, deszcz...ale nie mogę ze zmianami czekać do kolejnych wakacji :-) 

13 września 2017 , Skomentuj

Środa 13-stego :-) Zjadłam śniadanie później niż zwykle, ale w przerwie między pierwszym posiłkiem a obiadem mam zamiar zjeść najwyżej owoc :-) Kiedy nie trzymam się ściśle planu diety to staram się jeść skromniejszy kolejny posiłek, albo nawet go pomijam (szczególnie wtedy, kiedy nie chce mi się wstać bardzo wcześnie rano, przed 6:00). Posiłki są skomponowane smacznie, ale póki jestem w domu ciężko jest utrzymać 100% normy. Dziś wracam, za godzinę mam autobus do Warszawy, więc reszta odbędzie się już planowo (tak myślę). Ogólnie waga spada. Dziś na czczo było 67,4kg, zaczynałam od 70,5. To już trzeci tydzień diety. Nie czuję zresztą, żebym bardzo wyrzekała się przyjemności jedzenia, bo grzeszki się zdarzają, ale wszystko mam pod kontrolą, myślę, że nie przekraczam 1600kcal dziennie. Najważniejsze jest dla mnie, żebym nie jadła na noc, czuję się dzięki temu lepiej i znacznie lżej :-) Póki co nikt nie zauważył u mnie spadku wagi, ale jest jeszcze na to za wcześnie. Myślę, że różnicę będzie widać dopiero po ubytku jakichś 5kg lub więcej. 

11 września 2017 , Komentarze (2)

Poniedziałek. Dziś po śniadaniu waga wskazała 68.5kg, czyli jest progres :-) Zobaczyłam już nawet 67,7 jakoś wczoraj lub przedwczoraj, ale to było na czczo, a poprzedniego dnia piłam dużo wody, więc pewnie stąd ten wynik. Nie dowierzam tym rewolucyjnie szybkim zmianom na wadze, lepszy jest postęp powolny, ale trwały, niż szybki, którym miałabym się cieszyć najwyżej tydzień...nie chcę takich skoków na wadze. Obawiam się, że to i tak na razie nie jest utrata tłuszczu, to chyba po jakichś 3 tygodniach odchudzania lub więcej...nie zagłębiam się tymczasem w ten temat, bo najważniejsze są zmiany nawyków, korzyści w postaci utraty kilogramów tłuszczu to dodatkowy benefit. Żebym jeszcze tylko zaczęła ćwiczyć, jak się należy...Dużo się ruszam, jestem aktywna, ale nie mogę się już doczekać, aż odpalę jakąś płytkę z ćwiczeniami :-) Póki co nie mam do tego warunków, siedzę jeszcze u rodziców i ciągle jestem odrywana od swoich zajęć. Za dużo się teraz dzieje przed ślubem mojego brata. Lepiej się już czuję i dostrzegam pierwsze zmiany, to była dobra decyzja :-)

9 września 2017 , Komentarze (2)

