Niedziela była piękna. Mogłam odpocząć, udało mi się trzymać jadłospisu. Niestety, do czasu. Wieczorem pokłóciłam się z Narzeczonym i wpadła paczka chrupków. Natomiast dzisiaj już grzecznie (1865 kcal):
- śniadanie: 2 kromki pełnoziarnistego chleba z awokado, jajkiem i pomidorem.
- obiad: makaron ryżowy z wołowiną i papryką w sosie sojowym.
- przekąska: łyżka kremu cisteczkowo - korzennego (straaasznie miałam ochotę na ciastka).
- kolacja: kawałek domowej pizzy (mało sera, dużo pieczarek i oliwek).
Ułożyłam wczoraj jadłospis do czwartku włącznie, dzisiaj wszystko kupiłam i przygotowałam co się dało. Teoretycznie mam już też ułożone kolejne dni, ale w piątek, jak będę miała wolne, pewnie coś zmienię. Taki system - przygotowywania posiłków na dni, kiedy jestem w pracy (i mrożenia ich) - powinien się sprawdzić :)
Aaa, dzisiaj się ważyłam - podobno ubyło mnie 1 kg. Wiem, że to woda, ale i tak cieszy :)
onecia
23 października 2018, 09:25Gratuluję spadku - niekoniecznie może to być woda - może to wszystko po trochu :) Wbrew pozorom, ludzie na diecie maja stosunkowo mało zapasów wody podobno. Stąd powinno się pić dużo :) Powodzenia dalej :)
Mglawica
23 października 2018, 13:33Dziękuję :) Obstawiam jednak wodę, bo raczej średnio przestrzegałam swoich postanowień. Ale w tym tygodniu już się nie dam tak łatwo ;)