No i kryzys. Na szczęście tragedii nie ma, ale muszę uważać na takie grzeszki, bo potrafią się szybko rozmnożyć (ciasteczko tu, ciasteczko tam)...Niestety w domu ciężko jest utrzymać plan diety, ciągle słyszę "ale od tego nie przytyjesz", "zjedz z nami obiad" itd. Mam wsparcie w mamie, bo ona przynajmniej specjalnie dla mnie robi w garnku osobną, "chudszą" wersję obiadu - chude mięso drobiowe, bez sosów itp. Jak zjem coś "nieregulaminowego", to później staram się pomniejszyć swój kolejny posiłek o połowę, lub zjadam sam owoc. Nie przejadam się i chyba po tygodniu stosowania diety mój żołądek się po prostu przyzwyczaił do mniejszych porcji. Na razie nie mam problemów z nie-jedzeniem na noc. Trochę sobie to wszystko racjonalizuję, ale wiem, że nie mogę sobie pozwolić na łakomstwo i tego się mocno trzymam. Zauważam zmianę nastawienia do jedzenia, dłuższe przerwy między posiłkami już mi nie dokuczają (co 3-4h), chociaż wcześniej zawsze coś "skubnęłam" (z tych "skubnięć" potrafi się nazbierać kalorii, oj tak...). Nie jestem jeszcze mocno zdyscyplinowana, o czym w dalszy ciągu świadczy niestety brak ćwiczeń, jednak (znowu się usprawiedliwiam), dużo teraz chodzę, zdecydowanie się nie lenię. Wiem, że to wszystko w dalszym ciągu zbyt mało, bo do realnej, zauważanej zmiany potrzebne są ćwiczenia, będę się po nich czuła lepiej...W tym tygodniu niewielki spadek wagi (-0.3kg, ale ważyłam się po jedzeniu, więc chyba wiarygodny ;-) ). Zobaczymy, co pokaże kolejny piątek...A już w następną sobotę ślub i wesele mojego brata, to o diecie już zupełnie nie będzie mowy, ale nie mogę się przejadać na uroczystości, o nie :-) Nie chcę, żeby sukienka mi się rozerwała na boczkach :-)

6 września 2017 , Skomentuj

Wtorek i środa już za mną. Niby mam wolne od pracy, ale i tak wciąż brakuje mi czasu wolnego. Dziś udało mi się kupić sukienkę i buty na ślub brata, efekt wizualny pozytywny, opinia mamy była pomocna :-) Przez niski wzrost mój wiek jest w dalszym ciągu mocno zaniżany, krawcowa określiła mnie jako gimnazjalistkę (muszę poskracać tu i ówdzie wybraną przez mnie sukienkę) :-( Może i w pewnym wieku byłoby się z czego cieszyć, ale nie wtedy, kiedy ma się 27 lat i chciałoby się, aby inni traktowali nas poważnie. Może jak stracę te zbędne kilogramy będę wyglądała na swój wiek, a przynajmniej na osobę pełnoletnią...Pełne policzki z pewnością pomagają w podtrzymywaniu iluzji mojego rzekomego wieku...Co do diety to w miarę nieźle się jej trzymam. Niestety zamienniki są niezbędne, nie wszystko mi smakuje, np. ten dzisiejszy koktajl z kefirem, pietruszką i awokado...niezbyt przekonujący smak jak dla mnie. Nie jadałam wcześniej awokado, a w sklepie nie było dużego wyboru, chyba były jeszcze nie do końca dojrzałe...Kolację powinnam mieć na słodko, czyli omlet z brzoskwinią i orzechami (w składzie była nawet wymieniona łyżeczka cukru!). Nie jestem uprzedzona do tej propozycji, ale dziś miałam ochotę na coś na słono, dlatego wybrałam kolację, którą zaproponowano mi na jutro, a więc tuńczyka w sosie własnym z pieczywem pełnoziarnistym i pomidorem - kaloryczność podobna. Smakowało :-) Składniki miałam na wyposażeniu, więc można było pokombinować z menu :-) zachowuję prawidłowe przerwy między posiłkami, ich liczbę i generalnie stosuję się do zaleceń, w tym tygodniu poza wymianą maksymalnie dwóch posiłków, łącznie z dzisiejszym, przestrzegałam sumiennie diety, zawsze sprawdzam kaloryczność przy zamianie. Nie jadłam nic ponadto, co miałam ustalone, chociaż ten tydzień jest dla mnie ciężki pod względem samokontroli - jestem w tym tygodniu u rodziców, a pokus czyha wiele...Wczoraj babcia namawiała mnie na winko i pyszne cukierki czekoladowe, ale nie ustąpiłam, patrzyłam tylko, jak zostają wchłaniane przez nią, tylko ślinkę przełykałam z herbatą miętową...Ależ to było trudne dla mnie, takie pyszne truflowe cukierki :-D W supermarkecie też nie lepiej, co chwilę jakieś zapamiętane przysmaki, miałam straszną ochotę na popcorn. Z drugiej strony myślałam sobie o konsekwencjach, o tym, jak wiele razy już sobie odpuszczałam i jak wiele razy później tego żałowałam, a co najważniejsze - do czego mnie to zaprowadziło...Nie mogę już patrzyć na swoje fałdy, na grube nogi i ramiona, na rozstępy. Wstyd mi, że doprowadziłam się do takiego stanu i z trudem walczę ze starymi nawykami, deszcz i chłód za oknem nie sprzyjają utracie zbędnych kilogramów, bo w pamięci wciąż pozostają te chwile, kiedy na taką pogodę sięgało się po kanapeczki ze smaczną konfiturą i ciepłe kakao. Potem tylko nóżki pod kocyk i odpalamy film, albo otwieramy ciekawą książkę :-) Na pocieszenie dodam, że ze wspomnianych przyjemności nie trzeba rezygnować, ale zdecydowanie w dniu dzisiejszym jedzenie wolę zastąpić ciepłą herbatką :-) W końcu już za rok kolejny sezon letni, trzeba będzie odsłonić nogi, będzie się chciało popływać :-) W tym roku praktycznie nie odsłaniałam ciała, ani nawet nie zamoczyłam kuperka w morzu, chociaż zawsze lubiłam wodę i pływanie... Może zapiszę się na basen, jak już znajdę pracę :-) Dziś bez ćwiczeń - nie jestem z tego duma, ale jak wspomniałam, i tak miałam co robić. Co prawda mistrzem organizacji czasu nie jestem, ale wstałam po 6 z przyzwyczajenia, nie leniłam się. Zamiast tak pisać bez ładu i składu mogłabym poćwiczyć...dziś znowu sobie daruję, pakuję się już pod kołderkę, ziiiimno (chyba dieta też tak na mnie wpływa, odczuwam brak energii. Dobrze, niech żołądek się kurczy, a co :-) Jak się rozciągnął, to teraz niech wraca do swoich dawnych wymiarów :-) ).

4 września 2017 , Komentarze (4)

Poniedziałek. Moje postępy do tej pory: udało mi się dotrzymać diety w 98%. To wg mnie bardzo dobry wynik. Odstępstwa: kawałek chałwy w niedzielę po kolacji, ale nie zjadłam całego II śniadania (tylko grejpfruta). Czasami też zamieniałam jakieś dania, ale w granicach tego, co dozwolone. Tydzień już za mną, jestem zadowolona. Nawet po całym dniu waga wskazuje mniejszą masę. Nie jest to duża różnica, ale najważniejsze, że widzę postęp. Dziś miałam dużo ruchu, chociaż nie były to zaplanowane ćwiczenia. Dzień bez pracy, ale pełen wrażeń. Najbardziej cieszy mnie to, że zaczynam przywykać do chodzenia spać z lekkim żołądkiem, bo to było dla mnie największe wyzwanie. Nareszcie też rozpoznaje właściwe dla siebie porcje :-) Oby tak dalej :-)

3 września 2017 , Komentarze (3)

Sobota mimo pozytywnego nastawienia przyniosła mi trochę rozczarowań. Wieczorem z  trudem trzymałam się diety, o mały włos się nie wyłamałam...na szczęście wróciłam na dobry kurs, pomyślałam, że przecież kosztowało mnie to nie mało wysiłku i nie mogę poddać się już na starcie...Poza tym za 2 tygodnie wesele brata, to i tak o diecie nie będzie mowy (muszę wyjechać), chociaż zamierzam się pilnować, żeby wybierać mądrze i nie rozpychać żołądka. Nie poćwiczyłam, ale zajęłam się pracami domowymi. No tak, znowu się usprawiedliwiam, znowu wymówki ;-) Dużym wyzwaniem jest dla mnie na razie trzymanie diety, ale chciałabym w końcu zmotywować się też do ćwiczeń, od kolejnego tygodnia ostro biorę się za wprowadzanie tego nawyku. Dziś niedziela, ale może uda mi się poćwiczyć, skoro wczoraj nie dałam rady :-)